część pierwsza w poprzednim numerze
Ekspresowy balast
Lizbona to miasto kontrastów (podobnie jak cała Portugalia).
Osiedla nowoczesnych, plastikowo-szklannych domów sąsiadują
tu z dzielnicami zaniedbanymi i biednymi. W samym centrum
miasta widzieliśmy budynki o pustych oknach, niezamieszkane
i nadające się chyba tylko do rozbiórki. Z innych złaził tynk,
a podwórka jako żywo przypominały mizerię wielu polskich miast
i miasteczek. Ale wystarczyło przejechać kilka przystanków
autobusem - i stawał człowiek np. przed nowoczesnym kompleksem
handlowym Amoreiras.
Trzy przeszklone wieże, które celują śmiało w niebo, mieszczą
w sobie - oprócz setek biur - luksusowy hotel, 10 kin i ponad
60 knajp. No i to, co było magnesem dla Agnieszki: prawie
400 sklepów. Nie pamiętam już, jak długo łaziliśmy od sklepu
do sklepu, ale z pewnością za długo. Ta pielgrzymka skończyła
się fatalnie dla mojego portfela, a właściwie konta. Okazało
się, że najbardziej fantastyczną pamiatką z Lizbony będzie...
ekspres do kawy. Tak jakby w Polsce nie można było ich dostać.
Nie muszę chyba dodawać, kto wiózł potem to cholerstwo przez
pół Europy w plecaku...
Dziedzictwo Manuela I
Duch nowych czasów krąży cierpliwie po Lizbonie. W kilku
miejscach dostrzegliśmy, jak zrównywano z ziemią wstydliwe
pozostałości slumsowych dzielnic i szykowano miejsce pod budowę
ładnych domów (strajkujących nie było). Spokonie, nikt z rozpędu
nie zburzył zabytkowych budowli. A jest przynajmniej kilka,
z których lizbończycy mogą być naprawdę dumni.
Na pierwszym miejscu jest bez wątpienia klasztor hieronimitów.
Tak wielki, że nie zmieścił sie w kadrze! To niesamowita budowla.
Powiada się, że najznakomitsza w całej Lizbonie. Zbudowany
z białego kamienia, pokryty bogatymi i precyzyjnymi ornamentami
klasztor jest mieszanką gotyku, renesansu i jedynego w swoim
rodzaju stylu manuelińskiego. Styl ten powstał w Portugalii
za czasów panowania króla Manuela I Szczęśliwego i tylko tu
był stosowany.
Klasztor hieronimitów zbudowano właśnie z rozkazu Manuela
I, który w ten sposób chciał upamiętnić odkrycie drogi morskiej
do Indii. Jak wiadomo dokonał tego Vasco da Gama, który w
swoją wielką podróż wyruszył z Belém, dziś dzielnicy
Lizbony. Prawie dokładnie w tym samym miejscu wznosi się Pomnik
Odkrywców. Monument ma kształt okrętu. Widać na nim różne
historyczne postacie, które przyczyniły się do zbudowania
portugalskiej potęgi morskiej.
Pomarańcze na wieży
Nieopodal stoi Wieża Betlejemska. Kiedyś strzegła wejścia
do portu. Nie uwierzycie, ale kiedy miasto nawiedziło tragiczne
trzęsienie ziemi, wieża nagle znalazła sie na samym środku
Tagu! Na szczęście ocalała, bez najmniejszej skazy. To prawdziwe
cacuszko, śliczne jak z widokówki. Jak mówią przewodniki,
to jedyny w całej Portugalii obiekt wzniesiony od początku
do końca według wymogów stylu manuelińskiego. Powiadam wam,
oczu nie mogłem oderwać!
W środku w zasadzie nie ma nic specjalnie godnego uwagi. Ot,
parę pomieszczeń strażniczych z wąskimi schodkami i korytarzykami
oraz okienkami strzelniczymi. Jest jeszcze loch w podziemiu,
tak zwana galeria szeptów. Podobno gnili tu więźniowie polityczni.
Brrr! Za to z zewnątrz - arcydzieło! Z detalami, jakich nie
znajdziecie nigdzie w świecie: połówkami pomarańczy na szczytach
wieżyczek i wszelkimi motywami morskimi. No i elementami mauretańskimi.
Lizbona, moja miłość
Spędziliśmy w stolicy Portugalii zaledwie cztery dni. To
niewiarygodnie mało, a zarazem wystarczająco dużo, by poczuć,
że pokochało się to miasto. Przed wyjazdem zwiedziliśmy jeszcze
Park Narodów, tereny pozostałe po wystawie Expo z 1998 roku.
Ale o tym pisałem już kiedyś w Sprawie. Lizbona leży daleko,
ale czym jest kilka tysięcy kilometrów dla wyobraźni i pamięci?
Zwłaszcza jeśli się w kółko ogląda "Lisbon story"
Wima Wendersa...
|