"Wakacje
Jasia Fasoli" to film, o którym trudno cokolwiek napisać.
I to niezależnie od tego, czy się spodoba czy nie. Dlaczego?
Dlatego, że Jaś Fasola jaki jest, każdy widzi.
Filmów, w których Rowan Atkinson kreuje zwariowanego Londyńczyka,
nie da się recenzować w tradycyjny sposób. Z góry bowiem wiadomo,
czego się po nich spodziewać. Już od 17 lat Jaś Fasola urzeka
(albo zniesmacza - zależy od gustu) widzów na całym świecie
swoją, pod każdym względem niezwykłą, osobowością i stylem
bycia. W ekranowe perypetie bohatera niejako z definicji wpisane
jest wplątywanie się w kłopoty oraz ignorowanie niektórych
fundamentalnych zasad przyzwoitości i zdrowego rozsądku, wszystko
zaś jest przyprawione slapstickowym humorem. Nie inaczej jest
w najnowszej kinowej produkcji z udziałem Atkinsona. O czym
więc pisać? Humor wciąż ten sam, mimika i ruchy Jasia Fasoli
też, zmienia się jedynie scenografia.
Oczywiście można się uprzeć i zanalizować film "Wakacje
Jasia Fasoli". Jak sugeruje tytuł, Jaś udaje się na wycieczkę,
wygraną na loterii parafialnej. Nagrodą jest wyjazd do Cannes
w czasie trwającego tam festiwalu filmowego. Dodatkowym prezentem
jest kamera wideo, która - jak się okaże, odegra niebagatelną
rolę w tej historii. Plany Jasia zostaną pokrzyżowane (po
części przez niego samego) już w Paryżu. W rezultacie podróż
na południe Francji będzie obfitować w znacznie więcej przygód
niż się nasz bohater spodziewał. Zakończy się oczywiście happy
endem, co nie jest chyba żadną tajemnicą, na sali kinowej
w Cannes.
Jak wiadomo, Jaś Fasola to postać raczej małomówna. "Wakacje
Jasia Fasoli" momentami są filmem niemym. Widz niemal
rozgląda się w poszukiwaniu tapera. Jest to także klasyczny
film drogi, w którym zmieniają się środki lokomocji i pejzaże
za oknem. Jest coś z kina familijnego - Fasola podróżuje bowiem
i zaprzyjaźnia się z chłopcem, którego ojciec nie zdążył wsiąść
do pociągu. A na koniec mamy próbkę musicalu. Twórcy wymieszali
więc kilka gatunków. Czy ubarwia to przygody bohatera? W każdym
razie nie przeszkadza w oglądaniu.
Dzięki kamerze wideo, która cały czas towarzyszy Jasiowi w
jego podróży, widz ogląda tak naprawdę dwa filmy - ten o Jasiu,
i ten, który kręci sam Jaś. Jak mówi Rowan Atkinson, "oba
te materiały filmowe w pewien sposób nakładają się na siebie
i w samym sercu (...) historii leży natura filmu i sposobów
jego realizacji". Film w filmie, i film o filmie? Właściwie
tak.
W "Wakacjach Jasia Fasoli", obok Rowana Atkinsona,
wystąpiła urocza Emma de Caunes, wschodząca gwiazda kina francuskiego,
Willem Dafoe jako narcystyczny reżyser amerykański, a w epizodzie
także Jean Rochefort (z garniturem odnowionych zębów). Stiepana,
chłopca podróżującego z Jasiem Fasolą, gra 11-letni Max Baldry.
Ciekawostką jest, że ten urodzony w Londynie Brytyjczyk włada
doskonale rosyjskim, i prawdopodobnie mówi też po polsku.
Razem z rodzicami mieszkał bowiem w Moskwie i Warszawie, gdzie
jego ojciec pracował przez kilka lat jako przedstawiciel handlowy
firmy Cadbury.
Jak wspomniałem na początku, Jaś Fasola jaki jest, każdy widzi
i każdy wie, czego się po nim spodziewać. I bardzo dobrze.
Niezmienność charakteru tej postaci jest gwarancją jej sukcesu.
|