Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



PIWNA PRAGA

Paweł Oses



 


Praga jest miastem z duszą. Można o tym przeczytać w każdym przewodniku, w każdej informacji turystycznej. Jeśli ktoś widział zachodzące słońce oświetlające Hradczany, jeśli kogoś budził dźwięk dzwonów ze Staromestskich namesti (miałem to szczęście!), to może to potwierdzić.
Ale jest też Praga, która słynie z czegoś zupełnie innego. Za tym miastem ciągnie się sława najlepszego miejsca na ziemi na hulaszczą zabawę przy kuflu piwa. Próbowałem znaleźć potwierdzenie tej sławy w czasie mojego kilkudniowego wrześniowego pobytu.

Zacznę od tego, że Czesi są bodaj rekordzistami świata w liczbie piw wypitych rocznie przez statystycznego obywatela. Jeśli wierzyć liczbom, to każdy mieszkaniec tego kraju wypija co najmniej jeden kufel dziennie. Czesi są przy tym wyjątkowymi nacjonalistami. Akceptują wyłącznie własne marki. Spożycie importowanego piwa sięga jedynie 0,5 procent ogółu. Wśród najczęściej rzucających się w oczy marek jest oczywiście Pilsner Urquell. Jest absolutnie na każdym kroku, w każdej knajpie, w każdym barze. Inną słynną marką jest rzecz jasna Budweiser. Ale nawet to piwo plasuje się daleko w cieniu typowo praskiego piwa, jakim jest Staropramen. Pilsner Urquell i Staropramen to dwie marki, które na ulicy pojawiają się znacznie częściej, niż na przykład Coca-Cola. Są dosłownie na każdym kroku. Oba te piwa dotarły oczywiście do Polski. Znam jednak osoby, które twierdzą, że Pilsner Urquell produkowany w Czechach ma niewiele wspólnego z tym, który produkuje Kompania Piwowarska z Poznania. Na szczęście Staropramen jest importowany z Czech, więc takie spekulacje nie mają już chyba w tym przypadku żadnego sensu.
Wśród piw jakie warto spróbować trzeba jeszcze wymienić Gambrinusa i Kruszowice. Oba są bardzo charakterystyczne dla Czech. Osobiście polecałbym bardziej Gambrinusa, ale to właśnie piwo Kruszowice z kralowskiego browaru zaczęło się pojawiać w naszych supermarketach.

Piwo to jedno, ale skoro jest się w Pradze, to do wychylenia paru kufelków trzeba znaleźć odpowiednie miejsce. Jest z tym pewien problem. Każdy przewodnik poleca kilka knajpek. Dałem się na to nabrać. Wybrałem się mianowicie do pubu o nazwie "U Fleku". W tym miejscu piwo warzy się od 500 lat! Wszystko pięknie, ale na miejscu okazało się, że to kompletna cepeliada zrobiona z myślą o zachodnich turystach. Przed wejściem do knajpy od czasu do czasu pojawiają się autobusy, z których wysypują się dzikie hordy szczekających po niemiecku, hałaśliwych emerytów. Brrr... Jedno trzeba oddać, ciemne piwo było naprawdę znakomite.
Czesi, z którymi rozmawiałem, twierdzili, że prażanie jeśli chcą się napić piwa to szerokim łukiem omijają stare miasto i idą do knajpek położonych w bocznej dzielnicy Żiżkow. Obchód po knajpkach popularnie określany jest tu jako Tour de Żiżkow. Postanowiłem więc sobie zrobić taki "tour" i wybrałem się do tej dzielnicy. I tu znowu rozczarowanie. Żiżkow przypominał Pragę, ale tę warszawską. Knajp było mnóstwo, ale ich abnegacki klimat skłonił mnie do szybkiej ewakuacji. Wolałem nie narażać się na to, co mogę mieć w swoim rodzinnym mieście.

Wreszcie nieco już sfrustrowany brakiem "prawdziwej" czeskiej knajpy trafiłem do Zlateho Tygra. To było TO! Knajpa położona jest w samym centrum Starego Miasta, po drodze ze Staromestskiech Namesti do Mostu Karola. Ma kształt korytarza. Pod ścianami są ławki - żadnych krzeseł! - do połowy ścian ciemna drewniana boazeria, a wszystko pod łukowym sklepieniem. W tej knajpie pisał Bohumil Hrabal, na ścianie wisi też fotografia Vaclava Havla z Billem Clintonem siedzących w "U Zlateho Tigra". Nie ma upacykowanych długonogich kelnerek. Piwo (i tylko piwo, bo niczego innego tam nie ma!) podają starsi, brzuchaci i prawdę mówiąc nie do końca sympatyczni panowie. Co za klimat! Siedziałem naprzeciwko Czecha, który przed sobą miał kartkę z ośmioma (liczyłem) kreskami. Gdy skończył pić piwo natychmiast podszedł barman, podał pełny kufel i zrobił kolejną kreskę. Byłem rozwalony z zachwytu.
Przy wyborze knajpy w Pradze należy się kierować jedną zasadą. Trzeba omijać Staromestske namesti. Piwo jest tu drogie (ok. 60 koron), klimat żaden, częściej niż czeski można tu usłyszeć niemiecki, angielski albo japoński język. Wystarczy jednak wejść w jakaś boczną uliczkę, by znaleźć się w bajkowej scenerii starej Pragi i wypić wspaniałe piwo za 25 koron (niecałe 4 złote). Zdarzają się miejsca, gdzie podawany jest Gambrinus za 15 koron!

Praskie puby mają jedną zaskakującą cechę. Są zamykane już o 23.00. Choćby nie wiem co się działo, o tej godzinie krzesła lądują już na stolikach, a goście muszą się kierować do wyjścia. Taka jest zasada, choć z pewnością można znaleźć od tej reguły wyjątki.
Na koniec jeszcze ciekawostka. Czesi piją piwo trochę inaczej. Największą zbrodnią jest piwo bez piany. Nie ma takiej możliwości, by piwo nie miało piany. Jeśli nie ma, to znaczy, że jest złe. Gdyby jakiś Czech zobaczył barmana lejącego piwo po ściance kufla, to by się chyba złapał za głowę. Im dłużej piana utrzymuje się na kuflu, tym lepiej!

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone