Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



MARTWA STREFA

Sprawca Naczelny




Turystyka ekstremalna z definicji ma być niebezpieczna. Uczestnik na własne życzenie balansuje na krawędzi ryzyka, narażając się na kalectwo lub śmierć. To daje mu upragniony zastrzyk adrenaliny i zapewnia niezapomniane przeżycia. Gorzej, jeśli emocjonujące wspomnienia zmienią się w nocne koszmary. Tak może się stać po wycieczce na ziemię skażoną promieniowaniem radioaktywnym.

Agencje prasowe rozniosły niedawno po świecie wieść, że na Białorusi może pojawić się nowy typ ekstremalnych usług turystycznych. Oto władze miasteczka Wietka chcą organizować wycieczki turystyczne na tereny, które zostały napromieniowane w wyniku awarii elektrowni atomowej w ukraińskim Czarnobylu. Miasteczko to leży na południowym wschodzie Białorusi, w rejonie który najbardziej ucierpiał w wyniku wybuchu w Czarnobylu. Lokalne władze postanowiły zarobić na własnym nieszczęściu. Opracowano projekt trasy turystycznej, który przewiduje między innymi pobyt gości na mocno skażonych terenach.
Cóż mieliby zwiedzać potencjalni turyści? Prawdopodobnie jedną z wsi opuszczonych przez mieszkańców po awarii w Czarnobylu. Na wyludnionych terenach przyroda powraca do stanu pierwotnego. Zdaniem pomysłodawców to może zainteresować turystów. Na razie projekt takiej ekstremalnej trasy turystycznej analizują władze obwodowe w Homlu.

Błyszcząca chmura

Była 1:23 w nocy 26 kwietnia 1986 roku, kiedy w czwartym reaktorze elektrowni czarnobylskiej doszło do gwałtownej eksplozji. Do atmosfery wyrzucone zostały duże ilości substancji promieniotwórczych. Kiedy sprawa wyszła na jaw, świat ogarnęła panika. Nagłówki gazet krzyczały o "czarnobylskiej hekatombie", porównywały katastrofę z wybuchem bomb w Hiroszimie i Nagasaki. Atmosfera strachu rozprzestrzeniła się po całej Europie.
31 osób zmarło w wyniku bezpośredniego napromienienia i oparzeń, ponad 200 było hospitalizowanych w związku z chorobą popromienną. Feralnej nocy nad płonącą elektrownią unosiła się opalizująca chmura, niosąca śmierć.
Trzydziestokilometrową strefę wokół reaktorów ewakuowano i zamknięto. Ewakuowano też ludność z najsilniej skażonych terenów Białorusi (np. wsie w rejonie Homla odległe o ponad 200 km od reaktora). Substancje promieniotwórcze rozprzestrzeniały się, skażając rozległe terytoria, głównie Białorusi, Ukrainy, Rosji, ale i krajów skandynawskich oraz Europy Środkowej i Wschodniej (także Polski).

Zdaniem części naukowców u kilku tysięcy osób bezpośrednio narażonych na duże dawki, na skutek napromienienia mogła się wywiązać choroba nowotworowa. Jednak w najnowszym raporcie Komitetu Naukowego ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego (UNSCEAR) można przeczytać, że "czternaście lat po wypadku w Czarnobylu nie ma żadnych naukowych dowodów, że wzrosła liczba zachorowań na raka, zwiększyła się śmiertelność lub wystąpiły inne choroby mogące mieć związek z promieniowaniem". Spór trwa. Po jednej stronie silnie angażują się media, opisując i pokazując dzieci z Ukrainy i Białorusi, które przyszły na świat z różnorakimi upośledzeniami. Naukowcy natomiast twardo bronią wyników swoich badań.

Miasto duchów

Projekt organizowania wycieczek na skażone tereny może dziwić. Któż chciałby pchać się w miejsca, gdzie trzeba zabierać ze sobą licznik Geigera? Otóż nie mam wątpliwości, że znajdą się tacy. Jestem tego pewien po obejrzeniu strony internetowej www.kiddofspeed.com. Jej autorką jest niejaka Elena, Ukrainka, która na swoim motocyklu wjechała do tzw. strefy śmierci w bezpośrednim otoczeniu Czarnobyla. Na witrynie zamieściła zdjęcia zrobione w Czarnobylu, okolicznych wsiach i bezdrożach oraz w mieście Prypeć, zwanym miastem duchów.
Nawierzchnie dróg są tam w stanie, w jakim były przed 20 laty. Od czasu katastrofy nie jeździły po nich ciężarówki, żadne koła nie żłobiły kolein. Tylko gdzieniegdzie trawa wyrasta ze szczeliny w pękniętym asfalcie. Czas nie niszczy dróg, więc pozostaną takie aż do ponownego udostępnienia dla ruchu. Za kilkaset lat...
Elena obejrzała i sfotografowała kilka wsi. Na zdjęciach widać pochylone chałupy, obejścia zarośnięte chwastami. Włosy jeżą się na głowie na widok parku maszynowego należącego do służb elektrowni atomowej. Długie rzędy ciężarówek i sprzętu pozostawione samym sobie i rdzy. Ale najbardziej niesamowite są zdjęcia zrobione w Prypeci.

Na pierwszy rzut oka to normalne miasto. Tu postój taksówek, tam sklep spożywczy, gdzieś ktoś otworzył okno i suszy pranie na balkonie. Człowiekowi robi się nieswojo, kiedy uświadomi sobie, że te okna otwarto wiosną 1986 roku i już nikt ich nigdy nie zamknął.
Blok za blokiem. Typowe "leningrady". I u nas takich pełno. Wszystkie puste, po wyludnionych piętrach hula wiatr. W mieszkaniach meble, sprzęty, naczynia, dziecięce zabawki. Na ścianach kalendarze. Tylko nie ma mieszkańców. Zostali ewakuowani w kwietniu 1986 roku. Wielu z nich nie zdążyło nawet zabrać dokumentów, pieniędzy i ubrań.
Elena wspięła się na najwyższy wieżowiec. Z jego dachu rozpościera się najlepszy widok na opustoszałe miasto. Miasto duchów. To rzeczywiście mogło by być interesujące miejsce dla turystów. Kilka ukraińskich agencji nawet próbowało organizować wycieczki do Prypeci. Pierwsza grupa turystów, z których każdy zapłacił po 1200 hrywien za dwugodzinny spacer po mieście, uciekła stąd już po kwadransie. Byli przerażeni i ogłuszeni ciszą, jaka tu panuje.
Elena dotarła też w pobliże czarnobylskiej elektrowni. Bała się jednak podchodzić zbyt blisko. Tam trzeba już założyć specjalne ubranie, chroniące przed promieniowaniem. Elektrownia atomowa w Czarnobylu jest jednak poza martwą strefą. Tylko reaktor IV pokryty jest ochronnym budynkiem (tzw. sarkofagiem), pozostałe trzy reaktory pracują.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone