Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



BEZ BICIA (REKORDÓW) NIE MA ŻYCIA

Tomasz Sznurkowski



 

 


W styczniu pobiłem rekord w ilości awantur z żoną w ciągu jednego dnia. Nie zdradzę liczby, bo nie o to tu chodzi. Przy okazji jednak zajrzałem do internetu, by rozejrzeć się w innych ustanowionych ostatnio rekordach. Parę znalazłem. Nie tak głupich jak ten mój, więc chętnie o nich napisałem.
Jeden z nich padł w Polsce i jest godny podziwu, bo jest z gatunku tych ekstremalnych. Dwaj nurkowie ze śląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego przepłynęli w Dąbrowie Górniczej 30 metrów pod lodem między przeręblami. Niby nic wielkiego - pod lodem pływa wielu nurków. Ale ci mieli tylko maski, płetwy i kąpielówki! Żadnych skafandrów i butli z tlenem. Swój wyczyn chcą oczywiście zgłosić do Księgi Rekordów Guinessa, ale już planują na 22 lutego pobicie własnego rekordu.

Jak to wszystko wyglądało? Nurkowie po wejściu do przerębla przez chwilę przyzwyczajali się do niskiej temperatury, po czym kolejno w ciągu 25 sekund przepłynęli do drugiego przerębla. Po wyjściu na lód były brawa i szampan. Nurkowie przygotowywali się do tego wyczynu od roku - biegali, zanurzali się w przeręblu i trenowali nurkowanie bezdechowe na basenie. I wszystko po to, żeby znaleźć się w Księdze Rekordów Guinessa?
Największym zagrożeniem podczas takiego wyczynu jest wyziębienie organizmu, które może doprowadzić do niewydolności mięśni. Pod samym lodem temperatura ma około 1 stopnia. Im niżej, tym jest wyższa, przy dnie już 4 stopnie. Ryzyko zwiększa zamknięta przestrzeń, w której znajdują się nurkowie - wypłynąć na powierzchnię można tylko przez dwa przeręble o średnicy ok. 1 metra. Przecież nie wykują od spodu trzeciej dziurki po drodze, prawda?

Teraz o innym rekordzie. Sympatycznym i już nie tak niebezpiecznym. Chociaż... 2473 osoby stoczyły 18 stycznia bitwę na śnieżki w szwajcarskiej miejscowości Obersaxen. Rekord dla Księgi Guinnessa ustanowiony, ale w tym przypadku chodzi jednak o rekordową bitwę na terenie Alp, gdyż rekord absolutny został ustanowiony przez jeszcze większą liczbę uczestników w Szkocji. Tu ciekawostka: wśród uczestników imprezy w Obersaxen była między innymi aktualna Miss Szwajcarii, Nadine Vinzens.
Na koniec jeszcze krótko o wydarzeniu, którego nie traktuje się raczej jako bicia rekordu, ale element rywalizacji był, więc warto o nim wspomnieć. Mam na myśli wybór Miss Rauszu w Tajlandii. Ten alkoholowy tytuł zdobyła pani Arunothai Sriaran, która po pięciu głębszych przeszła nieco chwiejnym krokiem między dwoma rzędami butelek, nie przewracając ani jednej. Zawody zorganizowano w ramach promocji tajskich win. Miss mówiła potem, że wcale nie była pijana, tylko trochę wstawiona. Po filiżance kawy i obmyciu twarzy wróciła w pełni do formy. 36-letnia pani Sriaran pokonała 14 konkurentek! Przypomina mi się tu pewna scena z filmu "Poszukiwacze zaginionej arki", w której gdzieś w nepalskiej wiosce dzielna Karen Allen wlewa w siebie szklaneczkę za szklaneczką i wreszcie pokonuje rywala, który nie daje już rady. Oczywiście nie były to bynajmniej szklaneczki wody mineralnej...

 

KRADZIEŻ BEZ PRECEDENSU

Grzegorz Strój


 

 


Naiwność ludzka nie zna granic - można by powiedzieć. Zwłaszcza naiwność męska. Opowiem wam pewną pouczającą historyjkę, która zdarzyła się w Czechach. Pewna pani, Jitka B., z wykształcenia pielęgniarka, przekonała swojego znajomego Tomasza S., że potrzebuje próbek jego spermy, by lekarze mogli dobrać odpowiednie dla niej środki antykoncepcyjne. Mężczyzna uwierzył i przekazał nasienie wskazanemu bankowi spermy, należącemu do wspomnianej spółki. Wiosną 2001 roku Jitka B. przeszła zabieg sztucznego zapłodnienia, po czym wyjechała z Pragi i zerwała kontakty z Tomaszem S. Gdy rok później wróciła do stolicy, poinformowała go, że jest ojcem bliźniąt i musi płacić alimenty!

Tomasz S. nie zaprzecza, że jest biologicznym ojcem dzieci, ale twierdzi, że nie uczestniczył w ich spłodzeniu, a spermę Jitka B. "podstępem ukradła". Jego adwokat podkreśliła, że spółka, która dokonała sztucznego zapłodnienia, powinna była zachować ostrożność przy wyborze dawcy spermy, tym bardziej że Jitka B. i Tomasz S. nie byli małżeństwem. Czeskie prawo nie precyzuje skutków prawnych sztucznego zapłodnienia. Niewykluczone, że biologiczny ojciec będzie musiał płacić alimenty do czasu, gdy dzieci osiągną pełnoletność. To się chłopak wkopał! No tak, ale w Czechach nie lansowano nigdy przeboju Budki Suflera "Nie wierz nigdy kobiecie"...

Tomasz S., który wbrew własnej woli został ojcem bliźniaków, domaga się miliona koron (około 130 tys. złotych) odszkodowania od spółki medycznej, która dokonała sztucznego zapłodnienia jego znajomej. Sprawę bezprawnego wykorzystania spermy bada Sąd Miejski w Pradze. Tomasz S. faktycznie może się czuć oszukany. Ale w czeskim systemie prawnym brak szczegółowych regulacji, dotyczących postępowania z materiałem biologicznym. Wyrok w tej sprawie będzie więc absolutnym precedensem. I to się nadaje do prasy, a nie tylko klonowanie, i klonowanie!

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone