Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



TYDZIEŃ NA WYSPIE - część II

Olaf Ważyński



 


CZĘŚĆ PIERWSZA W POPRZEDNIM NUMERZE

W co się bawić?

W Sobieszewie wieje nudą. Jedyne rozrywki to spacery po lesie, zwiedzanie ptasich rezerwatów, albo przesiadywanie w nielicznych knajpach (można je policzyć na palcach jednej ręki). Jest jeszcze plaża, ale to rozwiązanie tylko na słoneczne dni. Zresztą i ona odstaje od standardów. Poza wieżyczką ratownika, skromną przebieralnią oraz mizerną, "przydrożną" wypożyczalnią leżaków i materacy nie ma tu nic. Jest wprawdzie prysznic, bodaj jedyny na polskim wybrzeżu. Ale to trochę za mało. Nic dziwnego, że w rankingu tygodnika "Wprost" plaża w Sobieszewie dostała tylko dwie gwiazdki (na pięć możliwych).
Miejscowi twierdzą, że to wina władz miasta, które przez wiele lat godziły się na wpuszczanie do Wisły praktycznie nieoczyszczonych ścieków z Gdańska. Skutek? Głębiny południowego Bałtyku powoli stawały się Morzem Martwym, a kąpielisko było permanetnie zamykane. Ścieki przestały spływać dopiero kilka lat temu, ale zła sława tej okolicy będzie pokutować jeszcze długo.
Kiedy pogoda nie dopisuje, wczasowicze uciekają autobusem do Gdańska. Uznałem ten pomysł za zbawienny. Po półgodzinnym telepaniu się po remontowanych drogach wysiadłem z autobusu na gdańskiej starówce. Spacer wśród renesansowych kamienic byłby całkiem miły, gdyby nie ten wszechobecny tłum. Starając się nie zwracać uwagi na płynące ulicami rzeki turystów, deptałem gdański bruk, a nogi same niosły mnie ku portowi i wodom Motławy. Przesycone solą i wilgocią powietrze płynące znad Bałtyku to coś, czego zazdroszczę mieszkańcom Wybrzeża.
Gdańsk, jak każde duże miasto tętni życiem. Koncerty, imprezy, puby. Jest się gdzie bawić i gdzie wydawać pieniądze. Z badań przeprowadzonych latem tego roku wynika, że przeciętny turysta przyjechał do Gdańska na 5 dni i zostawił tu około 400 złotych. Prawie co czwarty turysta w Gdańsku to obcokrajowiec. Miasto przyjezdnym się podoba, ale krytykują np. brud na ulicach, wysokie ceny w restauracjach, i narzekają, że na plażach jest za mało przebieralni i pryszniców.

Ryba pana Stanisława

Takiego klienta jak ja łatwo zniechęcić. Wcale nie trzeba być chamem. Wystarczy się nie uśmiechać, nie mówić "proszę, dziękuję", posadzić mnie w barze przy brudnym stoliku. Albo lekceważyć. Tak jak pani za ladą w jednej z sopockich smażalni ryb. Przez pięć minut stałem i czekałem aż mnie zauważy. Przez tych pięć minut pani ta była zajęta sprawdzaniem kasy, krzyczeniem na pomocników, wykręcaniem korków. I użalaniem się, że akurat teraz przyszło tylu klientów. Miałem ochotę zaproponować pani, że zdejmę z niej część trosk i pójdę zjeść tam, gdzie klienta wita się z radością. Szklanka zimnej Warki ostudziła jednak moje zapędy. Zostałem. Pierwszy raz i na pewno ostatni.
Wielkim kontrastem dla peerelowskiego dinozaura z Sopotu okazała się restauracja "Ryba" w Sobieszewie. Niepozorny, niski budyneczek. Wnętrze też skromne. Bar, stół bilardowy i dwa automaty na żetony. Właściciel, Sławomir Podskok na dobry wieczór (i to późny - było już po 22.00) uraczył mnie szklanicą ciemnego irlandzkiego piwa, a zaraz potem zaserwował smacznie przyrządzoną flądrę. - W kuchni już nikogo nie ma. Zaraz sam ją usmażę. - powiedział. Następnego dnia nie szukałem już innych smażalni. Spałaszowałem u pana Stanisława solę, nazajutrz suma, kolejnego dnia - turbota (zwanego tu torbutem) i rybę maślaną. Ta ostatnia przypadła mi do gustu najbardziej. Mięciutka, delikatna, wprost rozpływała się w ustach. Z zimnym Amberem smakowała wybornie.
Restauracja "Ryba" to interes rodzinny. Pan Stanisław prowadzi ją razem z bratem. W kuchni rządzi ich matka. Ryby zaś łowi szwagier, który pływa na kutrze. - U mnie klient jest najważniejszy - mówił pan Stanisław, lejąc piwo do szklanki. - Ma stąd wyjść najedzony i zadowolony. To zupełnie jak ja!
Po tygodniu opuszczałem Wyspę Sobieszewską z jedną refleksją: chcieć to móc. Ten banalny frazes doskonale obrazuje podejście hotelarzy i restauratorów do turysty. Szanujesz swego klienta? Na pewno poleci cię znajomym. Być może sam też wróci tu za rok. Ale jeśli wyjedzie niezadowolony, to już go straciłeś. Nie przyciągnie go do ciebie nawet słoneczna pogoda.


POLECAM:


Restauracja "Ryba"
ul. Turystyczna 1, Gdańsk-Sobieszewo


ODRADZAM:


smażalnie ryb na "Monciaku"
Sopot

 

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone