Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



KIEŁBASA DLA NOWAKA

Robert Górny




Z telewizji, z radia, z prasy - zewsząd dowiaduję się, że stoimy u progu prosperity. Więcej nawet, podobno już zaczynamy się bogacić. Analitycy obserwują wzrost gospodarczy, recesja się kończy, i tylko patrzeć, jak dorównamy krajom Unii Europejskiej.

Jak to się ma do zamożności przeciętnego Kowalskiego? Nijak. Wskaźniki imponują i napawają optymizmem, a Kowalski jak klepał biedę, tak ją ciągle klepie. W dodatku po naszym wejściu do Unii ceny wielu towarów - w tym podstawowych, bo spożywczych - poszły w górę i z wysoka śmieją się z nas. Ceny mamy już więc europejskie, ale zarobki jeszcze jakby afrykańskie. Nic dziwnego, że Kowalski klepie biedę coraz mocniej. Tak ją już uklepał, że biedaczka cieniutka; jak ją podnieść do góry, to prześwituje blask żarówki. Zupełnie jak przez te plasterki najtańszej kiełbasy, którą Kowalska kładzie dzieciom na chleb.
- Niepotrzebna ta ironia - obrażą się ekonomiści. - Trzeba zacisnąć pasa i wytrzymać jeszcze jakieś trzy lata, góra pięć. Dobrobyt nie spada manną z nieba, trzeba na niego zapracować. Ależ tak! Zgadzam się. Tylko jeśli koszt życia będzie rósł w dzisiejszym tempie, to po pięciu latach Kowalskim nie starczy nie tylko na kiełbasę, ale i na chleb. Nowakom już dziś nie starcza, chleb jedzą suchy (jak znajdą na śmietniku), a ich dzieci pewnie nieprędko dowiedzą się, co to jest kiełbasa.
Sytuacja jest niewesoła, grunt grząski, a lud głodny. Wymarzone poletko dla populistów. Jedni krzyczą "Wodzu, na Brukselę!", inni obwieszczają, że zbudują czwartą Rzeczpospolitą. A wszystko oczywiście po to, by Kowalskim żyło się lepiej, a Nowakowie mogli zajadać się gruszkami (bo na razie to jedzą tylko korę wierzby).

Zaglądam do swojego portfela i coraz częściej widzę tylko puste dno. W dodatku przetarte. Tak jakby pieniądze wyciekały jakąś dziurą. I rzeczywiście wyciekają. Dziura jest przecież niemała. Tu jakiś ukryty podatek, tam składka-haracz - a przez dziurkę pieniądz ciurkiem sypie się za Grzesiem... Mógłbym sobie kupić kiełbasę, albo chociaż chleb, ale najpierw muszę nakarmić sto pań z Urzędu Skarbowego. Chciałbym zjeść dziś obiad, ale prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych marzy o nowym biurowcu. Mam mu odmówić tych paru złotych?
Zaglądam do portfela, widzę dno i takie właśnie słowo przychodzi mi na myśl. Na nic pocieszenie, że pod dnem jest jeszcze siedem metrów mułu. Kieruję więc wzrok na mapę świata i błądzę nim gdzieś za Odrą. A może tak przeczekać u sąsiadów? Kiedy wreszcie nadejdzie ten wyczekiwany dobrobyt, będę go mógł powitać chlebem i kiełbasą. Na razie nie stać mnie nawet na sól.

 

 
Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone