Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



TERCET EGZOTYCZNY

Plastuch



 


Są filmy, których za żadne skarby świata nie zdzierżyłbym w telewizji. I wcale nie chodzi o przekątną ekranu. Problemem jest łatwość, z jaką można przełączyć kanał. Człowiek instynktownie zatrzymuje wzrok na ruszających się pstrokatych obrazkach. I takich obrazków szuka się w telewizji. Po kilku minutach oglądania "Dróżnika" przełączyłbym kanał, i zatrzymał pewnie dopiero na jakimś kretyństwie.

Kino ma tę zaletę (w niektórych przypadkach jest to wada), że widz musi się w stu procentach skupić na filmie - bo po prostu nie ma wyboru. Nawet wtedy, gdy na ekranie nic nie miga. A tak właśnie jest z "Dróżnikiem". Po prostu zatopiłem się w tym filmie.
Trochę trudno "Dróżnika" scharakteryzować. W zasadzie jest o niczym. Opowiada o trzech osobach, które spotkały się przez przypadek w przypadkowym miejscu. I jak to zwykle w takich historiach bywa, okazuje się, że bohaterowie filmu skrywają tajemnice i lęki. W jednym przypadku są one oczywiste, bo głównym bohaterem jest karzeł. To właśnie mierzący 135 centymetrów Fin jest tytułowym dróżnikiem. Pojawienie się Fina na zapyziałej amerykańskiej prowincji wzbudza zainteresowanie, które jest dla niego przekleństwem. Przełamuje jednak swój lęk i zaprzyjaźnia się z "kobietą po przejściach", Olivią (Patricia Clarkson).

I tak buja się ta opowieść przez półtorej godziny. Nie ma "widoczków", nie ma pościgów - no może poza jednym, ale o tym sza! - a jednak patrzy się na to bardzo przyjemnie. "Dróżnik" jest z jednej strony smutny i wzruszający, z drugiej jednak sporo w nim humoru. Dużo śmiechu wnosi przede wszystkim trzeci bohater, jakim jest tępak sprzedający kawę z samochodu - Bobby (Joe Oramas). Bez niego całość byłaby zbyt pompatyczna i bardzo "na serio", a tak każdy smutny fragment równoważony jest jakimś żartem.
Nicią przewodnią filmu, przejawiającą się w losach jego bohaterów, jest nieuchronność brutalnego losu. Dla Fina jest to kalectwo, a dla Olivii śmierć synka. Fabuła filmu jest zbudowana w taki sposób, że z kina wychodziłem zbudowany. "Dróżnik" to film dla wszystkich tych, którym podobało się "Między słowami", a dodam, że w mojej ocenie jest to film o wiele lepszy.

 

PODRÓŻE GULIWERA

Olaf Ważyński



"Choć to bajka nieprawdziwa, sens ukryty w bajce bywa" - napisał kiedyś Jan Brzechwa. To złote słowa. Czasem najbardziej nieprawdopodobna historia okazuje się być częściowo prawdziwa lub przynajmniej nieść sensowne przesłanie.

Dziecięca wyobraźnia jest niczym niezmierzone połacie dzikiego, nieznanego lądu. Zaludniają ją smoki, piękne królewny i wielkoludy z bajek opowiadanych przez rodziców (choć dziś są to raczej wyskakujące z telewizorów pokemony i bajonikle). Nic dziwnego, że dzieci lubią fantazjować. Opowiadają rozmaite bajdy, z samymi sobą w rolach głównych. Niektórym takie gawędziarstwo przyrasta do duszy i zostaje na zawsze.
Takim bajarzem jest właśnie Edward Bloom, bohater "Dużej ryby" Tima Burtona. O swoim życiu potrafi mówić godzinami, czarując słuchaczy niezwykłymi historiami. Jego słuchacze chłoną te opowieści, choć nikt rozsądny w nie nie uwierzy. No bo jak tu uwierzyć w spotkanie z gigantem wysokim na cztery metry, albo w istnienie ukrytego miasteczka, o którym nikt nie wie? A jednak płoną im uszy z ciekawości. Bo Bloom ma dar opowiadania.

Jedynym, który ma już serdecznie dość fantazji tworzących fikcyjny życiorys Edwarda Blooma, jest jego syn, William. Być może dlatego, że sam pracuje jako dziennikarz agencji informacyjnej, więc ślepo wierzy w siłę faktów. Tymczasem ojciec nawet na łożu śmierci upiera się przy swojej wersji wydarzeń. Kiedy William postanowi na własną rękę dojść prawdy o życiu ojca, okaże się niespodziewanie, że stary człowiek nie wszystko zmyślał.
"Duża ryba" to popis aktorski Ewana McGregora (grającego młodego Blooma), którego otacza wianuszek wspaniałych gwiazd: Jessica Lange, Helena Bonham Carter, Danny de Vito, Steve Buscemi, no i Albert Finney w roli starego Blooma. Dzięki ich grze film na przemian śmieszy i wzrusza - jak każda dobrze opowiedziana historia. Scenariusz Johna Augusta powstał zresztą na podstawie książki Daniela Wallace'a.

"Duża ryba" to film o człowieku, który dąży do celu z determinacją i wiarą. Czuje wokół ocean możliwości i bez lęku wypływa na szerokie wody. Świat jest dla Blooma taki, jakim on sam go widzi - fantastycznym lądem pełnym fantastycznych ludzi i stworzeń. To dlatego jego opowieści Guliwera budzą wątpliwości u ludzi, którzy postrzegają rzeczywistość chłodno i bez emocji.
Niewykluczone, że bohater "Dużej ryby" to w pewnym stopniu alter ego samego Tima Burtona. Jak pamiętamy, reżyser zdobył sławę dzięki "Edwardowi Nożycorękiemu" oraz dwóm filmom o Batmanie. Były to współczesne baśnie, obrazy mroczne, pełne dziwnych postaci, mutantów objawiających nadnaturalne zdolności. Trzeba nie lada wyobraźni, by takie historie opowiedzieć przekonująco i zyskać przychylność słuchaczy/widzów. "Duża ryba" to dowód, że Burton nie zatracił bajarskich umiejętności, a przy okazji dojrzał jako artysta. Jak powiedział ktoś: z bajek się wyrasta, a potem trzeba do nich dorosnąć.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone