Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



OBRAZKI

Sebastian Baka



Kliknij, aby powiększyć

 


Żyjemy w kulturze obrazkowej. Nic tak nie oddziałuje jak WIDOK czegoś, albo kogoś. Opis zjawiska może pozostać niezauważony, ale zdjęcie tego zjawiska może zrobić ogromne wrażenie. Jakis czas temu dostałem maila, w którym ktoś napisał mi, że "chyba przegięli" - a pod tym link do strony telewizji Al Dżazira ze zdjęciem martwego Waldemara Milewicza. Było to w dniu śmierci reportera. Informacja o tym, że go zastrzelili, nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Dopiero widok martwego faceta poruszył mnie na kilka godzin.

Opublikowanie szokujących zdjęć ohydnego znęcania się nad irackimi więźniami doprowadziło do jednego z poważniejszych kryzysów politycznych w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Stało się pretekstem do nawoływania, by wycofać wojska z Iraku. Dwa, trzy lata temu nigdzie nie było zdjęć z tortur jakich dopuszczali się w Iraku oprawcy reżimu Saddama. Pojawiały się wprawdzie jakieś głosy, że ludzie są tam żywcem rozpuszczani w kwasie, i kilka innych podobnych informacji, ale zdjęć nie było. Może gdyby było inaczej, nikt nie szukałby fałszywych powodów do uzasadnienia wojny w tym kraju? Najwyraźniej dzięki obrazom można wpływać na opinie całych społeczeństw. Nie zdziwiłbym się, gdyby z szuflady wyjął ktoś teraz zdjęcie spalonych Amerykanów, których ciała powieszono na moście w jakimś irackim mieście. Zresztą jedno z tych zdjęć publikuje polski miesięcznik "Raport". Jest odrażające.
Islamscy fanatycy zabili jakiegoś Amerykanina. Tu zadziałał zupełnie ten sam mechanizm co w przypadku Milewicza. Ta informacja nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Do czasu. Niechcący znalazłem link do strony, na której był sławetny już film. Zakapturzeni goście kilka minut czytali coś z kartki, potem nagle jeden wyjął nóż, kilku innych rzuciło się na faceta, który dotąd spokojnie siedział przed nimi. Co było dalej nie chciałem widzieć, bo zrozumiałem, że to chore. Informacja o morderstwie nie robi wrażenia, dopiero jego oglądanie szokuje. Przez to, że film mógł zobaczyć każdy, stanowisko w sprawie tego smutnego incydentu zajął nawet prezydent George Bush.

Obraz poraża. Wyzwala emocje, których nie wykrzesa nawet najbardziej wstrząsająca zasłyszana informacja. Czy powinno się więc publikować takie rzeczy? Czy wolno karmić ludzi widokiem największych ludzkich podłości? Do redakcji prasowych - również w Polsce - spływa każdego dnia bardzo dużo takich fotografii. Może zdjęcia ofiar wypadku samochodowego zdziałają więcej niż apel, by nie siadać za kółkiem po kielichu? Nie wiem.
Zdjęcie martwego Milewicza, od którego zacząłem, pojawiło się na pierwszej stronie "Super Expressu". Może nie powinni na czołówce? Poza tym w jakim celu oni to zrobili? Żeby podnieść sprzedaż? Chyba rzeczywiście przegięli. Publikowanie drastycznych zdjęć prowadzi do "oswajania" się z nimi. Zabija wrażliwość. Doprowadza do sytuacji, w której staje się obojętne, na co patrzymy. Otwiera drogę do takich żenujących wpadek, jak ta, której dopuścił się Onet.pl w dniu pogrzebu Waldemara Milewicza. Nad depeszą o uroczystościach pojawiła się reklama z hasłem "Nie bawisz się, nie żyjesz". Webmasterzy portalu wykazali się jeszcze mniejszym poczuciem smaku niż redakcja "Super Expressu".

 

EUROPA, CZY AMERYKA NR 2?

Anna Knaź



Czy Europa stanie się ojczyzną dla imigrantów ze Wschodu i Afryki? To pytanie wydaje się być coraz mniej niedorzeczne. Moim zdaniem w Europie rozpoczyna się tworzenie drugiej Ameryki. Mam na myśli wzrost liczby ludności na naszym kontynencie, co spowoduje, że będą tu obecne różne kultury, religie i rasy. Coraz wyraźniej widać, że potrzebne jest nam sztuczne zaludnianie.

