Muzyka
poważna to nudna kicha. Flaki z olejem dla emerytów o spowolnionej
reakcji. Taka jest powszechna opinia. Jaj skutkiem, zdaniem
niektórych, jest rychły zgon przemysłu muzycznego zajmującego
się tą działką. W pewnym stopniu jest to nawet zrozumiałe.
Spójrzmy na taki przykład: parę tygodni temu Krystian Zimmerman
wydał płytę z koncertami fortepianowymi Siergieja Rachmaninowa.
Nagranie wywołało euforię krytyków, zapewne nawet cieszy się
sporym zainteresowaniem melomanów. Tyle tylko, że 5 lat temu
płytę z tymi samymi koncertami nagrał inny genialny pianista,
Vladymir Ashkenazy. Owszem, obie interpretacje różnią się
od siebie, ale czy dla właścicieli nagrania z Ashkenazym jest
to wystarczający powód do tego, by wydać mnóstwo pieniędzy
na płytę Zimmermana? Raczej nie. Tym sposobem nakłady płyt
maleją, rynek się kurczy, a wkrótce muzyka poważna zapewne
zniknie ze sklepowych półek.
Są jednak ludzie, którzy szukają na to recepty. Jedną z takich
osób jest kataloński muzyk Jordi Savall. Mimo, że u nas jego
nazwisko znane jest tylko garstce pasjonatów, w Hiszpanii
jest to już postać z kręgu kultury masowej. Co nie jest wcale
równoznaczne ze szmirą. Wprost przeciwnie.
Filozofią Savalla jest tworzenie unikalnych nagrań ignorowanych
dotąd kompozytorów. Do tego dochodzi perfekcyjna staranność
nie tylko artystyczna, ale również wydawnicza. Savall dba
o wszystko od samego początku, poczynając od artystów i repertuaru,
aż po dystrybucję swoich płyt. Kilka lat temu wypiął się na
duże koncerny fonograficzne i założył własną firmę płytową
- Alia Vox. Zdążył nagrać około 30 płyt, które sprzedały się
w nakładzie blisko 800 tysięcy sztuk. To sukces, dla którego
trudno szukać jakiegokolwiek odpowiednika w muzyce poważnej.
Savall gra na instrumencie, którego nazwa mało komu cokolwiek
mówi - viola da gamba. Przed laty nagrał muzykę do filmu "Wszystkie
poranki świata". Słynny film z Gérardem Depardieu w roli
głównej cieszył się taką popularnością, że płyta z nagraniem
była notowana na listach przebojów obok albumów Michaela Jacksona.
Jak wspomniałem, Savall sięga po utwory mało znanych, zapomnianych
albo ignorowanych dotąd renesansowych i barokowych kompozytorów.
Często jest to muzyka bardzo sentymentalna, tak jak płyta
zatytułowana "La Folia" ;
czasem nadzwyczaj żywiołowa, tak jak fragmenty z muzyki do
filmu "Markiza" ;
czasem wreszcie tak żartobliwa, że określenie "muzyka
poważna" wydaje się być po prostu nie na miejscu .
Ostatnio Savall coraz śmielej zabiera się również za nagrywanie
"przebojów" muzyki klasycznej. Na swoim koncie ma
już "Requiem" Mozarta, czy Koncerty Brandenburskie
Bacha.
Jordi Savall ma "własne" zespoły: Hesperion XX,
La Capella Reial Catalunya, Le Concert Des Nations. Bardzo
często nagrywa razem ze swoją żoną, fenomenalną sopranistką
Montserrat Figueras (małżeństwem są od 36 lat). Ostatnio coraz
częściej dołącza do nich harfistka Arianne Savall, jeśli się
nie mylę - ich córka.
Miałem okazję widzieć występ Savalla i jego muzyków w telewizji
Mezzo. Nie przypominało to koncertu muzyki poważnej. Towarzystwo
generalnie dość mocno wyluzowane. Niektórzy siedzieli na dywanie,
inni występowali boso w cokolwiek dziwnych strojach, wszyscy
przypominali niezborną zgraję. Zresztą wystarczy spojrzeć
na jednego ze stałych współpracowników zespołów Savalla, perkusistę
Pedro Estevana, by zrozumieć jaki to klimat. Ale jak oni grali!
Tego się nie da opisać. To nie było sztywniactwo znane z sal
filharmonicznych. Muzycy Savalla z nim samym na czele dawali
czadu, i było widać, że granie po prostu sprawia im radość.
Można by nawet zaryzykować tezę, że swoim muzykowaniem bardziej
przypominali jazzmanów, niż szacownych wirtuozów. Dla nich
radość grania, dla mnie radość słuchania.
|