Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



Z PASJĄ

Piotr Zedler



 


Trudno znaleźć film, który wzbudza większe kontrowersje niż "Pasja" Mela Gibsona. Wcześniej zdarzały się protesty przeciwko filmowi "Ostatnie kuszenie Chrystusa", w Polsce parę lat temu pod kinami były manifestacje wywołane filmem "Dogma", w Niemczech bojkotowano "Mission Impossible". W tym ostatnim przypadku powodem był fakt przynależności Toma Cruise'a do Kościoła Scjentologicznego. Wszystko to jednak blednie w porównaniu z dziełem Mela Gibsona.
Filmy powstają z jednej zasadniczej pobudki - z chęci zysku. Oczywiście zdarzają się bardzo głośne dzieła, które są oceniane w zupełnie innych kategoriach. Ale jak traktować film, który dla twórcy jest świadectwem jego wiary? Gibson o swojej "Pasji" mówi, że powstała z natchnienia Ducha Świętego. Z pewnością nie jest to chwyt reklamowy. Nie opłaca się mieć siódemki dzieci z jedną, od 20 lat tą samą kobietą, i córki, która zdecydowała się wstąpić do zakonu, czy finansować budowę kościoła, po to tylko, by uwiarygodnić swój najnowszy film. Świadectwo życia to nie chwyt reklamowy. Gibson jest tradycjonalistycznym katolikiem i trzeba przyjąć, że rzeczywiście zrobił ten film z takich pobudek, o jakich mówi. I nie ma tu znaczenia, czy traktujemy je poważnie czy nie.

Wściekły atak przypuszczony na ten film jest nagonką ludzi, którzy przyjmują dokładnie takie same fundamentalistyczne pozycje, o jakie oskarżają Gibsona. Przede wszystkim "Pasja" nie miała jeszcze swojej premiery! Jak można krytykować film, którego się nie widziało?! Nie przeszkodziło to jednak oskarżać reżysera o to, że "szczuje na Żydów i wszczyna konflikty religijne" (cytat za artykułem z "Herald Tribune" zamieszczonym w tygodniku "Forum" z 25 sierpnia).
Mel Gibson żali się, że teraz rzesze pismaków ryją w jego życiorysie w poszukiwaniu "haków". Jeszcze nie znaleźli, więc atakują jego ojca. 92-letniemu starcowi wypomina się zdanie w którym powiedział, że "Sobór Watykański II to był masoński spisek popierany przez Żydów", a także wypowiedzi bagatelizujące Holocaust. Gwiazdor odcina się od poglądów ojca. W końcu, chcąc przerwać nagonkę, zdecydował się zaprezentować roboczą wersję filmu kilku grupom religijnym. Oczywiście stało się to znowu okazją do kolejnego ataku, ponieważ "Pasję" pokazano jedynie wspólnotom chrześcijańskim, nie został zaproszony żaden żyd. Paul Lauer - z należącej do Gibsona wytwórni filmowej Icon Productions - szybko nadrobił ten błąd.

Wśród opinii osób, które widziały film, na uwagę zasługuje opinia niejednokrotnie goszczącego w Polsce słynnego ekonomisty, politologa, znawcy społecznej nauki Kościoła, Michaela Novaka. Otóż słusznie zauważył on, że w wielu filmach ośmieszano papieża, arcybiskupów i biskupów. Nie było to przyjemne, ale nie ma powodu, by wobec żydów stosować inną wrażliwość niż wobec katolików. Przyznał jednak, że dla żydów ten film może być w istocie nieprzyjemny, choć z całą pewnością nie jest to obraz antysemicki. W podobnym tonie, ale w sposób o wiele dosadniejszy wypowiadał się Mel Gibson: "Ten film nie powstał po to, by kogoś urazić, ale po to, by pokazać prawdę". Novak przypomina, że Jezus był Żydem, jego matka była Żydówką, podobnie jak apostołowie i towarzysze Chrystusa, a także dwa pierwsze pokolenia chrześcijan.
Co ciekawe - najnowsza produkcja Gibsona jest chłodno przyjmowana przez przedstawicieli kościoła katolickiego. W swoich wypowiedziach podkreślają oni, że nie należy traktować "Pasji" jako "oficjalnego" obrazu męki Chrystusa. Obawy biorą się prawdopodobnie stąd, że Gibson nie uznaje hierarchii kościoła katolickiego, a także, że scenariusz "Pasji" jest kompilacją czterech ewangelii.

