- Ten
pociąg w ogóle nie nadaje się do jazdy. Ale co mam zrobić?
Jeśli zgłoszę usterki, ludzie spóźnią się do pracy, a podstawiony
skład będzie podobny. Bo sprawnych pociągów nie ma! - kierownik
pociągu, Grzegorz Kazimierczyk, wskazuje miejsca po powyrywanych
półkach na bagaże.
Godzina 5.00 rano. Opolski dworzec kolejowy. Czynna jest
tylko jedna kasa biletowa. Na ławkach śpią bezdomni. W powietrzu
unosi się smród. Na peronie 4 stoi pociąg do Wrocławia. Podróż
tym kursem zajmuje blisko 150 minut. Jest to jeden z dwóch
pociągów przejeżdżających przez Dobrzeń Wielki, Mąkoszyce,
Popielów, wreszcie Jelcz Laskowice. Planowy odjazd o 5:04.
Do wagonów wchodzą jedynie dwie osoby. W przedziałach jest
bardzo zimno. Podróżni wolą poczekać na opóźniony pociąg,
który jedzie krótszą trasą, a i bilet jest znacznie tańszy.
Konduktorem być
Z przedziału konduktorskiego dobiegają rozmowy. W tle słychać
trzeszczącą krótkofalówkę i włączone radio. Konduktor, Jerzy
Brzeziński, wychodzi na peron. Zapala papierosa. Ze stoickim
spokojem spogląda na zegarek. Tylko trzy minuty spóźnienia.
Ale na tej trasie można to jeszcze nadrobić. Mężczyzna po
chwili wyrzuca papierosa. Na semaforze pojawiło się zielone
światło. "Gotów!" - rozbrzmiewa głos w krótkofalówce.
Tak rozpoczyna się pierwszy dziś kurs pana Jerzego. Dyżur
potrwa do 16:49.
- Ja nie wiem, czy w ogóle powinienem o tym rozmawiać. Temat
kolei jest dość drażliwy - zastanawia się konduktor. - Właściwie
to szkoda słów - dodaje. Każdy z pracowników podpisując umowę
o pracę podpisał również zaświadczenie, że zobowiązuje się
w żadnym wypadku nie ujawniać tajemnic PKP. Co w mniemaniu
kierownictwa kolei jest tajemnicą? Bo chyba nie ilość wypisanych
biletów kredytowych.
Jerzy Brzeziński dojeżdża do pracy z Nysy. Posadę konduktora
zawdzięcza matce, która niegdyś była kierownikiem tamtejszej
drużyny. - Kiedy siedem lat temu przyjmowałem się do pracy,
kolej naprawdę dobrze prosperowała, a teraz... Gdyby ktoś
mi dał 2500 zł, poszedłbym do innej pracy - mówi Brzeziński.
Któż z nas w młodości nie marzył, aby zostać kolejarzem? Wbrew
pozorom praca ta jest bardzo ciężka, wymaga wielu poświęceń,
a co najważniejsze - jest niezwykle odpowiedzialna. - Ja zawsze
musze ładnie wyglądać. Koszula wyprana, wyprasowana. Przecież
jestem poniekąd wizytówką Polskich Kolei Państwowych - tłumaczy
Jerzy Brzeziński.
Dziś do pracy przyjechał samochodem z kolegą. Gdyby nie pomoc
przyjaciela, musiałby przenocować w Opolu. Na dworcu jest
mały pokój dla pracowników. Mogą tu odpocząć, a nawet się
przespać. Warunki sanitarne pozostawiają jednak wiele do życzenia.
Ale jutro dyżur zaczyna o 6.00. Nie da się dojechać tak wcześnie
z Nysy do Opola. Chcąc nie chcąc trzeba przenocować na stacji.
Jak mówi pan Jerzy, z czasem można się do tego przyzwyczaić.
Mijamy Dobrzeń Wielki. Pociąg zatrzymuje się co parę minut.
Ludzi jak na lekarstwo. - Ruch zacznie się dopiero od Jelcza
- mówi pan Jerzy. Nie raz jeździł już tą trasą i zna ją niemal
na pamięć.
Psychologiczne podejście
- Miałem pracować w hucie na szlifierce - wspomina Grzegorz
Kazimierczyk z Zawadzkiego - Matka załatwiła mi robotę na
kolei. I uważam, że dobrze się stało - dodaje. Początkowo
pan Grzegorz pracował jako dróżnik. Po pewnym czasie postanowił
zostać konduktorem, a potem szybko awansował na kierownika
pociągu.
