Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



DO SZWECJI W PRZECIWNYM KIERUNKU!

Daria Przybysławska




Przeciętny polski turysta wybiera miejsce spędzenia urlopu albo oglądając reklamy w folderach, albo słuchając opowieści i rad znajomych. Z reguły oba przypadki kończą się tak samo: latem jedziemy do Turcji lub Chorwacji, zimą - w Alpy. I do głowy takiemu przeciętniakowi nawet nie przyjdzie, że można inaczej. Mam dla Was dobrą radę: nie słuchajcie dobrych rad. A to, co przeczytacie poniżej, potraktujcie jako relację z zimowego wypadu - w żadnym wypadku jako reklamę!
Na narty do Szwecji? Moi znajomi robili zdziwione miny, kiedy szukałam chętnych na zimową eskapadę za Bałtyk. To tam jest gdzie jeździć? Pewnie, że jest. Mimo że szwedzkie osady narciarskie raczej nie dorównają alpejskim kurortom - przynajmniej jeśli chodzi o długość tras zjazdowych, czy liczbę wyciągów. Ale generalnie atrakcji nie brakuje.

Parę dni buszowania w internecie, i już wiedziałam, że jedziemy do Härjedalen. Piszę w liczbie mnogiej, bo udało mi się namówić na wyjazd piątkę przyjaciół. Uwierzyli, że nie będą żałować, i sprawdziło się!
Härjedalen to region leżący mniej więcej w połowie Szwecji. Tamtejsze góry są wysokości naszych Karkonoszy i nawet trochę je przypominają krajobrazem. Najwyższy szczyt - Helags - ma blisko 1800 m n.p.m. Okolice raczej odludne, a przez to czyste i spokojne.

Wypłynęliśmy promem z Gdańska, którym dotarliśmy (my i nasze dwa samochody) do Nynäshamn. Stamtąd do górskiej miejscowości Björnrike jechaliśmy prawie dziewięć godzin. Podróż długa, ale całkiem przyjemna. Na miejscu odszukaliśmy naszą chatkę (wynajętą przez internet - woleliśmy nie ryzykować). Standard był więcej niż przyzwoity. Pełne wyposażenie "sprzętowe" plus sauna - taki urlop to ja rozumiem!
Nikt z naszej szóstki do wyczynowców nie należy; wręcz przeciwnie, jesteśmy początkującymi narciarzami. Okazało się, że Björnrike to dla nas miejsce wymarzone. Jest tam bardzo dużo stoków niezbyt stromych, a na jednej z górek działają nawet dwa darmowe wyciągi. Oczywiście można też zapisać się do miejscowej szkółki narciarskiej, ale jakoś sami dawaliśmy sobie radę.

Bardzo lubiłam serial "Przystanek Alaska", ale nigdy nie sądziłam, że dane mi będzie zobaczyć renifera spacerującego ulicą. Tymczasem w Björnrike widzieliśmy całe stado tych sympatycznych rogaczy, które w ogóle się nas nie bały. Rozglądałam się za reniferem z czerwonym nosem, ale nie znalazłam takiego. No cóż, Laponia leży dalej na północ. Chociaż w Härjedalen mieszkają Lapończycy. To właśnie oni hodują renifery.
Spędziliśmy w Björnrike tydzień. Bardzo nam się podobało i na pewno jeszcze tam wrócimy. Zwłaszcza, że koszt imprezy - po podzieleniu przez sześć - wcale nie był kolosalny. Polecam!

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone