Nie
tylko czytelnicy magazynu "National Geography" wiedzą,
że dżungla to niebezpieczne miejsce. Przetrwać w niej potrafią
tylko najtwardsi i najbardziej doświadczeni. Czasem też najbardziej
zdeterminowani.
Dżungla, która jest terenem działań zbrojnych jest podwójnie
niebezpieczna. Nie dość, że może cię ukąsić jadowity wąż,
to jeszcze strzela do ciebie wróg. Wątpliwa przyjemność przebywania
w takim koszmarze staje się udziałem bohatera filmu Wernera
Herzoga "Operacja Świt".
Jeszcze jeden film o wojnie wietnamskiej? I tak, i nie. Tak
- bo miejsce i czas się zgadzają. Nie - bo nie o wojnę tu
chodzi. Reżyser pokazuje nam człowieka rzuconego we wrogie
środowisko, który postanawia nie tylko się nie poddawać, ale
za wszelką cenę przetrwać, w dodatku ciągnąc za sobą innych,
dużo bardziej wyczerpanych uczestników koszmaru.
Werner Herzog nie kręci kina akcji. W "Operacji Świt"
nie ma więc spektakularnych scen walki, poza bombardowaniem
w czołówce nic tu nie wybucha. Akcja toczy się momentami wręcz
leniwie, w charakterystycznym tempie i stylu niemieckiego
reżysera. Tak jakby od opowieści ważniejsze było samo opowiadanie.
I wszystko w filmie jest bardzo, bardzo serio.
Musiało tak być - Dieter Dengler, amerykański pilot niemieckiego
pochodzenia, to postać autentyczna. Nie żaden John Rambo,
wymyślony w Hollywood marine o nadludzkiej wytrzymałości i
sprycie. Dengler naprawdę latał myśliwcem podczas wojny w
Wietnamie, i naprawdę został strącony nad terytorium Laosu.
Trafił do małego obozu jenieckiego, cierpiał głód i poniżenie,
a potem zorganizował ucieczkę. Podobno jedyną udaną podczas
tamtej wojny.
Dietera Denglera zagrał Christian Bale, bez wątpienia jeden
z najlepszych obecnie aktorów hollywoodzkich. 34-letni Brytyjczyk
jest znany z zaangażowania, z którym "wchodzi" w
skórę swoich postaci (do roli Trevora Reznika w filmie "Mechanik"
schudł 30 kg). Warto też przypomnieć, że już w wieku 13 lat
został wybrany przez Stevena Spielberga do głównej roli w
Imperium Słońca" - tam też bohater szukał sposobów na
przetrwanie piekła wojny.
Nie przypominam sobie, by Herzog kiedykolwiek nakręcił film,
który nie traktowałby rzeczywistości i losów bohatera śmiertelnie
poważnie. Pewnie Bozia nie dała mu poczucia humoru, a może
to cecha narodowa niemieckiego charakteru. Tak czy owak, dzięki
tej skłonności do powagi, a zarazem drobiazgowości reportażysty,
"Operacja Świt" przypomina bardziej fabularyzowany
dokument niż hollywoodzką produkcję. Niewyrobiony widz będzie
się pewnie nudzić. Miłośnik twórczości Herzoga skinie z uznaniem
głową. Pytanie tylko, jak odbierze ten film przeciętny kinoman.
|