Mężczyzna chętnie opowiada o swojej pracy. - Ten skład jest
niesprawny. I ja doskonale o tym wiem. Proszę zobaczyć, brakuje
półek na bagaże, kosze na śmieci są pozrywane - pokazuje na
braki w przedziale konduktorskim. - Ale co z tego? Ja odpowiadam
za stan pociągu. Mogę się uprzeć i powiedzieć, że ja w takich
warunkach podróżował nie będę. Ale co to da? - zastanawia
się. W praktyce wygląda to tak, że po kilkunastu minutach
podstawiany jest kolejny skład. Czy jednak będzie sprawny?
Druga strona medalu to fakt, że ludzie wtedy spóźniliby się
do pracy. - Wszystkie jednostki zostały wyprodukowane w latach
sześćdziesiątych. Nie dziwię się, że się psują - mówi Jerzy
Brzeziński.
- Najgorzej to ma kierownik! Kiedy jest zimno w przedziałach,
ludzie nie mają pretensji do dyrektora, tylko do mnie. Podobnie,
kiedy pociąg się spóźnia. To ja muszę wysłuchiwać i uspokajać
podenerwowanych pasażerów - wtrąca Kazimierczyk.
Polskie składy elektryczne mają to do siebie, że latem jest
w nich gorąco, a zimą, mimo włączonego ogrzewania, temperatura
często oscyluje wokół zera. Nie da się rozgrzać pociągu w
ciągu półtorej godziny przed samym odjazdem. Jednak to nie
jest prawdziwą zmową konduktorów. Gorsi są pijani pasażerowie
i kibice wracający z meczów. - Kiedyś jechali pijani wojskowi.
Podróżni zaalarmowali mnie, że w przedziale jest pełno krwi
- wspomina Jerzy Brzeziński. - Wagon rzeczywiście wyglądał
okropnie. Dwóch młodych chłopców zaczęło się stawiać. Wziąłem
ich na rozmowę w cztery oczy i sprawa została załatwiona.
Bardzo ważne jest podejście psychologiczne. Nigdy nie należy
do pasażera podchodzić z agresją. Ale są pewne zasady, których
się trzymam. Na przykład nigdy nie dam odjazdu pociągu, jeśli
kibicie wracają bez policji. To jest za duże ryzyko - mówi
Grzegorz Kazimierczyk.
Psychologicznego podejścia za to na pewno nie mają kontrolerzy
z zewnątrz, zwani powszechnie "krwiopijcami". Sprawdzają
nie tylko pasażerów, ale również samych konduktorów. Oni nie
przyjmują wytłumaczeń, że ktoś nie zdążył kupić biletu, bo
od każdej kary przysługuje im prowizja, bez względu na to,
czy pasażer uiści mandat. Jerzy Brzeziński też nie pała do
nich sympatią. Mężczyzna kilka razy dzięki nim stracił premię.
Wystarczy, że zostanie ujawniony choć jeden pasażer, któremu
nie sprawdzono biletu.
Trzeba być człowiekiem
Stacja Jelcz Laskowice. Na dworze zaczyna się szarówka. Puste
dotąd przedziały zapełniają się podróżnymi. Pociąg gwałtownie
zwalnia. Na tym odcinku trzeba jechać bardzo wolno. Tory zostały
uszkodzone przez często kursujące tędy pociągi towarowe.
- Pora sprawdzić bilety - rzuca pan Jerzy. Szybkim ruchem
ręki chowa "papugę" (kasownik) do kieszeni. - Każdy
musi w tej pracy być człowiekiem. Wiadomo, że sytuacja w naszym
kraju jest zła. Dlatego nie raz przymykałem oko na jakiegoś
gapowicza. To zależy, jak człowiekowi z oczu patrzy - Grzegorz
Kazimierczyk sprawdza dzisiejszy harmonogram. - Owszem są
tacy pasjonaci kolei, którzy jak dziennie nie wypiszą 10 kredytowych,
to nie mogą żyć. A ja uważam, że dwa, góra trzy miesięcznie
wystarczą. Przecież nie wyrzucę matki z dzieckiem!
Do Wrocławia pozostało 30 minut. Można zdjąć kurtki. W przedziałach
nareszcie jest ciepło. Konduktor Brzeziński wraca z kontroli.
- Dobrze, że już powolutku zaczyna się wiosna. Jest na czym
oko zawiesić - mówi z uśmiechem.
|