Ostatnio demografowie stwierdzili, że w Europie gwałtownie spada liczba urodzeń. Przyczyn jest kilka; według mnie należy ich szukać głównie w Europie Środkowej i Wschodniej, a konkretniej w spuściźnie komunizmu. W niektórych krajach postkomunistycznych można zauważyć dużą degradację społeczeństwa, co dzieje się na przykład w Rosji. Obserwujemy tam duży odsetek narkomanów, prostytutek, a co za tym idzie chorych na AIDS. Nawet dzieci w wieku szkolnym są dużą grupą palących i pijących obywateli Rosji. Ten kraj jest dobrym przykładem na to, jak trudno jest się wydźwignąć z komunizmu.
Po upadku komunizmu ludzie zachłysnęli się wolnością, czyli niedoścignionym, bogatym Zachodem. Spójrzmy choć na zmianę modelu rodziny. Kiedyś powszechna była zwykła zastępowalność pokoleń, czyli dwoje plus zabezpieczenie (2 + 1). Teraz przechodzimy na konsumpcyjny model życia. Kobiety są coraz bardziej wyzwolone, chcą pracować zawodowo, dlatego pierwsze (i zazwyczaj ostatnie) dziecko planują nie wcześniej niż około trzydziestego roku życia. To dość późno, bo najlepszy wiek na urodzenie dziecka to dla kobiety około 23-24 lat. Fakt ten jest zazwyczaj tłumaczony złą sytuacją gospodarczą kraju, strachem przed utratą pracy, niemożnością zagwarantowania opieki przyszłemu potomstwu. Czy to jednak dobry powód i dobre wytłumaczenie?

Śmiało mogę stwierdzić, że istnieje jakiś "krąg" demograficzny, jeśli mogę to tak nazwać. Chodzi o to, że spadek liczby urodzeń powoduje pewny ciąg przyczynowo-skutkowy. Rozpoczyna się on lękiem przed przyszłością, czyli obawą o to, czy będziemy dostatecznie zabezpieczeni na starość, czy dostaniemy należyte wynagrodzenie za lata pracy. Obawa rodzi obawę, tak więc obawiając się o przyszłość własną, siłą rzeczy boimy się, czy będziemy w stanie zapewnić naszym dzieciom godne życie i czy one w zamian ofiarują nam swoją pracę.
Obawy te powodują spadek liczby urodzeń, a to zmniejsza liczbę osób pracujących, przy zwiększającej się lub utrzymującej na tym samym poziomie liczbie emerytów. Skutkiem tego jest konieczność podnoszenia przez państwo podatków, by młodsze pokolenie było w stanie spłacić emerytury. Oczywiście nikt nie jest zadowolony, kiedy mu się coś zabiera lub znów każe płacić (co nie jest w Polsce czymś nowym). Każdy człowiek jest egoistą, myśli tylko o sobie i ewentualnie o swojej rodzinie. Dlatego młodzi, wykształceni ludzie emigrują zazwyczaj na Zachód, aby zapewnić sobie godziwe życie. Siłą rzeczy upada lub bardzo słabnie wzrost gospodarczy w kraju. I w tym miejscu zamyka się owe koło zależności.

Jest kilka metod walki z tym stanem rzeczy. Po pierwsze tak zwana polityka pronatalistyczna. Zakłada ona, że państwo powinno zająć się opieką i zachęcaniem ludzi do rozmnażania się. System ten działa na przykład we Francji, gdzie przyznaje się dotacje lub zasiłki rodzinom wielodzietnym.
Może to też być rządowa kampania uświadamiająca nastolatków, refundowanie środków antykoncepcyjnych, leków na bezpłodność lub impotencję. Można też ustawowo zakazać aborcji, bo jeśli kobiety same będą decydować o regulowaniu liczby narodzin za pomocą aborcji, a nie wcześniej za pomocą antykoncepcji, to może to doprowadzić do czegoś zgoła odmiennego. Może się bowiem zdarzyć, że konieczne będzie regulowanie liczby zgonów, czyli eutanazja.
Dla Polaków problem demografii będzie twardym orzechem do zgryzienia. Nie od dziś wiadomo, że nie należymy do narodów zbyt tolerancyjnych. Będziemy musieli pogodzić się z tym, iż niedługo przywędrują do nas obce nacje, gdzie ludzie nie mają pracy, a przyrost naturalny jest tak wielki, że aż niebezpieczny. Mam na myśli głównie kontynent afrykański. Będziemy musieli otworzyć się na obcą kulturę, religię, obyczaje i tradycje. Nie mamy innego wyjścia.

Wyjaśniając tytuł chcę po prostu powiedzieć, że w Europie będzie potrzebna podobna "rewolucja", zasiedlanie terenów imigrantami różnych narodowości. Powstanie niejednolity kulturowo twór przypominający Stany Zjednoczone, gdzie nie ma jednej religii, mówi się różnymi językami. Nie jestem pewna, czy to dobre dla naszego kontynentu, którego historia sięga o wiele dalej wstecz niż historia USA.
Powstanie sztuczny twór, jak mówi profesor Jadwiga Staniszkis - federacja narodów, a już nie państw. Stworzymy mutanta na podobieństwo naszej ukochanej Ameryki. Szkoda tylko, że nie jesteśmy w stanie zauważyć takiej drobnostki jak całkowita odmienność mentalna. Tak czy inaczej, warto się oswajać z widokiem ukraińskiej pokojówki, afrykańskiego ogrodnika lub... prezydenta (!), bo będą to widoki tak powszechne jak w Ameryce. Czy jesteśmy na to gotowi?

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone