Przepraszam, chyba mam kryzys. Może to brak słońca albo efekt
ślęczenia nad opasłymi tomami naukowej literatury, ale ostatnio
nachodzą mnie złe przeczucia. Doszłam bowiem do wniosku (jako
zwykły, szary odbiorca), że w tak zwanej kulturze masowej
nikt bardzo dawno już niczego świeżego i odkrywczego nie wymyślił.
Kopia na kopii i kopią pogania. Zero nowatorstwa i własnej
twórczości. Nie da się już "wyprodukować nowej jakości".
Niestety, otaczają nas same podróby! Ratunku, niech stworzą
wreszcie coś nowego, co powali na kolana odbiorcę kultury
masowej, a nie kolejną panienkę udającą Marilyn Monroe, ubraną
w ciuch z elastanu i sztucznej skóry!
Ktoś kiedyś powiedział, że każde dzieło sztuki uwarunkowane
jest historycznie, społecznie i kulturowo. Niektórych dzieł
(a takimi w pewnym sensie są też wytwory kultury masowej,
choć kulturoznawcy pewnie by się ze mną spierali) nie da się
zrozumieć bez kontekstu, a tworzenie nowej jakości z czegoś
co było dobre, nadzwyczajne, perfekcyjne kiedyś, jest zwykłą
kradzieżą (oczywiście nie w aspekcie prawnym). Nie dość perfidnych
kopii marek i produktów codziennego użytku, podróby próbują
wtargnąć też do naszej sfery odbioru "id"!
Dostaję "białej gorączki", gdy słyszę w radiu kolejny
kiepściutki cover jakiegoś znanego, kultowego przeboju z lat
sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych. Niby to samo, ale
inaczej i przez kogoś innego. Że też jeszcze nikt nie wpadł
na to, aby "stworzyć" ulepszoną, rapową wersję "Roxanne",
albo hip-hopowe "Stairway To Heaven", a może "Yesterday",
albo "Hey Joe", albo soulową wersję "Another
Brick In The Wall". (Pewnie już takie są, a ja jeszcze
nic o tym nie wiem!). Rewelacja! A czemu by nie? Jak zrzynać,
to zrzynać. Właśnie tak powstaje kicz dla kasy.
Dzisiaj teoretycznie wszystko można kupić i sprzedać. Wydaje
mi się jednak, że są takie wytwory ludzkiego umysłu i wrażliwości,
dla których powinno się zachować odrobinę szacunku. Niestety,
niewielu o tym pamięta i nowe pokolenia uczą się na legalnych
podróbach, często nie mając pojęcia, kto jest twórcą oryginału.
W kinie dzieje się tak samo. Powstają remaki, sequele, mieszają
się konwencje, pomysły, dawno wytarte standardy. Reżyserzy
i scenarzyści nie tworzą już nic odkrywczego. A przecież wiadomo,
że nigdy nie będzie lepszej wersji "Casablanki",
nowego"Rejsu", "Eroiki", no i że nikt
nie zagra tak Jamesa Bonda jak Sean Connery. Bo każde dzieło
ma swojego twórcę. A twórca ma swoją osobowość i wizję tego,
co za jego sprawą powstaje. I wszystko jedno, czy tym dziełem
jest jego kreacja, muzyka, poezja, tekst, styl, czy cokolwiek
innego, to tylko w jego wykonaniu będzie ono prawdziwe
i autentyczne. A ja lubię autentyzm. No cóż, de gustibus...
|