Kolejną sprawą jest często podnoszona złośliwa obawa o to, czy ten film zarobi na siebie. W istocie Gibson stawia widzom wysokie wymagania. W "Pasji" używa się jedynie dwóch martwych już języków: aramejskiego i łaciny. Dopiero w ostatnich dniach zapadła decyzja, że jednak pojawią się napisy. Dla przeciętnego amerykańskiego widza to jednak może się okazać zbyt dużą trudnością.
Paradoksalnie filmowi może pomóc wrzawa wywołana wokół niego. Premiera jest planowana na wiosnę przyszłego roku. Jest całkiem prawdopodobne, że w okresie wielkanocnym film tryumfalnie przetoczy się przez amerykańskie i europejskie kina.
Ciekawostką przytaczaną przez Gibsona jest fakt, że w czasie produkcji "Pasji" doszło do nawróceń wśród członków ekipy, i to zarówno agnostyków, jak i muzułmanów. W główną rolę wcielił się praktykujący katolik James Caviezel, Marię zagrała rumuńska aktorka Maria Morgenstern, Marię Magdalenę - Monica Bellucci.

 

ŁZY ROZPACZY

Plastuch



Filmowcy przypisują sobie zbyt dużą rolę. Nie są sumieniem ludzkości. Są tylko komediantami. Wyjątki zdarzają się bardzo rzadko. Sytuacja, gdy ktoś ma aspiracje większe niż talent, skutkują takimi nieporozumieniami jak film "Łzy słońca". Ambicją reżysera Antoine Fuqua było zapewne stworzenie filmu mówiącego o zbrodniach popełnianych w zapomnianych afrykańskich krajach Trzeciego Świata. W filmie roi się więc od wyjątkowo brutalnych scen morderstw, palenia ludzi żywcem, gwałtów, itp. Służy to jako tło do dość słabej historyjki o grupie amerykańskich komandosów, którym sumienie nakazało walczyć za afrykańskich wieśniaków.
To temat jak najbardziej standardowy, pokazany w konwencji ramboidalnej. Lubię i często chodzę na filmy z cyklu "zabili go i uciekł", ale zawsze traktuję takie filmy z dystansem. Tu tego dystansu nie ma. Antoine Fuqua zmusza mnie do oglądania mordowania dzieci, a robi to tylko po to, by historyjka z Brucem Willisem i piękną Monicą Bellucci lepiej się sprzedała. Jakby tego było mało, w czołówce filmu wykorzystano autentyczne, reporterskie zdjęcia z masakr dokonywanych na jakichś biednych ludziach gdzieś w Afryce. Antoine Fuqua wykorzystuje śmierć ludzi do tego, by uatrakcyjnić swój debilny film. Po prostu chce mi się rzygać.

Ta szmira jest oczywiście skrojona ku pokrzepieniu serc dzielnych amerykańskich chłopców. Pseudo-patriotyczne, politycznie poprawne gatki wywoływały we mnie ochotę rzucenia colą w ekran. Na przykład: dwóch amerykańskich komandosów - jeden czarny, drugi biały - zastanawia się, czy ratować murzyńskich wieśniaków. Czarny mówi: "to są również moi ludzie", na co biały odpowiada: "zrobimy to za nasze grzechy", po czym ściskają się za ręce. Trzeba być tępym, żrącym hamburgery kretynem, żeby napisać taki tekst!
"Łzy słońca" to film, który miał się plasować chyba w okolicy "Pól śmierci" albo "Listy Schindlera". Bliżej mu jednak do "Rambo". Radzę sobie odpuścić.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone