Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



GLONY ZZA OCEANU

Vice Sprawca




Wakacje to dla wielu osób doskonała okazja do tego, by nadrobić zaległości koncertowe. Bardzo boleśnie można wtedy odczuć, że jesteśmy na peryferiach normalnego rynku muzycznego. Mało który z artystów do nas zagląda. Zdarzają się chlubne wyjątki - wystarczy wymienić grającego ostatnio w Warszawie Bobby'ego McFerrina. Fakt pozostaje jednak faktem - warunkiem zabawy na koncercie światowej sławy jazzmana jest teraz podróż za granicę - wbrew pozorom niekoniecznie zachodnią.

Swoją europejską trasę koncertową odbywa właśnie jeden z gigantów jazzu - amerykański zespół Spyro Gyra. By nie było niedomówień, od razu zaznaczam, że to mój ulubiony zespół. Pierwszą płytę w życiu jaką sobie kupiłem była "Breakout" z 1986 roku Bob Goes To The Store. W kolekcji uzbierało się już kilkanaście krążków. Spyro Gyra tego lata koncertuje w każdym możliwym zakątku zachodniej Europy, oczywiście również w Pradze, Bratysławie i Kownie. Mówiąc obrazowo muzycy nadkładają drogi z Niemiec na Litwę po to, by ominąć nasz kraj. Smutno, choć daję głowę, że wina leży po naszej stronie.
Korzenie zespołu sięgają początku lat 70. Saksofonista Jay Beckenstein wraz z klawiszowcem Jeremy Wallem grywali z paroma innymi muzykami w knajpie "Jack Daniels" w Buffalo. Występy zaczęły być magnesem dla coraz większej liczby miłośników jazzu, właściciel knajpy zmusił więc Beckensteina do podania nazwy zespołu. Ten bez namysłu rzucił mu coś najgłupszego, co przyszło mu do głowy: spirogira, czyli glon, alga. Wkrótce było już za późno na zmianę głupkowatej nazwy - używana jest ponad 25 lat.

Zespół wielokrotnie zmieniał swój skład. Trzonem grupy poza Beckensteinem są klawiszowiec Tom Schuman i gitarzysta Julio Fernandez. Zasługą Fernandeza jest przyprawienie brzmienia zespołu o szczyptę latynoskiego klimatu. Od kilku ładnych lat nie ma płyty Spyro Gyra, na której nie znalazłaby się salsa. Przy okazji Fernandez daje się poznać jako znakomity wokalista De la Luz.
Zdarzają się też niezrozumiałe ruchy personalne. Takim było moim zdaniem odstawienie od zespołu Dave'a Samuelsa. Brzmienie ksylofonu albo marimby jest dla Spyro Gyra tak charakterystyczne, że począwszy od 1996 roku Samuels wciąż pojawia się na każdej płycie grupy, ale już niestety jedynie gościnnie, z reguły zaledwie w jednym bądź w dwóch kawałkach.
Skoro mowa o gościach, którzy udzielają się w nagraniach zespołu, trzeba wspomnieć kilka nazw. Wśród nich kultową sekcję dętą znana pod szyldem Tower of Power, trębaczy Randy'ego Breckera i Chrisa Botti, i wielu wielu innych.

Dla wielu purystów jazzowych zespół pod przewodnictwem Jaya Beckensteina jest przykładem pewnej smutnej tendencji - komercjalizacji i zatracania charakterystycznych cech artystów w imię sukcesu kasowego. Muzycy Spyro Gyra byli oskarżani o to, ze zamienili się w grupę "tylko" smooth jazzową, że zaprzedali swój talent menagerom z "pseudo jazzowej" wytwórni GRP. Faktem jest, że w jednym z nagrań pojawił się (o zgrozo!) automat perkusyjny.
Punktem zwrotnym była, jak sądzę, najsłabsza w dorobku zespołu płyta "Got the Magic". Kawałek "Springtime Laughter" z udziałem Basi Trzetrzelewskiej był na okrągło zarzynany u nas przez stacje radiowe. Po tej płycie pojawiły się plotki, że to już koniec, tym bardziej, że Beckenstein nagrał solową płytę z udziałem takich tuzów jak na przykład Marcus Miller. Plotki uciął sam lider deklarując, że nie przestanie grać ze swoimi przyjaciółmi. Chłopcy, a raczej już panowie w średnim wieku, skrzyknęli się i nagrali płytę "In Modern Times", która rozwiała wszelkie obawy. Opinię o dobrej formie muzyków potwierdza kolejna płyta "Original Cinema" Calle Ocho.

W bieżącym roku ukazał się kolejny krążek grupy, niestety chyba wciąż u nas niedostępny. W tym miejscu gorzka uwaga pod adresem dystrybutora. Od dłuższego czasu Spyro Gyra nagrywa dla wytwórni Heads Up. Ta wytwórnia podobno ma jednego przedstawiciela w Polsce. Trudno się nie denerwować na tego pana, skoro niżej podpisany za pośrednictwem pewnego sklepu w Poznaniu usiłował bez skutku sprowadzić jakąś płytę z tejże wytwórni. Nie jest to "firma - krzak", skoro pod skrzydłami Heads Up schronienie znaleźli chociażby Yellowjackets.
Wyroki polskiego dystrybutora są jednak niezbadane, a dostępnej na Zachodzie od kilku miesięcy nowej płyty Spyro Gyra u nas wciąż nie ma. Jedyną okazją, by posłuchać najnowszych kawałków będą nadchodzące koncerty. Nie pozostaje nic innego, jak rezerwować czas i bilety. Osobiście polecam Kowno - będzie to ostatni koncert w europejskiej trasie, więc będzie z pewnością wyjątkowo ciekawie.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone