Osiem
godzin pracy, osiem godzin odpoczynku, osiem godzin pracy.
To hasło pamiętam z podręcznika historii, z którego przed
wieloma laty uczyłem się do sprawdzianów w liceum. Hasło bardzo
komunikatywne, więc utkwiło mi w głowie. Pamiętam jeszcze,
że na lekcjach historii (a także języka polskiego) straszono
mnie kapitalistycznymi wyzyskiwaczami, którzy zmuszają do
pracy po 12 godzin na dobę.
Podobne historyjki dotyczyły chłopów pańszczyźnianych, którzy
bez celu tyrali po 12-14 godzin, a to co udało im się zebrać,
było konfiskowane przez Kościół, feudała, albo kogokolwiek
innego. Oczywiście miało to tworzyć obraz wyraźnie różny od
tego, co dzieje się współcześnie. Sęk w tym, że dzisiaj dzieje
się tak samo.
Mieszkam w mieście, uczciwie pracuję - mam własną działalność
gospodarczą. Moja żona pracuje w agresywnie rozwijającej się
firmie. Dziesięć lat temu bylibyśmy nazywani yuppies. Dzisiaj
wszystko się odwróciło, i jesteśmy loserami. Nie mamy tego,
co było cechą yuppies - czyli pieniędzy. Mamy tylko ciężką
harówę. Nie stać nas na kupno mieszkania, nie mamy zdolności
kredytowej. Żaden pracodawca nie płaci tyle ile powinien,
skoro na naszą pracę czyhają już studenci gotowi pracować
za darmo.
Oczywiście moglibyśmy powiedzieć: pieprzymy to wszystko,
chcemy żyć jak normalni ludzie. Czyli jak??? Otóż w Millerowej
Polsce normalnie mają wszyscy ci, którzy załapali się na socjalny
pakiecik. Promuje się tych, którzy z braku zdolności, siły
przebicia, albo z lenistwa wylądowali w urzędach, szkołach,
biurach, agendach. Tam jest raj. Pełen socjal, urlopiki, trzynasteczki,
po szesnastej do domku i 1500 złotych na rękę. Ja pracuję
13 godzin dziennie, ledwo wyrabiam owe 1500, po czym przed
dziesiątym każdego miesiąca odpalam haracz bandycie pod tytułem
ZUS.
Nisko kłaniam się paniom w urzędach skarbowych. Bardzo przepraszam,
że próbuję uczciwie pracować, bardzo przepraszam, że źle wypełniłem
rubryczkę, bardzo przepraszam za swoje narzekania, że długo
czekałem pod drzwiami, to się już nie powtórzy, następnym
razem przyjdę z kawą, albo z czekoladą - co ja głupi gadam?!
- z koniakiem dla Szanownej Pani Biurwy. I tak w kółko.
Gdy wychodzę do pracy moje dziecko z reguły jeszcze śpi.
Gdy wracam już śpi. Jestem takim samym niewolnikiem jak ci,
o których czytałem w podręczniku historii. Osiem godzin pracy,
osiem godzin odpoczynku, osiem godzin snu.
|