Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



MAMY CIĘ!

Lucjan Bilski



 


Od kilkudziesięciu lat wyrażeniem "czeski film" określa się brak orientacji, sytuację niezrozumiałą, bądź absurdalną. Wzięło to swój początek od pewnej zwariowanej komedii produkcji czechosłowackiej "Nikt nic nie wie", której tytuł trafnie oddaje sedno sprawy.

Jeśli spytacie o czym był tamten film, nie odpowiem, bo nie pamiętam. Czeskie kino jednak nigdy nie kojarzyło mi się wyłącznie z komediami. Ceniłem je i cenię nadal. Tak jak niegdyś podziwiałem pierwsze filmy Milosa Formana, wzruszałem się na "Koli", zachwycałem "Powrotem idioty" i "Samotnymi", tak teraz, po obejrzeniu obrazu "Jedna ręka nie klaszcze"... znów chce mi się użyć wspomnianego idiomu.
Reżyserem "Jednej ręki..." jest David Ondříček, autor rewelacyjnych "Samotnych". O ile tamten film budził mój zachwyt pod każdym względem, o tyle nowa produkcja Ondríčka wprawiła mnie w konsternację. Po prostu: nikt nic nie wie.
No dobra, żartowałem. W końcu "Jedna ręka nie klaszcze" to teoretycznie komedia. Z grubsza chodzi o porachunki trochę roztargnionego i niespecjalnie rozgarniętego Standy z facetem, za sprawą którego trafił on do więzienia. Nie ma jednak sensu dokładniej opowiadać fabuły, bo roi się ona od niespodzianek. Poza tym nie jestem nawet pewien, czy potrafiłbym ją opowiedzieć. Ale może to dobrze. Stopień skomplikowania scenariusza może w niektórych przypadkach świadczyć na jego korzyść. Przyjmuję więc, że scenariusz jest dobry.
Co może się w filmie Ondříčka podobać, to galeria dziwacznych postaci. Mamy więc wiecznego nieudacznika, partaczącego dosłownie wszystko za co się weźmie. Kobietę zwariowaną na pukncie tzw. życia ekologicznego. Jej dzieci o zwichrowanej psychice - chłopca przebierającego się w ciuchy siostry, która próbuje go zgładzić. Jej męża - bogatego właściciela restauracji wegetariańskiej, prowadzącego drugą, tajną knajpę w podziemiach. Dwie zdziwaczałe nastolatki i ojca jednej z nich, autora telewizyjnego programu "Mamy cię!". I jeszcze kilka innych, równie niestandardowych osób. Doprawdy zdumiewająca zbieranina, będąca jawną kpiną ze współczesnego społeczeństwa, pławiącego się w codziennym absurdzie i szukającego coraz to nowych podniet. Na drugim planie mamy krytykę wszelkich reality shows i innych kretyńskich produkcji telewizyjnych - nie dość, że ogłupiających, to jednocześnie obnażających miałkość naszych oczekiwań wobec tzw. kultury masowej. Niestety, wszystko to sprawiło, że zamiast się śmiać, siedziałem w kinie zasępiony. Jako komedia film "Jedna ręka nie klaszcze" raczej się nie broni. Jako socjologiczna obserwacja - aż nadto.
"Mamy cię!" - zdaje się mówić David Ondříček, i niczym z ukrytej kamery pokazuje na ekranie... nas samych. Nie wiem tylko, czy bardziej piętnuje społeczeństwo, czy kulturę przez nie wytworzoną. Zresztą na jedno wychodzi. Współczesna rzeczywistość, dzięki nowoczesnym środkom komunikacji i przekazu, teoretycznie zbliża nas do siebie nawzajem. Ale im bliżej siebie jesteśmy, tym gorzej to na nas oddziałuje. Nie jest to optymistyczny obraz. Choć oczywiście pojawia się cień nadziei na wyrwanie się z tego bagna behawioralnego. Jaki? Banalnie prosty. Obejrzyjcie film, to sami zobaczycie.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone