Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



CHŁOSTANIE DŹWIĘKAMI

Andrzej Przybyło




Ostatnie lata supergrupy wszechczasów - Metalliki - nie należały do zbyt płodnych. Kiedy w roku 1999 Metallica wydała dwupłytowy album "S&M", koncert z orkiestrą symfoniczną, niektórzy twierdzili, że Metallica się wypaliła. Sama płyta poza ciekawym pomysłem nie była rewelacją. Poprzednia "Garage Inc." (1998) była też raczej odgrzewaniem kotleta. Był to po prostu zlepek utworów (tzw. coverów), których autorami były inne zespoły; właściwie zbiór piosenek z singli już wcześniej wydanych. Dwie wcześniejsze płyty: "Load" (1996) i "Reload" (1997) też nie rzucały na kolana.
Wreszcie swoisty "koniec" zespołu przyniosło odejście basisty, Jasona Newsteda. Piszę "koniec", bo wszyscy, nawet sami pozostali członkowie zespołu myśleli, że to koniec. Nastała długa cisza. Fani główkowali, co będzie dalej z tym prekursorem thrash metalu. Hetfield, Ulrich i Hammet przeżyli wręcz załamanie nerwowe. Błagali Newsteda, żeby nie odchodził, ale ten pozostał nieugięty. W końcu trójka muzyków zamknęła się w studiu i nagrała nowy materiał. Brakującego basistę zastąpił Robert Trujillo, znany z hardcore'owego zespołu Suicidall Tendencies. Latem tego roku świat usłyszał płytę "St. Anger".

Wstęp może przydługi, ale myślę, że warto podkreślić kilka naprawdę słabych lat Metalliki. Jestem skłonny twierdzić, że Jason Newsted właściwie przeszkadzał w tworzeniu niesamowitej muzy tego zespołu. Przed jego przyjściem i po jego odejściu Metallica nagrała najlepsze płyty w swojej historii. Trzy pierwsze ("Kill'em All", "Ride The Lightning", i "Master Of Puppets") zapracowały na kultowy już wizerunek zespołu i zbudowały jego potęgę. Pozostałe (właśnie z Jasonem) przyczyniły się do spadku formy. Nie twierdzę, że przyniosły spadek popularności, bo to akurat nieprawda, zwłaszcza po wydaniu "czarnego albumu", ale od płyty "...And Justice For All" nastały słabe lata zespołu.
Sam Jason jest świetnym gościem i zapewne nigdy żaden fan Metalliki nie traktował go jak intruza w zespole. Na koncertach to on był wręcz najbardziej zauważalnym facetem. To Jason miał niesamowite, pionierskie pomysły. Ale jednak dopiero po jego odejściu Metallice udało się nagrać rewelacyjny album.

"St. Anger" to świeży, pełen energii materiał porywający od pierwszych sekund . Chłopaki z Miasta Aniołów w końcu przypomnieli sobie, co tak naprawdę grają i co stworzyli nagrywając 20 lat temu (słownie: dwadzieścia) album "Kill'em All". Właśnie do pierwszej płyty przyrównuję "St. Anger". Super szybki, wręcz monotonny w swoim chłostaniu dźwiękami . Po wysłuchaniu "St. Anger", pierwszą płytę, uważaną dotychczas za najszybszą i najbardziej thrashową, postrzegam jako wręcz prymitywną i... nie tak szybką, jak się z początku wydawało.
"St. Anger" to 11 utworów trwających ponad 70 minut, które jednak się nie nudzą. Fanów czekała też niespodzianka - za cenę normalnej płyty otrzymujemy album plus płytę DVD z materiałem nagranym w "garażu". Są to piosenki z płyty, tylko nagrane na żywo. Mamy więc dwie płyty: audio i DVD, których z pewnością nie kupimy w wersji pirackiej. W tym momencie deklaruję sprzeciw wobec płyt pirackich czy mp3 ściąganych z internetu. Jeśli komuś nie podoba się album, niech obejrzy go w wersji DVD. Niech zamknie pokój, zgasi światło i puści sobie ten występ. Czapki z głów! Metallica znów żyje!

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone