Film
"Ława przysięgłych" jest skonstruowany według klasycznej
recepty Alfreda Hitchcocka: na początku trzęsienie ziemi,
a potem napięcie rośnie. Trzęsieniem ziemi jest tu masakra
w biurze maklerskim, dokonana przez szaleńca ze strzelbą.
Reszta fabuły skupia się na procesie wytoczonym przez wdowę
po jednej z ofiar producentowi broni. A właściwie na zakulisowej
rozgrywce, jaka mu towarzyszy.
Gra idzie o grube miliardy dolarów, firma zatrudnia więc
konsultanta sądowego. Rankin Fitch to stary wyga, który na
niejednej sali święcił już triumfy. Jego metody zdobywania
przychylności Temidy są jednak cokolwiek wątpliwe. Otóż Fitch
specjalizuje się w urabianiu przysięgłych. Jak wiadomo, w
amerykańskim systemie sądownictwa to przysięgli wydają werdykt,
w ich rękach spoczywa los każdego pozwanego. Wystarczy więc
znaleźć haka na każdego z nich, by być pewnym zwycięstwa.
Tu mały szantażyk, tam łapóweczka, i "dwunastu gniewnych
ludzi" siedzi nam w kieszeni.
Przeciwnikiem Fitcha na sali sądowej jest Wendell Rohr, adwokat
o sztywnym kręgosłupie moralnym, który wierzy w sprawiedliwość
i w niej pokłada nadzieję. Podobnie jak Fitch jest pewien,
że trzyma rękę na pulsie i jest bliski zwycięstwa. Ale nagle
okazuje się, że jest jeszcze ktoś trzeci. Nicholas Easter,
jeden z przysięgłych, zaczyna własną rozgrywkę. Stawką też
są pieniądze.
John Grisham produkuje swoje sądowe thrillery z pozazdroszczenia
godną płodnością i zapamiętaniem. Miewa swoje wzloty i upadki.
Najnowsza ekranizacja jego powieści trzyma wysoki poziom,
choć na miano dzieła wybitnego nie zasługuje. Śledzimy intrygę
skomplikowaną, ale wciągającą. Niestety, w pewnym momencie
w filmie zaczyna pobrzmiewać ton moralizatorski, wręcz rzewny.
Zupełnie niepotrzebnie, bo nie wnosi do akcji nic szczególnego.
Główne przesłanie filmu Gary Fledera jest jednak klarowne.
Oto zostaje w nas zasiane ziarno zwątpienia w niezachwiany
- zdawałoby się - system amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości.
Reżyser zdaje się szeptać nam do ucha: ten kolos stoi na glinianych
nogach. Wystarczy kilku świetnych specjalistów od inwigilacji,
by go podkopać i przejąć nad nim niewidzialną kontrolę. Przecież
czasem chodzi o naprawdę gigantyczne pieniądze, a - jak mawiał
Rankin Fitch - proces jest zbyt ważny, by zostawiać go w rękach
przysięgłych.
Nad obsadą "Ławy przysięgłych" można tylko mlasnąć
z zachwytu. Gene Hackman (Rankin Fitch) gra brawurowo i jak
zwykle fantastycznie. Dustin Hoffman (Wendell Rohr) trochę
niknie przy nim, ale raczej z winy scenariusza, który nie
daje mu wiele pola do popisu. Błyszczy za to John Cusack (w
pierwszoplanowej roli Nicholasa Eastera), który wręcz dwoi
się i troi. Natomiast obecność na ekranie Rachel Weisz to
moim zdaniem jakieś nieporozumienie.
|