Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



DOLINA PEŁNA SŁOŃCA - CZĘŚĆ II

Krzysztof Czub



 

 

 


CZĘŚĆ PIERWSZA - W POPRZEDNIM NUMERZE

Z masywu, pod którym leży Val di Sole, rozpościera się widok na niezwykłe góry - Dolomity Brenta. Dolomity uchodzą za jedne z najpiękniejszych gór świata. Ich charakterystyczna cechą są ucięte, czasem zupełnie pionowe masywy skalne, które o zachodzie słońca mienią się ognistą, pomarańczową barwą. Di Brenta są oddzielną częścią Dolomitów. Pięknie kontrastują z sąsiednimi górami - Adamello Pressanella i Ortles Cevedale, które mają już typowy alpejski kształt.

Część regionu jest parkiem narodowym, w którym chroni się między innymi niedźwiedzie. My urządziliśmy sobie długą narciarską wycieczkę, przejeżdżając od masywów Marillevy do samego serca Dolomitów Brenta, na wzniesienie Groste (2443 m n.p.m.) - kilkadziesiąt kilometrów na nartach i na wyciągach. Ciekawostką trasy był pochyły wiadukt dla narciarzy, nad drogą do Madonny di Campilio.
Długo by pisać o niesamowitych przeżyciach towarzyszących nam na Groste. O zjazdach pod samymi turniami i skalnymi basztami. Delektowaliśmy się pięknym widokiem siedząc na tarasie schroniska i popijając narciarski specjał Włoch - bombardino. To rodzaj ajerkoniaku z bitą śmietaną. Po takiej dawce energii ze zdwojoną siłą ruszyliśmy pod wieczór do Marillevy. Zjeżdżaliśmy też słynną trasą wyczynowców tre i zwiedzaliśmy Madonnę di Campilio. To drugi obok Cortiny d'Ampezzo słynny kurort narciarski Włoch, stacja alpejczyków. Znana i droga. Wrażenie zrobił na mnie wykuty w zboczu tunel na obwodnicy Madonny oraz centrum miasta z deptakiem - Corso Italia. Pomiędzy ekskluzywnymi sklepami i girlandami świateł przechadzają się nim ubrane w futra turystki.


Przepis na bombardino

Już sama nazwa sugeruje, że napój ten dostarcza mnóstwo energii narciarzom. Jest ponadto pysznym deserem. Włosi celebrują jedzenie również na nartach. Bombardino - pyszny napój o pięknym, jaskrawo żółtym kolorze, z dużą ilością bitej śmietany na wierzchu - podawany jest na gorąco. Najlepiej przywieźć sobie butelkę tego trunku do Polski na długie zimowe wieczory. Ale sami też możemy zrobić bombardino.

Potrzebne jest mleko, 5 żółtek, 1 łyżka cukru waniliowego, spirytus, koniak (jakieś ćwierć litra). Mleko gotujemy i studzimy. Żółtka ucieramy z cukrem na jednolitą masę, potem mieszamy z mlekiem. Dodajemy koniak i spirytus. Wszystko mieszamy wstrząsając i odstawiamy na 3 do 5 dni do lodówki. Przed podaniem podgrzewamy, dorabiamy bitą śmietanę, którą nakładamy na rozlane już do szklanek bombardino.


Na końcu Val di Sole znajduje się niezwykła kotlina - Tonale. Z jednej strony Trydent, z drugiej już Lombardia. Tonale to także otwarcie z Trydentu w kierunku Szwajcarii. Atrakcją tego narciarskiego raju jest lodowiec Presena, na którym na kilku trasach można jeździć na nartach przez cały rok. Kiedy wysiedliśmy z kolejki linowej, zrobiło się naprawdę zimno. Byliśmy na wysokości trzech tysięcy metrów. Przed nami ogromna lodowa pustynia, na której narciarze zdawali się być ledwo dostrzegalnymi czarnymi punkcikami. Przestrzenie tak duże, że musieliśmy zjeżdżać obok siebie, by się nie zgubić. Włosi pokazali klasę. Cały ten biały stół był idealnie wyratrakowany.
Zjechać z lodowca do Tonale można jedynie kolejką, albo słynną, ale i niebezpieczną trasą Paradiso. Trasa poprowadzona stromo i ciasno wśród skał, jest rajem dla bardzo dobrych narciarzy. Porwał się na nią jedynie mój kuzyn. Reszta delektowała się jazdą po łagodnym nasłonecznionym stoku Tonale. Określenie "stok" nie jest tu precyzyjne, bo Tonale to szeroka na kilkanaście kilometrów łąka wysokogórska, na której równolegle obok siebie poprowadzono 12 tras o różnej trudności. To prawdziwe narciarskie zagłębie. W Tonale jest jednak i miejsce bardzo kameralne. To słynna trasa Contrabbandieri - trasa przemytników. Na zjazd tym szlakiem czekałem od dawna. Kiedyś było to dzikie przejście przez góry, dziś - trasa poprowadzona w skalnej kotlinie. Dla znających Tatry dobrym porównaniem będzie kocioł Czarnego Stawu pod Rysami. W podobnym otoczeniu poprowadzona jest Contrabbandieri i jej odnoga. Tyle, że na wysokości prawie 2700 metrów. Miałem wrażenie, że skalne ściany za chwilę nas przykryją, towarzyszyła nam przy tym przejmująca cisza. Ten zjazd zapamiętam na całe życie.

Koniec naszej wyprawy postanowiliśmy uczcić włoską ucztą. Do tej pory jedliśmy głównie konserwy przywiezione z Polski, dodając do wszystkiego gorgonzolę - włoski ser. Po tradycyjnej pizzy zamówiliśmy gnocchi spinacchi, drobne kluski robione z ziemniaków i szpinaku, z obowiązkową baraniną. Pyszny jest też szpinak górski zwany comede. No i do tego trydenckie wina.
Żal było opuszczać Dolinę Słońca i wracać do pochmurnego Poznania. W drodze powrotnej mieliśmy niespodziewane przygody. Przez bardzo intensywne opady śniegu utknęliśmy w korku na autostradzie w Austrii. Znaleźliśmy schronienie w Gasthoffie w Bawarii. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - dzięki temu odkryliśmy uroki bawarskiej prowincji i życzliwość jej mieszkańców. Ale to już temat na zupełnie inną - nie narciarską opowieść.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone