O "Pasji"
napisano tak wiele, że dorzucać do tego swoje trzy grosze
to prawie bezczelność. Zważywszy jednak, że większość z tego
co czytałem, wyszła spod pióra osób, które tego filmu nie
widziały, to niech tam! Pozwolę sobie. Przede wszystkim to
oszałamiający film, ale...
Gibson wziął na siebie ogromną odpowiedzialność. Ukrzyżowanie
Chrystusa dla jednych jest sprawą wiary, dla innych czymś
w rodzaju "Przeminęło z wiatrem". Nie widzieli,
ale generalnie wiedzą o co chodzi. Robiąc film, który zawładnie
wyobraźnią i jednych i drugich, jego twórca powinien mieć
trochę więcej pokory. Tym bardziej, że o wsparcie zabiegał
u samego Ducha Świętego. Skoro tak, to Mel Gibson odcisnął
swe piętno na "Pasji" zbyt mocno.
Pamiętam spór o to, czy na filmie mają się pojawiać napisy,
czy nie. Na szczęście są, bo gdyby niektóre fragmenty wyciąć
z kontekstu, to można by odnieść wrażenie, że ogląda się tandetny
horror. Tak było zwłaszcza ze scenami obłędu Judasza. Po co,
u licha, licytować się efektami specjalnymi z "Obcym"?
O ile wiem, Judasz po prostu się powiesił; o żadnych dziwnych
stworkach, które mu majaczyły przed oczami, nigdzie nie czytałem.
Takich "odautorskich" wtrętów Gibsona było więcej.
Trochę mi niestety przeszkadzały.
Nie będę oryginalny, i powtórzę za innymi. Siła tego filmu
polega na uprzytomnieniu widzowi rzeczywistej wagi słów padających
w ewangeliach. U świętego Jana jest na przykład: "Wówczas
Piłat zabrał Jezusa i kazał Go ubiczować. A żołnierze uplótłszy
koronę z cierni, włożyli Mu ją na głowę i okryli Go płaszczem
purpurowym". Kilka słów. Co się za nimi kryje? Właśnie
po to, by się o tym przekonać, warto zobaczyć ten film.
Zaskoczeń w rodzaju "o kurczę, przecież to faktycznie
musiało tak wyglądać" jest cała masa. Pomijając jednak
warstwę "ikonograficzną" kompletnym odkryciem były
dla mnie drugoplanowe postacie. Na przykład Piłat. Sposób,
w jaki został ukazany, jest dla mnie zdumiewający. To człowiek,
który chciał ratować Chrystusa. Ugiął się dopiero pod ciężarem
lęku o swoją karierę. Ileż sprzeczności i obaw zaprezentował
grający tę rolę Hristo Shopov. Albo na przykład rzymski żołnierz
nadzorujący biczowanie. Znudzony sadysta, któremu nie chce
się nawet podnieść wzroku znad swoich dokumentów (nawiasem
mówić zagrał go Polak, Romuald Andrzej Kłos). I wreszcie jedna
z najpiękniejszych postaci - Szymon z Cyreny. Tchórz, który
wobec okrucieństwa jakie widzi, przełamuje się i staje w obronie
Jezusa. Mnóstwo zwykłych ludzkich złych i dobrych reakcji
wydobytych z suchych, zdawać by się mogło, kart ewangelii.
Gibsonowi stawia się różne zarzuty. Najgłośniejszy to oczywiście
antysemityzm. Tymczasem ja mam wrażenie, że twórca filmu zrobił
wszystko, by na takie zarzuty się nie narazić. W filmie już
w czasie przesłuchania przed Sanhedrynem niektórzy arcykapłani
mówili, że sąd nad Jezusem to żenująca farsa. Potem jeszcze
Szymon z Cyreny, który pomagał nieść krzyż (legionista odganiał
Szymona, mówiąc: "idź, Żydzie"). Scenki zrobione
ewidentnie ku pokrzepieniu politycznej poprawności. Jak się
okazało, dla niektórych nawet to za mało. Inny zarzut to niezwykłe
okrucieństwo tego filmu. Czy okrucieństwo np. z "Nieodwracalnego"
różni się od okrucieństwa "Pasji"? Ano, różni się.
Tłumaczenie tego wydaje mi się jednak niesmaczne.
I tu leży sedno sprawy. "Pasja" to film religijny,
i trudno na niego patrzeć inaczej. I choć dla złośliwych Gibson
w swojej nabożności przelicytował nawet babcie, które pod
Jasną Górą sprzedają trójwymiarowe obrazki z Matką Boską,
to moim zdaniem "Pasja" to wspaniałe dzieło. Mimo
niedociągnięć, o których wspomniałem. Artystyczne wizje męki
Chrystusa kojarzyły mi się dotąd tylko z dwiema "Pasjami"
Bacha. Teraz dołączyła jeszcze do tego "Pasja" Mela
Gibsona. Zupełnie inna, mniej poetycka i refleksyjna. Ale
też piękna.
|