Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



BYĆ POSŁEM ABSOLUTNYM - część II: SŁUŻBA DLA NARODU

Karol Kornet



 


CZĘŚĆ PIERWSZA - W POPRZEDNIM NUMERZE

Kowalski Jan, lat 45, stan cywilny: rozwiedziony, stan społeczny: poseł. Jeszcze miesiąc temu był zwykłym, szarym obywatelem złej i przesiąkniętej aferami III RP, siedział w starym, zapadniętym fotelu w swojej kawalerce, w bloku z betonowych płyt ocieplonych azbestem. Teraz jego życie zmieniło się diametralnie.

Zasiada w drogim, markowym, skórzanym siedzisku w gabinecie poselskim, który wynajmuje za grosze od kolegi z zawodówki, który tak jak on dostąpił zaszczytu reprezentowania społeczeństwa w parlamencie. Siedzi wygodnie i rozmyśla o owym reprezentowaniu narodu, o swoim statusie społecznym, o tym, że od czegoś trzeba zacząć aby kariera posła nabrała rozpędu.
Myślenie posłowi Kowalskiemu przerwało stukanie obcasów młodej asystentki, która niespodziewanie zjawiła się w jego gabinecie przynosząc parę dokumentów do podpisania. Dwudziestoparoletnia niewiasta nie jeździ co prawda z Kowalskim na wczasy do Egiptu, i tym bardziej nie smaruje mu pleców olejkiem do opalania, ale to bynajmniej nie ze względu na niechęć posła do młodszych kobiet, lecz na pokrewieństwo.
Od początku swojej kadencji Kowalski starał się wkupić w łaski lidera partii - popularnego, obytego w wielkim świecie polityki, docenionego przez wybitne ośrodki naukowe na Ukrainie, Andrzeja L. Dlatego uiścił dobrowolną opłatę na rzecz partii w wysokości 50 tys. złotych i od razu został mianowany, oczywiście nieoficjalnie, lewą ręką przewodniczącego L. Nie mógł zostać prawą ręką, ponieważ do posła Janusza M. mu jeszcze daleko - ze względu na staż i charyzmę, która przyciąga zarówno politycznych sojuszników, jak i życiowe partnerki. Kowalski jest stanu wolnego, co prawda z dość dużym, bo 13-letnim małżeńskim doświadczeniem, lecz nie wpisuje się w idealny wizerunek nowoczesnego, europejskiego posła. Poseł Jan nie mieszka jednak samotnie. Trudy życia w IV RP pomaga mu przezwyciężać jego kot Jarosław, którego kupił zaraz po wygraniu wyborów. Oprócz rozmów z kotem Jarosławem, Kowalski prowadzi długie konwersacje ze swoją mamusią, która służy radą w takich kwestiach jak wizerunek medialny, wybór nowego sweterka, czy w kwestiach oszczędzania pieniędzy, które poseł Jan postanowił odkładać, dla bezpieczeństwa, na maminym koncie.
Kariera Kowalskiego rozwijała się dość mizernie, aż do momentu, gdy wpadł na genialny pomysł i zaprosił swojego kolegę z Sejmu na kolację do siebie do domu. Jak przystało na polską gościnność, Kowalski poczęstował kolegę nalewką domowej roboty (przygotowaną przez mamusię posła) i rozmowa nabrała tempa. O tempo właśnie chodziło Kowalskiemu, bo miał na uwadze kurczące się miejsce na odtwarzaczu mp3, który posłużył mu do nagrywania konwersacji. Po kilku tygodniach, gdy na antenie wszystkich stacji telewizyjnych wysłuchać można było niezwykle barwnych, udekorowanych "łacińskimi" zwrotami rewelacji na temat prominentnych działaczy różnych partii, Kowalski ogłoszony został bohaterem. Stał się rycerzem Samoobrony, niczym posłanka Renata B. świecąc nieskazitelnym, szczerym blaskiem uczciwości, którą drastycznie odsłoniły "taśmy prawdy".
Od tego momentu kariera posła Kowalskiego rozwijała się dynamicznie niczym czerwone dywany toczone przed nim na przeróżnych konferencjach i wiecach. Nie spoczął jednak na laurach i postanowił zabiegać o poparcie jednej z katolickich, toruńskich rozgłośni radiowych, która zasłynęła błyskotliwymi poglądami porównywanymi z tymi o płaskości Ziemi lub ewolucji człowieka, który nie pochodzi od małpy. Kowalski uczestniczył w audycjach radiowych, które co prawda zaprzeczały apolitycznemu wizerunkowi Kościoła, lecz miały przynieść poparcie mediów Ojca Dyktatora. Tak też się stało. Kowalski wkupił się w łaski słuchaczy radia i w akcie podziękowania uiścił kolejną dobrowolną opłatę, tym razem na rzecz biednego i skromnego towarzystwa kreatorów radiowej myśli Radia M. i telewizji T. Nie omieszkał również uczestniczyć w obchodach jubileuszu wspomnianego radia.
Oprócz kontaktów z łatwym elektoratem, Kowalski nie zapomniał o kolejnej grupie społecznej, która przyniosła mu upragnione głosy w czasie wyborów. Dlatego podczas Parady Równości z zapałem obrzucił przechodzących uczestników zgniłymi jajkami. Miał na twarzy kominiarkę i ku jego szczęściu nie został rozpoznany przez policję lub media, ale jego czyn został na długo zapamiętany przez reprezentantów faszystowsko-homofobicznej młodzieży.
Kowalski spełniał obietnice wyborcze. Zatrudnił w swoim biurze siostrzenicę, jego brat wygrał konkurs na doradcę w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, a siostra została sekretarką w biurze poselskim innego członka partii. Wysokie zarobki pozwoliły spłacić alimenty i uzyskać przychylność wpływowych osób. Nie musiał przejmować się wyrokami sądowymi, mandatami, ewentualnym miejscem w szpitalu. Zapewnił sobie spokojną starość, do której zostało jeszcze kilkanaście przekrętów do zrobienia, kilka wyborów do wygrania, ale tylko jeden naród, który w końcu może nie wytrzymać i powiedzieć DOŚĆ! I tego Kowalski obawia się najbardziej.

Autor publikuje również na stronie internetowej
http://karolkornet.blog.onet.pl.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone