Coraz częściej słychać biadolenie o poziomie kultury muzycznej
w Polsce. Niestety to biadolenie jest uzasadnione. Jednym
z boleśniejszych przejawów upadku tejże jest to, co się wyrabia
w kościołach. W swoim mieście potrafiłbym wskazać kilku muzyków,
którzy nie powinni robić tego, za co się chwycili. Kościoły
stały się miejscem "artystycznego" spełniania się
osób, które nigdzie indziej nie miałyby na to szansy. Stały
się muzycznym zsypem. Efekty słychać w niejednej parafii -
zapewne w całym kraju. Smutnym alibi dla "organistów"
jest stwierdzenie, że czynią to na chwałę Pana, więc nie powinno
się od nich zbyt wiele wymagać, a już tym bardziej wprowadzać
elementów konkurencyjności pomiędzy nimi. Na szczęście zaczynają
pojawiać się ludzie, którzy myślą inaczej. Są nimi na przykład
księża filipini z Gostynia w Wielkopolsce. Już od 9 lat organizują
Festiwal Piosenki Religijnej. Ostatni odbył się w drugim tygodniu
sierpnia.
Tradycją festiwalu są warsztaty, które go poprzedzają. Dają
one szansę - tym, którzy chcą - na pracę nad własnym kunsztem
wykonawczym. W kontekście tego, co powyżej, nie sposób przecenić
znaczenia tych warsztatów. Na festiwalu zawsze jest też koncert
gwiazdy. Raczej nie są to osoby z "nurtu" chrześcijańskiego.
Stąd na Świętej Górze występowali już między innymi Ryszard
Rynkowski, Edyta Geppert, czy Antonina Krzysztoń. W tym roku
gwiazdą był Zbigniew Wodecki. Doprowadziło to zresztą do zabawnej
sytuacji, gdy honorowy patron festiwalu, arcybiskup Stanisław
Gądecki, musiał słuchać - rubasznego bądź, co bądź - przeboju
"Chałupy Welcome To". W kolejny wieczór wystąpił
"ciężki" zespół Pneuma. Tym razem swoje narządy
słuchu wystawił na szwank inny biskup - Grzegorz Balcerek,
znany na szczęście z otwartości i poczucia humoru. Kilkutysięczna
widownia bawiła się doskonale. Na scenie przy bazylice księży
filipinów na Świętej Górze zagrały jeszcze Sega Band i Deus
Meus.
Dla wielu najważniejszym elementem gostyńskiego festiwalu
jest jednak konkurs piosenki religijnej. Jego organizatorom
przyświeca słuszna zasada, że śpiewać na chwałę Pana można
tylko profesjonalnie, w przeciwnym wypadku zamiast chwały
jest chała. Inaczej nie można interpretować poczynań jurorów,
którzy nie tylko odrzucają część zgłoszeń do konkursu, ale
też systematycznie nie przyznają Grand Prix. Tak samo było
i w tym roku. Najwyższe wyróżnienie - czyli pierwszą nagrodę
- zdobył poznański zespół Semen Dei .
To grupka dzieciaków znana wcześniej pod nazwą Ziarenka. Zespół
liczy 30 osób śpiewających pod batutą Doroty Czerwieńskiej.
To rzadki przykład muzyki gospel w polskim wykonaniu i w dodatku
na porządnym poziomie. Drugie miejsce zdobył Piotr Pawlicki
z zespołem .
Jego muzyka mieści się w stylistyce poezji śpiewanej, jednak
występ w zespole profesjonalnego saksofonisty Macieja Kocińskiego
(uhonorowanego wyróżnieniem) wzbogaciła piosenki Pawlickiego
o elementy jazzu. Trzecie miejsce zajął zespół Katharsis.
Na uwagę zasłużyła też gdyńska grupa Krzyk .
Tu znowu pojawiło się ciężkie brzmienie, publika ruszyła w
pogo. Ja też miałem na to ochotę, ale moje zakola na głowie
jakoś nie pozwoliły mi się wyluzować.
Ktoś nie tak dawno złośliwie wyliczył, że w Polsce jest całe
mnóstwo festiwali religijnych, i że nie przekłada się to na
poziom tego, co w niedziele słychać podczas nabożeństw. To
co? Lepiej machnąć ręką i czekać, aż problem sam się rozwiąże?
Z pewnością nie, dlatego już teraz planuję sobie sierpniowy
urlop 2003 w Gostyniu.
|