Jedną
z podstawowych zasad państwa demokratycznego jest to, że nie
komentuje się wyroków sądu. Sądy są niezależne, nie podlegają
żadnym sugestiom. Ale właśnie dbałość o tę niezależność musi
skłaniać do refleksji.
Ostatnio powodem do niej jest wyrok, który zapadł przed sądem
w Poznaniu. 12 grudnia zostali uniewinnieni policjanci, którzy
przez pomyłkę postrzelili dwójkę młodych ludzi. Jeden zginął
na miejscu, drugi został ranny i do końca życia będzie poruszał
się na wózku inwalidzkim.
W tej sprawie aparat państwowy od początku pokazywał na co
go stać. Mówiąc łagodnie, gdy doszło do tego fatalnego zdarzenia,
policja usiłowała wprowadzić w błąd opinię publiczną informując
początkowo o postrzeleniu groźnych bandytów. Wedle oficjalnej
wersji policjanci otworzyli ogień, bo samochód prowadzony
przez dwójkę młodych ludzi nie zatrzymał się do kontroli.
Dopiero po kilku dniach, gdy na jaw zaczęły wychodzić kolejne
szczegóły konieczna stała się zmiana frontu. Co się okazało?
Po pierwsze funkcjonariusze byli nieumundurowani i w nieoznakowanym
radiowozie. Po drugie oddali 39 (!) strzałów. Żaden nie trafił
w oponę. Czy my żyjemy na Dzikim Zachodzie? Nie potrafię sobie
wyobrazić okoliczności, w której ktokolwiek w krótkim czasie
musiałby oddać 10 strzałów. Totalna amatorszczyzna! To była
kanonada, by nie powiedzieć - egzekucja. Na koniec najważniejsze.
Policjanci rzeczywiście próbowali schwytać groźnego bandytę.
Kompletnie jednak pomylili tropy i śledzili przypadkowe osoby.
Oczywiście gdyby polegać na polityce informacyjnej policji
prawda na ten temat zostałaby prawdopodobnie rozmyta w potoku
wiadomości o postrzeleniu groźnych zbirów, którzy nie chcieli
się poddać kontroli. Ale jak mogli reagować młodzi chłopcy,
gdy nagle zobaczyli czterech facetów w cywilnych ubraniach
z "klamkami" w rękach. Sam w panice byłbym przekonany,
że to mafia - i dodałbym gazu.
Machina państwowa działała dalej. Okazało się mianowicie,
że policjanci są w szoku psychicznym i nie można ich przesłuchać.
Oczywiście ofiara nie mogła liczyć na takie traktowanie. Niewinny
chłopak, który ciężko ranny leżał w szpitalu był przesłuchiwany
już po trzech dniach - zapewne krótko po tym jak odzyskał
przytomność. Natomiast policjanci przez kilka tygodni reperowali
stan swoich umysłów pod czujnym okiem psychologów. Trudno
o bardziej dobitny przykład dysproporcji w traktowaniu zwykłych
ludzi i przedstawicieli państwowego aparatu przymusu. Oczywiście
zaprawieni w bojach policjanci mieli dość czasu na to, by
ustalić wspólną wersję wydarzeń. Zapewne mogli liczyć tu nie
tylko na pomoc psychologa, ale i doświadczonego prawnika.
Oczywiście sąd wszelkie wątpliwości rozwiązywał na korzyść
policjantów. Z wyroku jaki zapadł wynika jednak, że po stronie
policjantów nie ma żadnej winy. Użyli broni zgodnie z prawem.
Można wnioskować, że to dwójka młodych ludzi sama jest sobie
winna.
Cała sprawa jest o tyle bulwersująca, że pokazuje jak małe
są szanse obywatela w walce o sprawiedliwość z bezdusznym
mechanizmem państwowym. Na przykładzie oczywistej, wydawałoby
się, sprawy widać, że państwo nie tyle chroni swoich obywateli,
ile raczej troszczy się o własny aparat represji. Niezwykle
dobitnie było to widać również wtedy, gdy zaczęła się żenująca
walka o odszkodowanie od policji, a także wtedy, gdy były
szef wielkopolskiej policji zwlekał z przeprosinami dla ofiar
fatalnej pomyłki.
|