Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



TŁUMY "PRZED SKLEPEM JUBILERA"

Anna Kowalska




Ta wizyta miała być inna, przełomowa, sensacyjna. Media podgrzewały atmosferę: "tak, tak, to właśnie w Polsce papież abdykuje". Na Błoniach stało się jasne, że nie zdezerteruje z Rzymu, i że z głęboką pokorą dla boskich wyroków będzie "pełnił swoją misję do końca". Prawica (z przyzwyczajenia i tradycji) i lewica (z urzędu) oczekiwały jakiegoś, choćby nieznacznego poparcia. A papież mówił do nich o potrzebie "wyobraźni miłosierdzia", o przebaczeniu. O tym, że w dobie galopującego, dzikiego kapitalizmu nie można zapominać o bezrobotnych, chorych, cierpiących, młodzieży, która się zagubiła w świecie. Przypominał, że człowiek dociera do miłosierdzia, do miłości Boga o tyle, o ile sam przemienia się wewnętrznie. Mówił, że źle rozumiana demokracja i skrajny liberalizm zmieniają się w system zniewolenia. Polsce dał konkretne, znowu niełatwe zadania. Może nawet trudniejsze niż te z roku 1979. Mamy wnieść do Unii Europejskiej własną kulturę i religię. Nie zatracać wartości, nie przejmować wzorców źle pojętej wolności, które naturalnie i niepostrzeżenie wpychają się w naszą codzienność. "Nie ma bowiem wolności bez prawdy i odpowiedzialności".

Swoją podróżą sentymentalną po krakowskich zakamarkach, przelotem nad Wadowicami i Giewontem, spotkaniem z dawnymi znajomymi, wizytą na grobie rodziców przypomniał, że człowiek ma jakieś korzenie, tradycję, w której został wychowany i warto, aby na niej budował. Nie wstydził się wzruszeń. Gorąco modlił się na Wawelu, z mocą i olbrzymią ufnością powtórzył "Totus tuus Maria".
Czy tą podróżą żegnał się z Ojczyzną? Czas pokaże. Wydaje się, że chciał wykonać dobrą robotę, nie zapomnieć o żadnej sprawie i żadnym człowieku, który tu na niego czekał. Do każdego z osobna powiedział znowu proste: "Nie lękaj się".
Chciałoby się zapytać skąd ten schorowany staruszek czerpie tak niewyobrażalną energię? Pewnie czuje gdzieś w środku, że (oprócz pozaziemskich sił), wspomagają go tysiące ludzi, którzy mają do niego zaufanie. A kto był na Błoniach wie, że tłum na papieskich spotkaniach emanuje energią. Tą radosną, rozśpiewaną i trochę bezmyślną, tworzoną przez gawiedź z proporczykami i chorągiewkami, i tą bijącą z zasłuchanych i zadumanych twarzy.
Co takiego jest w tym wątłym już przecież na ciele człowieku, że ciągle chce się doświadczać jego obecności? Czy to jego wielka, perspektywiczna mądrość, dobroć, niezmienność poglądów moralnych? Czy fakt, że daje ludziom nadzieję? A może też to, że mimo bagażu doświadczeń, jest tym samym Lolkiem, który wierzy w to, co napisał w jednym ze swoich młodzieńczych dramatów "Przed sklepem jubilera". Że mając do dyspozycji "jakieś istnienie i jakąś miłość" musimy z tego uczynić "sensowny całokształt". Całokształt, który "nie może być nigdy zamknięty w sobie, z jednej strony powinien bowiem przenosić się na innych ludzi, a z drugiej odzwierciedlać Absolutne Istnienie i Miłość, zawsze je w jakiś sposób odzwierciedlać." I może właśnie ta niewzruszoność, prostota i trochę naiwność papieża, w połączeniu z jego ogromną życiową mądrością, dają efekt porywający.

Od wizyty Ojca Świętego minęło kilka tygodni. Przez jakiś czas ludzie na ulicach uśmiechali się do siebie jakby z większą życzliwością, krakowscy dominikanie postanowili uruchomić stypendia dla studentów w szczególnie trudnej sytuacji materialnej, nasz prezydent zaczął używać papieskiego słownictwa... A kto wie, może niejeden, do niedawna cynik i sceptyk, nuci sobie teraz radośnie prostą oazową "Barkę", myśląc: "kurczę, może warto się nie lękać". Kto wie, maleńkie cuda się przecież zdarzają...

 

 
Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone