Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



BEZ PRUDERII

Plastuch



 


"Kinsey" to dość dziwny film. Jego ocena zależy bowiem od poglądów widzów na temat poruszany w scenariuszu. Odwieczna walka "nowego" ze "starym", "postępu" z "konserwatyzmem", moralnego "rygoru" z "liberalizmem" - tutaj przybrała postać walki o swobodę dyskusji na temat seksu.

Paradoks polega na tym, że dla osób bezpruderyjnych ten film może być jedynie ciekawostką na temat tego, "jak to dawniej bywało". Oglądanie młodych ludzi, którzy z lęku o zdrowie obawiają się uprawiania seksu oralnego może u tych widzów wzbudzić jedynie uśmiech politowania. Tak samo jak informacja o parach decydujących się na współżycie dopiero po ślubie (tak jak tytułowy Kinsey). Z drugiej strony osoby, które rozmowy o masturbacji przyprawiają o rumieniec zażenowania będą ten film odbierać zupełnie inaczej. To po prostu bardzo śmiałe, bezceremonialne dysputy o wszystkim co osnute jest (było?) obyczajowym tabu. Zatem odbiór filmu w dużym stopniu zależy od specyficznej wrażliwości widzów.
Osobiście nie mogę się oprzeć wrażeniu, że świadomym celem filmowców było szokowanie publiczności. Rozumiem, że jeśli głównym bohaterem filmu jest seksuolog, to pewnych spraw nie można ominąć. Jednak prezentowane fotosy genitaliów w trakcie zbliżenia seksualnego u kinowej widowni prowokowało podobne reakcje co u słuchaczy wykładu Kinsey'a - zniesmaczenie. To nie było potrzebne. Tak samo jak nie była potrzebna scena, w której pewien dżentelmen dowodził, że możliwa jest ejakulacja osiągnięta w 10 sekund. Oczywiście czynił to za pomocą swojej prawicy.
Tego typu "smaczków" jest w filmie sporo. W konsekwencji na drugi plan zostało zepchnięte to, co mogło być najważniejszym tematem filmu. Na przykład walka o akceptację w środowisku naukowym, przełamywanie niechęci uczestników ankiet profesora Alfreda Kinsey'a, jego relacje ze swoimi współpracownikami, ojcem, wpływ badań na życie osobiste Kinsey'a, czy wreszcie jego postępujący obłęd. Zamiast tego mamy tylko zasygnalizowany temat kompletnej rozwiązłości współpracowników naukowca, jego homoseksualnych eksperymentów, czy frustracji żony.
Odtwórca głównej roli, Liam Neeson nie wymaga żadnej rekomendacji. Nieco zaskakująca wydaje się być nominacja oskarowa dla Laury Linney. Postać małżonki Kinsey'a niezbyt mnie przekonała. Nie zrozumiałem zwłaszcza jej przemiany. Mniej więcej do połowy filmu była w pełni oddaną żoną i współpracowniczką Kinsey'a. Od któregoś momentu bez zrozumiałego powodu zaczęła się jakby odcinać od osiągnięć męża, wyraźnie się dystansowała. Jej ochota na krótkotrwałą przygodę z najbliższym współpracownikiem ukochanego profesora po prostu nie mieści się w głowie. W filmie pokazano zachowania, w które trudno uwierzyć. Aktorzy - a zwłaszcza Laura Linney - nie ułatwiają tego.
Najważniejsze problemy z życia Kinsey'a powinny być potraktowane mniej powierzchownie - jak sądzę, z korzyścią dla filmu. Bill Condon sprezentował nam w sumie dość płytką opowieść o szalonym naukowcu, przeplataną pikantnymi/wulgarnymi (niepotrzebne skreślić) szczególikami, które wprawdzie nie wnoszą niczego istotnego, ale przynajmniej budzą publiczność.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone