Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



CO IM ZROBIĄ, JAK ICH ZŁAPIĄ

Łukasz Dzieszkowski



 


Wrocławska firma windykacyjna straszy opolan komornikami i sądami. Czy należy bać się wezwań wysyłanych przez korporację o złowieszczo brzmiącej nazwie Kruk?

Wielu mieszkańców Opola i okolicznych wiosek otrzymało w ostatnim czasie tajemnicze przesyłki. W kopercie znajdowało się wezwanie do natychmiastowej zapłaty długu. Długi najczęściej pochodzą sprzed kilku, a nawet kilkunastu lat. Formuła listu we wszystkich przypadkach jest taka sama. Dużymi literami została podkreślona bieżąca kwota do zapłaty. Każdy z adresatów otrzymał dwa dni na uiszczenie długu. Jeśli w tym czasie nie dokona wpłaty na podany numer konta bankowego, koszty wynikające między innymi z uzyskania tytułu egzekucyjnego zostaną potrojone i w całości obciążą dłużnika.
"Nie zważając na koszty, które z pewnością odzyskamy od dłużnika, nastąpi wszczęcie egzekucji komorniczej z wszelkich ustalonych rzeczy i praw bez względu na wysokość należnych opłat komorniczych" - trzeba przyznać, że pismo nie będące żadnym prawnym dokumentem zostało sformułowane w jednoznaczny sposób. Co ważne, wszystkie listy zostały nadane jako zwykłe, a zatem bez konieczności pokwitowania przez adresata. Czy firma, która odwołuje się do ustaw, sama postępuje zgodnie z nimi? Czy należy przejmować się wydrukiem z komputera, na którym nie ma żadnej pieczątki, a podpisy specjalistów i dyrektorów zostały skserowane?

Firma Kruk Systemy Inkaso mieści się we Wrocławiu i od lat specjalizuje się w działaniach windykacyjnych na terenie całego kraju. Według oceny opolskich windykatorów, zajmuje się ona tzw. drobnicą, czyli ściąganiem należności za abonament telewizyjny, opłat za jazdę na gapę itp. Z taką opinią absolutnie nie zgadza się Jowita Tomaszewska, kierownik działu marketingu Kruk Systemy Inkaso. - Prowadzimy windykacje od 40 złotych wzwyż. Należności ściągamy masowo zarówno od osób prywatnych, jak i od firm - informuje Tomaszewska.
Z dniem 1 maja 2003 r. w Polsce zaczął obowiązywać krajowy rejestr dłużników. Może się w nim znaleźć każdy, kto np. spóźnia się z uiszczeniem rachunku za telefon. Kwota musi jednak przekraczać 200 zł. Czy zatem osoby, które otrzymały wezwania opiewające na niższe sumy mogą się czuć bezpieczne? Jerzy Serafin ze skupu wierzytelności w Opolu mówi, że dla świętego spokoju można zapłacić. Jednocześnie podkreśla, że sam na pewno by tego nie zrobił.

Dziwna sytuacja

Kilka lat temu Miejski Zakład Komunikacji powierzył kontrolę biletów wrocławskiej firmie ES-CSG Polska, której siedziba w Opolu mieściła się przy ulicy Pużaka. Kontrolerzy działali sprawnie, jednak ściągalność długów wynosiła jedynie około 30%. Z początkiem kwietnia MZK rozwiązał umowę z ES-CSG. Według nieoficjalnych informacji firma przestała istnieć, niespłacone należności jednak pozostały.
- Kruk z całą pewnością nie odkupił tych wierzytelności, a otrzymał je, powiedzmy, po znajomości - mówi Jerzy Serafin. Jak udało nam się ustalić, ES-CSG miało 5000 niezapłaconych mandatów biletowych. Firma mogła się zatem zwrócić do Kruka, sprzedając je za 5-10 %wartości. Czy rzeczywiście tak było? Jowita Tomaszewska nie potrafi dać jednoznacznej odpowiedzi. Podkreśla natomiast, że dług na pewno nie został sprzedany.

Za jazdę bez ważnego biletu środkami komunikacji miejskiej należy wpłacić na konto wrocławskiej korporacji 154,85 złotych. Kolejna kwota to już 486,84 złotych. Na piśmie od firmy Kruk nie została jednak zawarta żadna informacja o dniu, a także miejscowości przejazdu. Można się domyślać, że chodzi o Opole. Wydrukowany na piśmie numer postępowania i kod klienta przeciętnemu Kowalskiemu nic nie mówi.
Wiesław Duda, kierownik do spraw marketingu opolskiego MZK, nie ukrywał zdziwienia po lekturze przedstawionego przez nas "dokumentu". Jest niemal pewny, że firma obsługująca niegdyś ich autobusy po prostu sprzedała swe wierzytelności.
- To bardzo dziwna sytuacja - przyznaje Duda. - Najlepiej napisać pismo z prośbą o jakiekolwiek wyjaśnienie. Przecież oprócz kwoty do zapłaty i zastraszających zdań nic tu nie ma - komentuje pismo wrocławskiej korporacji.

Teoretyczne rozważania

Firma Jerzego Serafina wkrótce sama będzie odzyskiwać należności od gapowiczów. Dlatego też windykator nie chce ujawnić całej procedury postępowania. - Wszystko, o czym pisze Kruk, to czysto teoretyczne rozważania, które w praktyce nie mają uzasadnienia - mówi Serafin.
"Jeśli więc dług nie zostanie uregulowany, łączna kwota do zapłaty wyniesie 500 złotych" - czytamy na kolorowym wydruku komputerowym. Na tę kwotę składają się: pozew, pełnomocnictwo adwokackie, koszta komornicze. Zdaniem Serafina, aby takie czynności zostały podjęte, musi minąć co najmniej rok.
- Uruchomienie takich działań to jednak spora inwestycja. Aby dochodzić 300 złotych, trzeba wyłożyć co najmniej połowę kwoty - tłumaczy windykator z Opola.
- My kierujemy wiele pozwów do sądów - zapewnia Jowita Tomaszewska z firmy Kruk. - Obecnie na rozpoznanie czeka około dwóch tysięcy.
Co jednak zrobić, gdy listem poleconym otrzymamy wezwanie na rozprawę sądową? - W tym samym dniu uiścić kwotę. Firma windykacyjna poniesie koszty, których nie odzyska, bo wówczas sąd nie orzeknie winy dłużnika. Dlatego droga sądowa jest ryzykowna dla każdego windykatora - tłumaczy Serafin. Jowita Tomaszewska otwarcie przyznaje, że z takim mechanizmem postępowania spotyka się po raz pierwszy.
Zdanie Jerzego Serafina podziela Małgorzata Gdynia z opolskiej kancelarii adwokackiej. Uważa jednak, że z czasem firma windykacyjna uzyska tytuł egzekucyjny.
- Pisać, pisać, i raz jeszcze pisać listy. Oni muszą na każdą wątpliwość udzielić odpowiedzi - radzi Wiesław Duda z MZK.
- Ale o czym tu mówić?! Kruk nie wysłał przecież żadnego listu za potwierdzeniem odbioru, zatem dłużnicy formalnie nie zostali powiadomieni o wszczęciu procesu windykacyjnego. To jest sprawa oczywista dla każdego sądu - uspokaja Serafin.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone