Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



IMPREZOWY FORTEPIAN

Paweł Oses




Jaki los czeka człowieka, który jest synem trębacza znającego największe szychy w muzycznym show biznesie? Cóż... Taki człowiek ma wszelkie szanse, by zrobić sporą karierę. Kimś takim jest niewątpliwie Brian Culbertson. Ten ledwie trzydziestoletni facet ma już na swoim koncie 7 płyt. Posądzenie o nepotyzm może być przesadną złośliwością i krzywdą dla tego pianisty, ale faktem jest, że ojciec Briana jest dobrym kumplem Buda Harnera - baaardzo ważnej persony w Verve Music. Czy młody Culbertson faktycznie ma talent?

Brian Culbertson zaczął grać na fortepianie w wieku 8 lat. Uczył się też gry na perkusji, puzonie, gitarze basowej. Jako ledwie dwudziestolatek pisał muzykę do reklamówek największych amerykańskich korporacji. Za pierwszą płytę, którą nagrał w 1994 roku, zdobył nadany przez pismo Keyboard Magazine tytuł najlepszego artysty roku. Jest multiinstrumentalistą i stara się tego dowodzić jak się tylko da. Na swojej ostatniej płycie "Come On Up" gra na fortepianie i klawiszach, puzonie, trąbce, aranżuje elektroniczną perkusję, bas... Jego nazwisko figuruje też niemal przy każdym utworze - co oznacza, że jest ich kompozytorem i aranżerem. I prawdę mówiąc właśnie to robi na mnie największe wrażenie. Jaka to bowiem jest muza? Odpowiedź na to pytanie częściowo może przynieść zestawienie artystów, jakich Culbertson słuchał w swej młodości. Jak sam opowiada dorastał pośród dźwięków Tower of Power, Earth Wind & Fire, Chicago, czy Brecker Brothers.

Na płycie "Come On Up" są więc skoczne, żywiołowe numery, o których niektórzy mówią, że nadają się najlepiej do słuchania w samochodzie. Jednocześnie dla miłośników nieco "wygładzonego" jazzu to prawdziwa uczta funkowej energii. Strasznie "imprezowe" kawałki, bez ambicji zawładnięcia duszą zwolenników jazzowych szaleństw. Dlatego można chyba powiedzieć, że Culbertson jest rewelacyjnym kompozytorem, aranżerem, pewnie po prostu genialnym muzykiem, ale z "Come On Up" nie wynika jednak, by był dobrym instrumentalistą. Brakuje ognia, jaki potrafią wykrzesać z fortepianu "prawdziwi" jazzmeni. Solówki są bardzo grzeczne (kawałeczek improwizacyjnej werwy można usłyszeć tylko w "Our Love"), harmonia też nie rzuca na kolana, elektroniczna perkusja chwilami razi. Za to zabawa jest przy tym świetna. Marzę o tym, by pójść na koncert Briana Culbertsona. Jak znam życie, poza wspomnianą zabawą muzyk na pewno pokazałby lwi pazur.

Culbertson to już uznana marka w muzycznym światku. Świadczą o tym nazwiska muzyków występujących na jego najnowszej płycie. Od współpracy z tym pianistą nie stroni na przykład jeden z najbardziej znanych amerykańskich saksofonistów - Dave Koz, słynny trębacz Rick Braun, a nawet genialny basista Marcus Miller - dawniej muzyk i producent płyt Milesa Davisa. Miller dał czadu w utworze "Midnight" , którego jest również współkompozytorem.
Ciekawostką jest przebojowy "Serpentine Fire" zespołu Earth Wind & Fire. To "najbardziej funkowy utwór, jaki kiedykolwiek powstał na Ziemi" - jak mówi sam Culbertson. Na jego najnowszej płycie "Serpentine Fire" brzmi niemal dokładnie tak samo jak ponad 25 lat temu na płycie EW&F. Z tą różnicą, że zamiast głosu Maurice'a White'a jest fortepian. Nie wiem jakim cudem Culbertsonowi udało się odtworzyć to brzmienie, ale efekt jest całkiem fajny.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone