Ostatnie lata supergrupy wszechczasów - Metalliki - nie należały
do zbyt płodnych. Kiedy w roku 1999 Metallica wydała dwupłytowy
album "S&M", koncert z orkiestrą symfoniczną,
niektórzy twierdzili, że Metallica się wypaliła. Sama płyta
poza ciekawym pomysłem nie była rewelacją. Poprzednia "Garage
Inc." (1998) była też raczej odgrzewaniem kotleta. Był
to po prostu zlepek utworów (tzw. coverów), których autorami
były inne zespoły; właściwie zbiór piosenek z singli już wcześniej
wydanych. Dwie wcześniejsze płyty: "Load" (1996)
i "Reload" (1997) też nie rzucały na kolana.
Wreszcie swoisty "koniec" zespołu przyniosło odejście
basisty, Jasona Newsteda. Piszę "koniec", bo wszyscy,
nawet sami pozostali członkowie zespołu myśleli, że to koniec.
Nastała długa cisza. Fani główkowali, co będzie dalej z tym
prekursorem thrash metalu. Hetfield, Ulrich i Hammet przeżyli
wręcz załamanie nerwowe. Błagali Newsteda, żeby nie odchodził,
ale ten pozostał nieugięty. W końcu trójka muzyków zamknęła
się w studiu i nagrała nowy materiał. Brakującego basistę
zastąpił Robert Trujillo, znany z hardcore'owego zespołu Suicidall
Tendencies. Latem tego roku świat usłyszał płytę "St.
Anger".
Wstęp może przydługi, ale myślę, że warto podkreślić kilka
naprawdę słabych lat Metalliki. Jestem skłonny twierdzić,
że Jason Newsted właściwie przeszkadzał w tworzeniu niesamowitej
muzy tego zespołu. Przed jego przyjściem i po jego odejściu
Metallica nagrała najlepsze płyty w swojej historii. Trzy
pierwsze ("Kill'em All", "Ride The Lightning",
i "Master Of Puppets") zapracowały na kultowy już
wizerunek zespołu i zbudowały jego potęgę. Pozostałe (właśnie
z Jasonem) przyczyniły się do spadku formy. Nie twierdzę,
że przyniosły spadek popularności, bo to akurat nieprawda,
zwłaszcza po wydaniu "czarnego albumu", ale od płyty
"...And Justice For All" nastały słabe lata zespołu.
Sam Jason jest świetnym gościem i zapewne nigdy żaden fan
Metalliki nie traktował go jak intruza w zespole. Na koncertach
to on był wręcz najbardziej zauważalnym facetem. To Jason
miał niesamowite, pionierskie pomysły. Ale jednak dopiero
po jego odejściu Metallice udało się nagrać rewelacyjny album.
"St. Anger" to świeży, pełen energii materiał porywający
od pierwszych sekund .
Chłopaki z Miasta Aniołów w końcu przypomnieli sobie, co tak
naprawdę grają i co stworzyli nagrywając 20 lat temu (słownie:
dwadzieścia) album "Kill'em All". Właśnie do pierwszej
płyty przyrównuję "St. Anger". Super szybki, wręcz
monotonny w swoim chłostaniu dźwiękami .
Po wysłuchaniu "St. Anger", pierwszą płytę, uważaną
dotychczas za najszybszą i najbardziej thrashową, postrzegam
jako wręcz prymitywną i... nie tak szybką, jak się z początku
wydawało.
"St. Anger" to 11 utworów trwających ponad 70 minut,
które jednak się nie nudzą. Fanów czekała też niespodzianka
- za cenę normalnej płyty otrzymujemy album plus płytę DVD
z materiałem nagranym w "garażu". Są to piosenki
z płyty, tylko nagrane na żywo. Mamy więc dwie płyty: audio
i DVD, których z pewnością nie kupimy w wersji pirackiej.
W tym momencie deklaruję sprzeciw wobec płyt pirackich czy
mp3 ściąganych z internetu. Jeśli komuś nie podoba się album,
niech obejrzy go w wersji DVD. Niech zamknie pokój, zgasi
światło i puści sobie ten występ. Czapki z głów! Metallica
znów żyje!
|