Ostatnimi
czasy przechodzę samego siebie. Nie dość, że regularnie piszę
blog, czytam klasykę polskiej literatury, chodzę wcześnie
spać, to jeszcze w dodatku pierwszy raz w swoim życiu obejrzałem
prawie cały odcinek popularnego wśród kobiet serialu "Magda
M."!
Sam się sobie dziwię, że dokonałem tego heroicznego wyczynu.
Fakt ten tłumaczę niewykupieniem przez telewizję polską praw
do pierwszego półfinału Ligi Mistrzów pomiędzy Manchesterem
United a AC Milan. Drugą sprawą jest, że nie przepadam za
obiema drużynami i nie miałem ochoty na oglądanie meczu przez
internet.
Ale oto w programie TVN zaczynał się własnie rozsławiony i
rozreklamowany serial dla kobiet. Nie chcę oceniać gry aktorów,
bo nie jestem ekspertem, skupię się na innym aspekcie tego
wyszukanego dzieła telewizyjnego.
Otóż próbowałem domyślić się, co tak naprawdę stanowi o fenomenie
tej kolorowej bajki dla miłośniczek, bądź (Boże, zmiłuj się)
miłośników romansideł. Zaznaczam w tym momencie, że nie mam
zamiaru nikogo obrażać, a moja arogancka postawa świadczy
o nieznajomości tematu lub po prostu braku wrażliwości.
To co zauważyłem na pierwszy rzut mojego szowinistycznego
oka, to oczywiście dominacja kobiet nad mężczyznami w każdej
niemal scenie. Potulni i grzeczni panowie rywalizują o względy
wymarzonych według nich kobiet. Przedstawiani są jako element
nieobdarzony wyczuciem sensu prawdziwej miłości. Osadzeni
w realiach europejskiej metropolii bohaterowie dążą w życiu
do sercowego spełnienia, i to wydaje się być motywem przewodnim
ich burzliwych losów.
Raziła mnie emanująca z ekranu słodycz i lekkość życia. Nie
byłem, niestety, w stanie "wczuć" się w klimat tej
sielankowej opowieści. Dramaturgia rosła zapewne tak szybko,
jak rosła moja frustracja, kiedy starałem się zrozumieć romantyczność
poszczególnych wydarzeń. To co odbierałem nie było wzruszającym
i poruszającym dramatem, lecz groteskową, kiczowatą komercją,
łechtającą rozpalone do czerwoności serca wiernych fanek.
Jestem po prostu świnią zwaną facetem, która nie dostrzega
piękna prawdziwej miłości, tak usłyszałem kiedyś w podobnej
sytuacji, kiedy mając w ręce "władzę"(pilota od
telewizora) zdecydowałem się na szybką zmianę repertuaru na
tamten wieczór. Z arcyciekawego odcinka innego popularnego
serialu, który w tytule również posiada motyw litery "M"
przełączyłem na arcyważne spotkanie Ligi Mistrzów.
Wiem, dlaczego "Magda M." jest serialem tak popularnym.
Z mojej oceny wynika, że znakomicie trafia w gusta, ale co
chyba ważniejsze, w oczekiwania widowni. Jestem facetem, nie
potrafię inaczej wytłumaczyć tego zjawiska. Ktoś mógłby powiedzieć,
że nie jestem do tego zdolny, bo nie rozumiem miłości. Możliwe...
Liczę, że kobiety pozwolą mi zrozumieć.
Autor publikuje również na stronie internetowej
http://karolkornet.blog.onet.pl.
|