Zimna
woda zdrowia doda. Dobrze, żeby była prosto ze źródełka. A
najlepiej, jeśli o tym źródełku ludzie mówią, że jest cudowne.
Wiele lat temu, kiedy jeszcze nikomu nie śniło się, że Karkonosze
będą zadeptywać miliony turystów, a u stóp gór nie było miast,
do źródła na Grabowcu przychodzili ludzie wierzący w jego
magiczne właściwości. Naturalnie góra również nie nosiła jeszcze
dzisiejszej nazwy, ale źródło biło od dawna, i od dawna woda
z niego podobno czyniła cuda. Musiała czynić, bo chyba nie
tylko od jej smaku wzięła się nazwa Dobre Źródło. Na czym
polegały cuda? Głównie na uzdrawianiu różnych chorób.
Miejsce to było znane już w epoce kamiennej, czego dowiodły
wykopaliska archeologiczne. Za czasów prasłowiańskich powstał
tu lokalny ośrodek kultu. Kogo czczono, tego dokładnie nie
wiadomo, ale źródło o cudownych właściwościach na pewno miało
z tym kultem wiele wspólnego.
W końcu i na Śląsk dotarło chrześcijaństwo. Kiedy okazało
się, że okolicznej ludności ani w głowie zapomnieć o pogańskich
zwyczajach, na które zaczęli się już uskarżać miejscowi księża,
nad źródłem stanęła kaplica. Ponieważ chodziło o wyplenienie
starych obrzędów, chrześcijanie przypisali zdrowotne właściwości
źródła boskiej mocy, a kaplica prawdopodobnie została nazwana
kaplicą Świętego Źródła.
Był wiek XIII, wiele świątyń wznoszono jeszcze z drewna (tę
również), a drewno - jak to drewno, łatwo płonie. W XV wieku
Ziemię Śląską ogarnęła zawierucha wojen husyckich. Kaplicy
na Grabowcu nie udało się ich przetrwać. Odbudowano ją oczywiście,
ale świątynię murowaną wzniesiono tu dopiero w 1718 roku.
Barokową kaplicę św. Anny, z freskami na sklepieniu i bogatym
wyposażeniem, ufundował miejscowy magnat, Hans Anton von Schaffgotsch.
Miejsce stało się znane. Przy kaplicy zaczęto organizować
odpusty, przybywali na nie i miejscowi i przyjezdni. Ale mimo
religijnego charakteru tych uroczystości, niejeden pielgrzym
skwapliwie pił wodę ze źródełka. Oprócz właściwości uzdrawiających
zapewniała też podobno powodzenie w miłości. To dlatego niektórzy
Dobre Źródło zwali Źródłem Miłości.
W XIX wieku zaczęła na dobre rozwijać się turystyka. Do pobliskich
Cieplic od dawna jeździło się na kuracje uzdrowiskowe. Na
Śnieżce zaś kaplicę św. Wawrzyńca przekształcono w schronisko
górskie. Wyposażenie świątyni przeniesiono wtedy do kaplicy
na Grabowcu. Popularność Dobrego Źródła sprawiła, że zbudowano
tu gospodę. Biegnąca obok droga, tzw. Śląski Trakt, była najstarszą
prowadzącą w Karkonosze i dalej, do Czech. W XIX wieku natomiast
stała się wygodnym szlakiem turystycznym z Jeleniej Góry na
Śnieżkę. Kto nie chciał męczyć nóg, mógł w pobliskiej Sosnówce
wynająć lektykę, na której tragarze wnosili spacerowiczów
na górskie szczyty. Nawet na samą Śnieżkę!
Kaplica przetrwała do dziś. Niestety, ku wiecznemu zmartwieniu
turystów, niezmiennie jest zamknięta. Dostać się do środka
można podobno tylko 26 lipca, w dzień św. Anny, kiedy opodal
organizowany jest festyn. Piszę podobno, bo nigdy nie udało
mi się akurat w ten dzień tu przyjechać, a opieram się wyłącznie
na literaturze krajoznawczej.
Co ciekawe, kiedyś można było wejść na poddasze kaplicy. Z
tyłu świątyni są bowiem niewielkie drzwi, a za nimi schody.
Mam nadzieję, że wejście nie jest już dostępne - wandali bowiem
nie brakuje.
Wróćmy jednak do Dobrego Źródła. Badania przeprowadzone w
ubiegłym wieku przyniosły zaskakujące rezultaty. Okazało się,
że woda jest nie tylko lekko zmineralizowana, ale także radoczynna.
To tłumaczy, dlaczego uważano ją za zbawienną dla zdrowia
- być może dla naszych przodków była taką małą bombą kobaltową.
Kto wie, może częste picie wody z Dobrego Źródła pomaga uchronić
się przed rakiem? Z pewnością za to silna jest wiara w jej
działanie miłosne. Widać to po turystach odwiedzających to
miejsce. Zgodnie z wierzeniami, trzeba nabrać do ust wody
ze źródełka, obiec kaplicę siedem razy, i dopiero wtedy przełknąć.
Nie jest łatwo, bo to w sumie spory dystans, a zbocze pochyłe
- ale szczęśliwiec, któremu się to uda, ma do końca życia
zapewnione powodzenie w miłości.
|