Kto z nas nie zna Kaczora Donalda, Myszki Miki, Jelonka Bambi,
Słonia Dumbo, Psa Goofy'ego? No chyba nikt. Jednak nie każdy
wie, że historia wytwórni Walta Disneya zaczęła sie od pożyczki.
Młody, szalony wizjoner Walt Elies Disney wymyślił sobie,
że otworzy wytwórnie filmową. Miał tylko jeden problem, od
wieków ten sam, który trapi chyba wszystkich wizjonerów. Problem
finansowy. Gdyby nie wujek, który w 1923 roku udostępnił młodzieńcowi
500$ na pierwsze inwestycje związane z wytwórnią, nigdy nie
powstałby Wspaniały Świat Walta Disneya. Pierwsze kroki nie
były łatwe, pracownicy uczyli się nowych technik realizatorskich,
sami opracowywali od podstaw nowatorskie sposoby obróbki dźwięku
i obrazu. Motorem wszystkich działań był Walt, który uwierzył,
że stworzy coś niepowtarzalnego. W 1937 roku powstała Królewna
Śnieżka i 7 Krasnoludków - pierwszy animowany film fabularny.
Tyle historii.
Wytwórnia Walta Disneya przetrwała ładnych parę lat lat i
ma się całkiem dobrze. A sam Walt... Przez wszystkie lata działania
przedsiębiorstwa stworzył jasną i prostą misję firmy (dla
niewtajemniczonych: misja to swoiste credo firmy określające
cel i sposób jej działania). Misję, którą sformułował następująco:
"Marzyć, wierzyć w swoje marzenia, czyli trzymać się
swoich przekonań, mieć odwagę zaryzykować i wprowadzić w życie".
Ostatnio pewien znajomy, z którym chciałam wejść w spółkę
twórczą, powiedział mi, że powinnam zaczął stąpać twardo po
ziemi, bo mam "fiołki w głowie" i niektóre moje
pomysły są przerażajaco nierealne, mało życiowe i w krótkim
czasie nie przynoszą konkretnych korzyści finansowych. Zaczęłam
się zastanawiać, czy może rzeczywiście czas przemeblować swoje
życie, ustatkować się, zacząć myśleć racjonalnie, ekonomicznie,
materialistycznie i robić wszystko aby osiągnąć szybki, pewny
zysk. Przed oczami stanęła mi wizja Ani - potulnego baranka,
z dolarkami w oczach, siedzącego za biurkiem od 8.00 do 16.00.
Przeraziłam się. O nie, litości, jeszcze nie teraz!!! W jednej
chwili zdecydowałam: nawet jeśli miałabym zacząć głodować,
zostaję przy moich nierealnych pomysłach. Było nie było, mistrz
Disney, artysta zarządzania, na którym wzorują się dziesiątki
amerykańskich firm, hołdował zasadzie: "kiedy w coś wierzysz,
wierz bezwarunkowo i nieodwołalnie", i dobrze na tym
wyszedł. Nie brakuje wśród moich znajomych, i jeszcze nieznajomych,
takich, którzy chętnie popodgryzaliby mi korzonki i popodkładali
nogi za wizjonerskie koncepcje. Mimo to szybciutko, póki jeszcze
szaleństwo nie wywietrzało mi z głowy, skontaktuję się z którymś
z moich życzliwych wujków, pożegnam bez sentymentu byłego
już znajomego i zadzwonię do przyjaciela, który zawsze mnie
rozumie. A jak się nie uda? Pomyślę o tym jutro...
|