Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



WIECZNY CHŁOPIEC

Plastuch



 


To zaczyna być nudne. Ilekroć na ekranie pojawia się film z Hugh Grantem, tylekroć wiadomo, że będzie to sentymentalna komedyjka z polukrowanym happy endem. W przypadku filmu "Był sobie chłopiec" jest dokładnie tak samo. O tej roli Hugh Granta pisano, że stanowi przełom w jego karierze, że jest zupełnie inna niż dotychczasowe. Jeśli tak, to chyba tylko z powodu fryzury. "Był sobie chłopiec" to klasyk gatunku stworzonego przez "Cztery wesela i pogrzeb" albo "Notting Hill". Oryginalnych cech jest tu niewiele i wynikają raczej z wymogów scenariusza opartego na powieści Nicka Hornby'ego.
Przede wszystkim mamy dwóch bohaterów - hulakę Willa, którego jedynym życiowym celem jest zaliczenie kolejnej panienki, i dwunastoletniego wrażliwego Marcusa. Obaj prowadzą narrację zupełnie niezależnie od siebie. Dwojaka ocena tych samych wydarzeń oglądanych na ekranie bawi, choć twórcy filmu nie do końca wykorzystali tę możliwość. To co jednak najbardziej różni ten film od innych ckliwych komedyjek, to łagodne dozowanie goryczy. Chwilami pojawiają się wątki melodramatyczne - np. próba samobójcza matki Marcusa. Reżyser Paul Weitz prostował je jednak bardzo szybko sprowadzając wszystko do poziomu chichotu. Chyba właśnie świadomość mielizn dotychczasowych filmów z Hugh Grantem skłoniła Weitza do "zbliżenia" opowiadanej historyjki do "realiów".

Równowaga pomiędzy tym co ma śmieszyć, a tym co ma uwiarygodnić ten film, jest podtrzymana do momentu pojawienia się na ekranie Rachel Weisz. Jeśli tliły się we mnie wątpliwości, to zostały one zgaszone pierwszym kadrem z tą panią. Jej niezwykła uroda zaszkodziła filmowi (zupełnie tak samo jak "Wrogowi u bram"), który już zupełnie jednoznacznie zamienił się w cukierkowatą chałę. Finał filmu "Był sobie chłopiec" to już kompletna porażka. Odruch wymiotny gwarantowany. Stwierdzenia krytyków filmowych, że Hugh Grant rozprawia się tym filmem ze swoim dotychczasowym wizerunkiem, to pijacki bełkot. Grant wycisnął z siebie kwintesencję tego wizerunku, który jak widać chce eksploatować do granic wyznaczonych przez swój wiek. Oby nie za długo.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone