CZĘŚĆ
PIERWSZA W POPRZEDNIM NUMERZE
W co się bawić?
W Sobieszewie wieje nudą. Jedyne rozrywki to spacery po lesie,
zwiedzanie ptasich rezerwatów, albo przesiadywanie w nielicznych
knajpach (można je policzyć na palcach jednej ręki). Jest
jeszcze plaża, ale to rozwiązanie tylko na słoneczne dni.
Zresztą i ona odstaje od standardów. Poza wieżyczką ratownika,
skromną przebieralnią oraz mizerną, "przydrożną"
wypożyczalnią leżaków i materacy nie ma tu nic. Jest wprawdzie
prysznic, bodaj jedyny na polskim wybrzeżu. Ale to trochę
za mało. Nic dziwnego, że w rankingu tygodnika "Wprost"
plaża w Sobieszewie dostała tylko dwie gwiazdki (na pięć możliwych).
Miejscowi twierdzą, że to wina władz miasta, które przez wiele
lat godziły się na wpuszczanie do Wisły praktycznie nieoczyszczonych
ścieków z Gdańska. Skutek? Głębiny południowego Bałtyku powoli
stawały się Morzem Martwym, a kąpielisko było permanetnie
zamykane. Ścieki przestały spływać dopiero kilka lat temu,
ale zła sława tej okolicy będzie pokutować jeszcze długo.
Kiedy pogoda nie dopisuje, wczasowicze uciekają autobusem
do Gdańska. Uznałem ten pomysł za zbawienny. Po półgodzinnym
telepaniu się po remontowanych drogach wysiadłem z autobusu
na gdańskiej starówce. Spacer wśród renesansowych kamienic
byłby całkiem miły, gdyby nie ten wszechobecny tłum. Starając
się nie zwracać uwagi na płynące ulicami rzeki turystów, deptałem
gdański bruk, a nogi same niosły mnie ku portowi i wodom Motławy.
Przesycone solą i wilgocią powietrze płynące znad Bałtyku
to coś, czego zazdroszczę mieszkańcom Wybrzeża.
Gdańsk, jak każde duże miasto tętni życiem. Koncerty, imprezy,
puby. Jest się gdzie bawić i gdzie wydawać pieniądze. Z badań
przeprowadzonych latem tego roku wynika, że przeciętny turysta
przyjechał do Gdańska na 5 dni i zostawił tu około 400 złotych.
Prawie co czwarty turysta w Gdańsku to obcokrajowiec. Miasto
przyjezdnym się podoba, ale krytykują np. brud na ulicach,
wysokie ceny w restauracjach, i narzekają, że na plażach jest
za mało przebieralni i pryszniców.
Ryba pana Stanisława
Takiego klienta jak ja łatwo zniechęcić. Wcale nie trzeba
być chamem. Wystarczy się nie uśmiechać, nie mówić "proszę,
dziękuję", posadzić mnie w barze przy brudnym stoliku.
Albo lekceważyć. Tak jak pani za ladą w jednej z sopockich
smażalni ryb. Przez pięć minut stałem i czekałem aż mnie zauważy.
Przez tych pięć minut pani ta była zajęta sprawdzaniem kasy,
krzyczeniem na pomocników, wykręcaniem korków. I użalaniem
się, że akurat teraz przyszło tylu klientów. Miałem ochotę
zaproponować pani, że zdejmę z niej część trosk i pójdę zjeść
tam, gdzie klienta wita się z radością. Szklanka zimnej Warki
ostudziła jednak moje zapędy. Zostałem. Pierwszy raz i na
pewno ostatni.
Wielkim kontrastem dla peerelowskiego dinozaura z Sopotu okazała
się restauracja "Ryba" w Sobieszewie. Niepozorny,
niski budyneczek. Wnętrze też skromne. Bar, stół bilardowy
i dwa automaty na żetony. Właściciel, Sławomir Podskok na
dobry wieczór (i to późny - było już po 22.00) uraczył mnie
szklanicą ciemnego irlandzkiego piwa, a zaraz potem zaserwował
smacznie przyrządzoną flądrę. - W kuchni już nikogo nie ma.
Zaraz sam ją usmażę. - powiedział. Następnego dnia nie szukałem
już innych smażalni. Spałaszowałem u pana Stanisława solę,
nazajutrz suma, kolejnego dnia - turbota (zwanego tu torbutem)
i rybę maślaną. Ta ostatnia przypadła mi do gustu najbardziej.
Mięciutka, delikatna, wprost rozpływała się w ustach. Z zimnym
Amberem smakowała wybornie.
Restauracja "Ryba" to interes rodzinny. Pan Stanisław
prowadzi ją razem z bratem. W kuchni rządzi ich matka. Ryby
zaś łowi szwagier, który pływa na kutrze. - U mnie klient
jest najważniejszy - mówił pan Stanisław, lejąc piwo do szklanki.
- Ma stąd wyjść najedzony i zadowolony. To zupełnie jak ja!
Po tygodniu opuszczałem Wyspę Sobieszewską z jedną refleksją:
chcieć to móc. Ten banalny frazes doskonale obrazuje podejście
hotelarzy i restauratorów do turysty. Szanujesz swego klienta?
Na pewno poleci cię znajomym. Być może sam też wróci tu za
rok. Ale jeśli wyjedzie niezadowolony, to już go straciłeś.
Nie przyciągnie go do ciebie nawet słoneczna pogoda.
|