Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



PALEC W BUCIE TERRORYSTY

Wojciech Matelski



 

 


Coś mi mówi, że wracają czasy zimnej wojny. Mimo że wygasł konflikt między dwoma supermocarstwami, mimo że nie ma już wyraźnie zarysowanej granicy między "nami" i "nimi". Mimo że Zachód nie walczy dziś ze Wschodem. W zasadzie nie wiadomo, z kim teraz walczy. Z terroryzmem? A który to terrorysta? Przecież oni nie pokazują twarzy. To może być facet z supermarketu, dziewczyna z wypożyczalni kaset, kolega z siłowni. To może być każdy. W takiej sytuacji trudno prowadzić otwartą wojnę (pomijając wojnę z Irakiem, ale o tym czytajcie w dziale "sprawy i zlewy"). Można jedynie wzmóc czujność. Dlatego na przykład rząd USA radzi swoim obywatelom, by poważnie traktowali ostatnie ostrzeżenia przed aktami terrorystycznymi i przygotowali się na taki wypadek.
Władze radzą, by Amerykanie zgromadzili zapasy żywności i wody przynajmniej na trzy dni. Rodzinom radzi się, by w wypadku ataku zebrały się w pomieszczeniu wcześniej przygotowanym na tę okoliczność: okna i drzwi powinny być uszczelnione taśmą klejącą i zasłonięte płytami plastikowymi. Zaleca się też przygotowanie zapasu latarek kieszonkowych, baterii, aparatów radiowych, noży do otwierania konserw, kocy.

Zdaniem Ministerstwa Bezpieczeństwa Kraju niebezpieczeństwo zamachu z użyciem broni chemicznej lub biologicznej jest "znaczne". Z drugiej strony ministerstwo ostrzega, by nie wpadać w panikę i radzi, by prowadzić normalny tryb życia. Łatwo powiedzieć! Wyobraźmy sobie Johna Smitha, któremu najpierw mówi się, że "Hannibal ante portas", a potem uspokaja, że jednak może spokojnie iść z kolegami na piwo. Toż paranoja murowana! Biedny John zacznie główkować: "pójdę do pubu, a w tym czasie Osama wytruje mi rodzinę!". Potem chwyci kindżał i pobiegnie rzezać Amerykanów arabskiego pochodzenia. Albo, co gorsza, sam zarżnie żonę i trójkę dziatek. W końcu lepiej żeby to zrobił on niż jakaś - za przeproszeniem - Al Kaida.
W domu obok rodzina Howardów zawali piwnicę konserwami i zamuruje się w niej razem z psem i kotem. Simpsonowie mają lepiej - zachował im się schron przeciwatomowy, który tata wykopał w latach pięćdziesiątych. Kota nie zabiorą - pani Simpson ma alergię na jego sierść, zresztą nigdy go nie lubiła. Zrozpaczona Simpsonówna ucieknie, zanim drzwi schronu zatrzasną się na najbliższe sześć miesięcy. Potem policja aresztuje ją w Central Parku, gdzie uczestniczyła w zamieszkach, wywołanych przez obrońców talibów.
Podobne sceny będą się rozgrywać w każdym amerykańskim mieście. W ten sposób ostoja demokracji i pierwsza flanka cywilizacji Zachodu wykończy się sama. Terroryści nie kiwną nawet palcem w bucie.

 

NIECHCIANA SZKOŁA

Toomaszzz


 

 


To będzie opowieść bez morału. Ale jeśli ktoś zechce wyciągać wnioski, bardzo proszę. Byłoby to nawet pożądane. Zwłaszcza podczas następnych wyborów samorządowych.
Jestem studentem trzeciego semestru Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Studiuję na Wydziale Mechanicznym-Technologicznym, na kierunku Mechanika i budowa maszyn w filii mieszczącej się w Dąbrowie Górniczej. Filię utworzono na prośbę byłego prezydenta Dąbrowy. Są tu cztery kierunki, na każdym studiuje 100 osób - w sumie na jednym roku jest ich 400. Pomnóżmy to przez trzy (obecnie studiują trzy roczniki) i wyjdzie nam 1200 osób studiujących w Dąbrowie Górniczej. Ładna gromadka ludzi, prawda? Do tej liczby trzeba jeszcze dodać studentów wieczorowych, ale nie mam pojęcia, ilu ich jest.
Szkoła w Dąbrowie wykorzystuje budynek przy ulicy ks. Augustyniaka i salę wykładową mieszczącą się w Urzędzie Miasta. Podobno były prezydent miasta obiecał, że gdy stanie nowy budynek Urzędu, który jest już prawie ukończony, Politechnika dostanie go do swojej dyspozycji. Wiadomo - studentów będzie przybywało, a budynek przy ul. ks. Augustyniaka stanie się za ciasny.

Po ostatnich wyborach, po których miały nadejść "lepsze czasy", zaczęły się problemy. Obecny prezydent Dąbrowy Górniczej stwierdził, że ta filia za drogo kosztuje miasto (2 miliony złotych) i nie da już na nią pieniędzy. Sytuację próbował ratować dziekan mojego wydziału. Walczył, gdzie się dało. Koniec końców Rada Miasta wymyśliła, że Dąbrowa Górnicza da jeden milion, a Politechnika da drugi, na co dziekan się zgodził.
Niestety obecny prezydent stwierdził ostatnio, że jednak nie da pieniędzy, a w budynku przy ul ks. Augustyniaka będzie biblioteka. Prezydent najwyraźniej zapomniał, że 200 metrów dalej stoi Główna biblioteka z czytelnią - obie są bardzo dobrze wyposażone.

To wszystko pachnie jakąś paranoją. Były prezydent podejmuje jedną decyzję, potem przychodzi następny i ją zmienia. Kto na tym zyska? Ja wiem na pewno, kto na tym straci. My, studenci! Na razie nauka wygląda w ten sposób, że cztery dni w tygodniu mamy wykłady i ćwiczenia w Dąbrowie Górniczej, a jednego dnia jedziemy do Gliwic na laboratoria. A teraz podobno czwarty semestr będziemy kończyli w Gliwicach. A gdzie piąty, szósty i siódmy? Wszystkie akademiki są już zapchane - gdzie się pomieści te 1200 osób? Akademik (w którym i tak nie ma miejsc) kosztuje dwie stówy, wynajęcie pokoju - dużo więcej, o innych wydatkach nie wspomnę. Ja mam trudną sytuację materialną i nie będzie mnie na to stać. Mam teraz zrezygnować ze studiów, po półtora roku?

Jak się prezydentowi nie podoba szkoła, to niech zaprzestanie naboru do filii w Dąbrowie Górniczej, a ci studenci, którzy już studiują, niech ją sobie w spokoju skończą. Przecież nie można ich ot tak wywalić. Nie wiem, czy decyzja już została podjęta. Studenci jak zwykle dowiedzą się na końcu.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone