Neonazista
na zwolnieniu warunkowym, wysłany w ramach resocjalizacji
do wiejskiej parafii. Pastor, który przyjmuje go pod swoje
skrzydła. Potyczka dwóch osobowości. Walka dobra ze złem.
Punkt wyjścia jest interesujący, a poprzeczka umieszczona
wysoko.
Duński reżyser Anders Thomas Jensen nie tylko nie strącił
tej poprzeczki, ale przeskoczył ją z dużym zapasem. Jego film
"Jabłka Adama" opowiada bowiem znacznie bardziej interesującą
historię. Tu nie tylko zmaga się dobro ze złem. Tu dobro jest
uzależnione od zła. Bez niego wydaje się pustosłowiem, sztuką
dla sztuki, bezcelowym działaniem. Zło zapuka
do drzwi parafii i zedrze maskę z twarzy człowieka, który
wierzy, że doświadczył w życiu wyłącznie dobrych rzeczy i
mianował się lokalnym namiestnikiem dobra. Wtedy okaże się,
że nie ma ludzi z gruntu dobrych, tak jak i z gruntu złych.
Balans między obiema wartościami nie polega na przeciwwadze
sił, tylko na ich wymieszaniu. W filmie "Jabłka Adama"
happy end jest konsekwencją przemian
zachodzących w bohaterach.
Parafia, do której przybywa neofaszysta Adam sprawia wrażenie
innego, odrębnego świata. Leży na uboczu, nie jest często
i licznie odwiedzana (nawet podczas niedzielnych mszy), a
rządy sprawuje w niej pastor Ivan, człowiek o silnej osobowości
i święcie przekonany o swojej słuszności. Mieszkają z nim
nie mniejsze oryginały: gruby Gunnar, alkoholik i były tenisista,
oraz Khalid, arabski imigrant, nienawidzący korporacji Statoil,
która rzekomo odebrała mu ziemię w ojczystej Arabii Saudyjskiej.
Z czasem pojawia się też puszczalska Sarah, której grozi urodzenie
niedorozwiniętego dziecka. Sercem parafii jest zaś - nie kościół,
lecz rosnąca w sadzie jabłoń. Alegoria rajskiej sielanki i
symbol nieskalanej niewinności. Niestety, wraz z pojawieniem
się Adama, jedna po drugiej spadają na drzewo plagi: kruki,
robactwo, a na końcu uderzenie pioruna. Co za pech! Neofaszysta
wszak zobowiązał się (pół żartem), że w ramach pierwszego
zadania upiecze szarlotkę.
Pech? Nie, w tej opowieści nic nie dzieje się przypadkowo.
Wszystko wydaje się być zrządzeniem losu. I zesłanie Adama
na tę właśnie parafię, i dramaty jego nowego opiekuna. Okazuje
się bowiem, że Ivan został ciężko doświadczony przez życie:
jego matka zmarła przy porodzie, ojciec gwałcił go w dzieciństwie,
żona popełniła samobójstwo, a syn jest sparaliżowany. Jakby
tego było mało, Ivan ma raka mózgu. Jego umysł odrzuca jednak
zarówno traumę z minionych lat, jak i świadomość rychłego
końca. Pastor żyje w świecie zbudowanym z wyobrażeń, wydaje
mu się, że to szatan wystawia go na ciągłe próby. Neofaszysta
Adam, człowiek zatwardziały, "wcielenie zła" - jak
napisano mu w życiorysie, zada jednak pastorowi pytanie, które
zachwieje fundamentami jego wiary - czy to aby na pewno szatan
zsyła te ciągłe nieszczęścia? A może to Pan Bóg okrutnie bawi
się losem jednego człowieka? Podsuwając Ivanowi biblijną Księgę
Hioba Adam pozbawi go złudzeń. Zrobi to zresztą z premedytacją,
bo pokonanie nieustępliwego kaznodziei stało się dla niego
wyzwaniem. Mimo że wymowa następujących po sobie
zdarzeń jest raczej dramatyczna, to reżyser ubarwił je akcentami
humorystycznymi. Groteskowo wygląda zarówno najazd neofaszystów
na parafię, jak i napad bohaterów na stację benzynową, oczywiście
Statoil. Wokół parafii rozpętuje się chaos, w którym zginie
również jabłonka. Ale jeśli ktoś sądzi, że Adamowi nie uda
się upiec szarlotki, jest w grubym błędzie.
Wydawać by się mogło, że nie ma nic nudniejszego niż oglądanie
przemiany kryminalisty w dobrego człowieka. Byłoby tak, gdyby
"Jabłka Adama" nakręcił np. Krzysztof Zanussi. Ale
Jensen potrafi pisać bardzo dobre scenariusze (przykładem
choćby "Mifune", czy "Wilbur chce się zabić"),
niezwykle precyzyjne i konsekwentne. Nudny i śmiertelnie poważny
temat podał w postaci żywego komediodramatu. Brawa należą
się grającemu pastora Madsowi Mikkelsenowi (pamiętamy go m.in.
z "Króla Artura", "Księgi Diny" i "Wilbur
chce się zabić"). Ubawił mnie też Ole Thestrup w drugoplanowej
roli lekarza i Nicolas Bro jako wiecznie podpity Gunnar.
Biblijny Adam utracił swoją niewinność po ugryzieniu jabłka
z drzewa poznania dobrego i złego. Filmowy Adam nie jest niewiniątkiem,
ale po skosztowaniu owocu też otworzą mu się oczy. Burza,
jaką sprowadzi na spokojną okolicę wywróci ten mały świat
do góry nogami. Ale przecież po burzy zawsze wychodzi słońce.
|