Gdańsk.
Dworzec PKS, godzina 9:45. Idąc na dworzec, cieszę się śpiewem
ptaków usadownionych pośród gołych gałęzi i ciepłem promieni
zimowego słońca. Na duszy przyjemnie, lekko.
Już mam wejść do środka dworcowego holu, a tu zaczepia mnie
ktoś oparty o futrynę. Przepraszam, mówi zmęczonym głosem,
da mi pan 50 groszy? Poruszyłem przecząco głową, otworzyłem
obskurnie wyglądające drzwi i wszedłem do środka. To co ujrzałem
zachwiało moją wiarą w jakąkolwiek sprawiedliwość. W tę temidowską
od dawna nie wierzę, a resztki tej społecznej zostały niemalże
natychmiast i doszczętnie zniszczone w drobny pył. Uleciały
gdzieś wesołe śpiewy ptaków, słońce jakby straciło blask,
przygasło? Dworzec PKS tego dnia, w inne również (jak dowiedziałem
się w okienku kasowym), był oblężony przez ludzi bezdomnych.
Rzuciłem okiem na te sterane życiem bez dachu nad głową twarze.
Smutek wymieszany z dziwną obojętnością, pewnie po sporej
dawce, Bóg wie jakich, odurzających wynalazków. Oblegali schody,
przyklejeni jeden do drugiego. Kobiety i mężczyźni, młodzi
i starzy - choć na pierwszy rzut oka wyglądali prawie identycznie.
Przyglądałem się im z bliska. Chciałem porozmawiać, podpytać,
prześledzić koleje ich losów... Bo że jest to spuścizna po
Wałęsie, Millerze, Kwaśniewskim - nie wątpię nawet przez moment.
Obdarci, bardziej z wszelkich uczuć niż skromnych łachmanów,
przypominali mi wielką "cywilizowaną" Europę: na
moment pamięcią wróciłem do paryskiego metra, gdzie widok
taki jak ten nikogo tam nie szokuje. Tutaj to samo, podobnie
jak w Warszawie, Wrocławiu, Szczecinie... Popatrz tylko, to
bieda - pomyślałem. Muszę tutaj wrócić, coś zrobić. Co? -
na razie sam nie wiem.
Przez moment myślałem o pewnym projekcie. Dwór Gocłowskiego
a przed nim szpaler wielkich fotosów, na nich twarze tych
ludzi - bo dla mnie, w przeciwieństwie do wielu możnych w
tym kraju, ciągle to są ludzie. Zestawiłbym te twarze z opasłymi
buziami listy stu najbogatszych i z gębami politykierów pełnymi
patosu. Zatytułowałbym tak: Czy na Sądzie Ostatecznym na pewno
będą wszyscy razem?
Pamięć przywołuje aferę Stella Mariss. Któż to w niej nie
brał udziału? (28 aktów oskarżenia) - od barona SLD Jędykiewicza
począwszy, na wielmożach w sutannach skończywszy. Ale tam,
na dworze metropolity gdańskiego są grube dywany; jakoś dało
się to wszystko zamieść.
Popatrzeć tylko, to się dzieje w mieście tego co to żałuje,
że nie należy do narodu wybranego, eks-prezydenta, "mędrca
rady Europy" - Wałęsy. Dzieje się w mieście Tuska, Płażyńskiego,
innych.
Zostawiłem bezdomnym coś na ciepłą strawę. A nawet gdyby mieli
to przepić - czyż nie należy się i tym ludziom chwila radości,
nawet gdyby miała być ostatnią?
Omiotłem wzrokiem hol dworca raz jeszcze i wyszedłem na trzeci
peron. Całe szczęście, że było ciepło. Bóg im sprzyja, bo
ludzie bezduszni zapomnieli. Ileż to trzeba, aby znaleźć się
po drugiej stronie? Niewiele. Wystarczy jeden prokurator,
jeden sędzia, komornik i po sprawie. Bo chciwość nie zna granic.
Jak dobrze mieszkać w chrześcijańskiej Polsce, gdzie jeden
dzieli się z drugim! (chyba łupem polityk z biznesmenem, panie
Marku). Do swojego projektu spróbuję kogoś nakłonić, może
się uda. A w duchu sam siebie zapytuję: gdzie są te koce,
które kiedyś chciał Amerykanom wysłać Urban? Dziś by się przydały.
|