Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



LUDZIE BEZDOMNI I LUDZIE BEZDUSZNI

Marek Olżyński



 


Gdańsk. Dworzec PKS, godzina 9:45. Idąc na dworzec, cieszę się śpiewem ptaków usadownionych pośród gołych gałęzi i ciepłem promieni zimowego słońca. Na duszy przyjemnie, lekko.

Już mam wejść do środka dworcowego holu, a tu zaczepia mnie ktoś oparty o futrynę. Przepraszam, mówi zmęczonym głosem, da mi pan 50 groszy? Poruszyłem przecząco głową, otworzyłem obskurnie wyglądające drzwi i wszedłem do środka. To co ujrzałem zachwiało moją wiarą w jakąkolwiek sprawiedliwość. W tę temidowską od dawna nie wierzę, a resztki tej społecznej zostały niemalże natychmiast i doszczętnie zniszczone w drobny pył. Uleciały gdzieś wesołe śpiewy ptaków, słońce jakby straciło blask, przygasło? Dworzec PKS tego dnia, w inne również (jak dowiedziałem się w okienku kasowym), był oblężony przez ludzi bezdomnych.
Rzuciłem okiem na te sterane życiem bez dachu nad głową twarze. Smutek wymieszany z dziwną obojętnością, pewnie po sporej dawce, Bóg wie jakich, odurzających wynalazków. Oblegali schody, przyklejeni jeden do drugiego. Kobiety i mężczyźni, młodzi i starzy - choć na pierwszy rzut oka wyglądali prawie identycznie. Przyglądałem się im z bliska. Chciałem porozmawiać, podpytać, prześledzić koleje ich losów... Bo że jest to spuścizna po Wałęsie, Millerze, Kwaśniewskim - nie wątpię nawet przez moment.
Obdarci, bardziej z wszelkich uczuć niż skromnych łachmanów, przypominali mi wielką "cywilizowaną" Europę: na moment pamięcią wróciłem do paryskiego metra, gdzie widok taki jak ten nikogo tam nie szokuje. Tutaj to samo, podobnie jak w Warszawie, Wrocławiu, Szczecinie... Popatrz tylko, to bieda - pomyślałem. Muszę tutaj wrócić, coś zrobić. Co? - na razie sam nie wiem.
Przez moment myślałem o pewnym projekcie. Dwór Gocłowskiego a przed nim szpaler wielkich fotosów, na nich twarze tych ludzi - bo dla mnie, w przeciwieństwie do wielu możnych w tym kraju, ciągle to są ludzie. Zestawiłbym te twarze z opasłymi buziami listy stu najbogatszych i z gębami politykierów pełnymi patosu. Zatytułowałbym tak: Czy na Sądzie Ostatecznym na pewno będą wszyscy razem?
Pamięć przywołuje aferę Stella Mariss. Któż to w niej nie brał udziału? (28 aktów oskarżenia) - od barona SLD Jędykiewicza począwszy, na wielmożach w sutannach skończywszy. Ale tam, na dworze metropolity gdańskiego są grube dywany; jakoś dało się to wszystko zamieść.
Popatrzeć tylko, to się dzieje w mieście tego co to żałuje, że nie należy do narodu wybranego, eks-prezydenta, "mędrca rady Europy" - Wałęsy. Dzieje się w mieście Tuska, Płażyńskiego, innych.
Zostawiłem bezdomnym coś na ciepłą strawę. A nawet gdyby mieli to przepić - czyż nie należy się i tym ludziom chwila radości, nawet gdyby miała być ostatnią?
Omiotłem wzrokiem hol dworca raz jeszcze i wyszedłem na trzeci peron. Całe szczęście, że było ciepło. Bóg im sprzyja, bo ludzie bezduszni zapomnieli. Ileż to trzeba, aby znaleźć się po drugiej stronie? Niewiele. Wystarczy jeden prokurator, jeden sędzia, komornik i po sprawie. Bo chciwość nie zna granic. Jak dobrze mieszkać w chrześcijańskiej Polsce, gdzie jeden dzieli się z drugim! (chyba łupem polityk z biznesmenem, panie Marku). Do swojego projektu spróbuję kogoś nakłonić, może się uda. A w duchu sam siebie zapytuję: gdzie są te koce, które kiedyś chciał Amerykanom wysłać Urban? Dziś by się przydały.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone