W poprzednim numerze Sprawy Daria Przybysławska pisała o
swoim zimowym urlopie w szwedzkich górach ("Do
Szwecji w przeciwnym kierunku!") i żałowała, że nie
spotkała czerwononosego renifera. Ja miałam to szczęście -
widziałam nie tylko Rudolfa, ale i samego Świętego Mikołaja.
Więcej nawet: byłam u niego w domu!
Gdzie mieszka Święty Mikołaj? W Laponii - to wie każde dziecko.
No dobrze, ale gdzie właściwie jest ta Laponia? Z tym może
mieć problem niejeden dorosły. Laponia nie jest państwem.
To kraina leżąca na terytorium czterech krajów: Norwegii,
Szwecji, Finlandii i Rosji. Ciągnie się przez całą północną
część Półwyspu Skandynawskiego aż do półwyspu Kolskiego. Przez
prawie siedem miesięcy w roku panuje tam zima. Super, nie?
Wyobraźcie sobie: listopad, koło podbiegunowe, 30 stopni
mrozu, jeszcze parę kilometrów na północ i już byłaby noc
polarna. A ja jestem w fińskim miasteczku Rovaniemi. To stolica
Laponii, znana głównie z tego, że jest tu siedziba Świętego
Mikołaja. Właściwie powinnam napisać "kwatera główna",
bo podobno mieszka on na górze Korvantunturi. Ale to z Rovaniemi
wyrusza co roku w saniach, ciągniętych przez renifery, by
obdarować dzieci na całym świecie. Jak on to robi? No tak,
przecież jest Święty...
W Rovaniemi zwiedzam słynną wioskę Świętego Mikołaja. Zdjęcie
z brodaczem w czerwonym kubraczku kosztuje tylko 15 euro!
Niedaleko stąd znajduje się Santa Park - gorzki dowód na to,
że świat dziecięcej wyobraźni i marzeń został pożarty przez
skomercjalizowany konsumpcjonizm. Santa Park to taki lapoński
Disneyland. No, wiecie - elfy, krasnale, wypchany Rudolf,
itd. Wokół sklepiki, bary, kawiarenki, jest nawet małe kino.
Wszystko mieści się wewnątrz wydrążonej góry. Brakuje mi tylko
świstaka, co zawija wszystko w sreberka...
Na poprawienie humoru funduję sobie wyprawę do Krainy Śniegu,
gdzie oglądam fantastyczne rzeźby ze śniegu i lodu. Zamki,
postaci z bajek, oczywiście Święty Mikołaj. No i cały kompleks
igloo. Ależ zimno w tych lodowych domkach! Jak w tym można
mieszkać?
Na przejażdżkę zaprzęgiem reniferów zabrakło mi już pieniędzy,
więc tylko z zazdrością patrzę na pomykające sanie. Kogo stać,
może też poszaleć z psami husky, albo popłynąć w rejs... lodołamaczem.
Są jeszcze skutery śnieżne (próbowałam!) i kąpiel w przeręblu
bezpośrednio po wizycie w saunie (nie próbowałam...). Ogólnie
tanio nie jest, ale ostatecznie raz się żyje, nie?
|