Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



OPOWIEM CI BAJECZKĘ, JAK KRÓL ZABIŁ CÓRECZKĘ

Agnieszka Krupak




Rozmyślania o złych bajkach zapączkowały w mojej głowie dwa lata temu, gdy moja siostra Kasia opowiedziała mi historię o tym, jaką ekwilibrystykę intelektualną musiała uprawiać, czytając swojemu Bartusiowi świeżo zakupione bajki.

Błędem Kasi i, jak przypuszczam, wielu innych rodziców jest to, że ufają zarówno autorowi jak i wydawcy bajek, wierząc ślepo, że zawartość książeczki z królewną na okładce może nieść w sobie treści wyłącznie dydaktyczno-społeczne, a ich rola terapeutyczna jest oczywista i niekwestionowalna. Kasia w jednej chwili stała się mistrzynią improwizacji, zmieniając podczas czytania bajek ich treść tak, by Bartuś po ich wysłuchaniu nie stał się psychopatycznym mordercą, a przynajmniej nie budził się z krzykiem w środku nocy żądając ochrony.
I tak oto matka, która ośmiu synów miała, wyprowadziwszy ich na łączkę, siedmiu zabiła, a ósmego zamieniła w ptaka - podstępnie trafiła do dziesiątek tysięcy dziecinnych pokoików, by wypatroszyć małe główki z poczucia bezpieczeństwa, serwowanej im codziennie przez rodziców. Takie scenariusze czytane dziecku do poduszki stają się konkurencją dla masakry piłą mechaniczną czy nocy żywych trupów.
W moim domu nigdy nie było bajek. Baśnie historyczne, opowieści Astrid Lindgren - ale nigdy bajki. Nie znoszę bajek, zarówno kreskówek, jak i w postaci księżkowej - od zawsze wydawały mi się infantylne, głupawe, ze zbyt łatwo przewidywalnym zakończeniem. Podobną niechęć żywiłam do telewizyjnych dobranocek. Piesek w Kratkę, którego pamiętam jako zmorę wczesnego dzieciństwa mówił tak nienaturalnym językiem, że nawet mnie, pięciolatkę, zaczęło to razić. Gąska Balbinka ze zniewieściałym Ptysiem byli animowani w sposób niechlujny, i zawsze kojarzyli mi się z czymś brudnym i zaniedbanym. Jacek i Agatka - dzieci o smutnym dzieciństwie, bez przygód i emocji, nie byli w stanie pochłonąć mojej uwagi nawet na kilkanaście sekund. Dopiero Dzieci z Bullerbyn i Ania czy Mania przywróciły mi wiarę w dzieciństwo. Z takim bagażem doświadczeń literackich mogłam spokojnie rozpocząć powszechną edukację.
Zastanawia mnie fakt, czemu baśnie zebrane przez braci Grimm są wydawane i sprzedawane jako literatura dziecięca. Nie były one, i nie są wcale przeznaczone dla dzieci - były spisywane jako studium wiedzy o człowieku i dwoistości jego natury, a Grimmowie zbierali je w celach wyłącznie naukowych. Okrucieństwo emanujące z ich przekazu jest pozabiblijnym zobrazowaniem kary, jaka ma spotkać złoczyńców jeszcze za życia. Wyłamywanie, wyłupywanie, rozdzieranie czy krojenie członków to przecież kary funkcjonujące od zarania dziejów ludzkości, a często ku jej uciesze. Czy spektakularne wbijanie Azji na pal, pomysłowi inkwizytorzy-sadyści, czy nawet całkiem niedawne wydarzenia w Wietnamie, Bośni czy Iraku są w stanie przekonać kogokolwiek, że okrucieństwo to wymysł wyłącznie starożytnych Rzymian? O ile są źródłem wiedzy historyków, nasze dzieci mogą spać spokojnie. Jednak gdy w sposób podstępny dostaną się do ich sypialni, mogą wypaczyć wyobrażenia malucha o ludziach i świecie. A przecież nie takie jest ich przesłanie.
Bajki wymyślane były po to, by moralizować i uświadamiać, że zło zawsze przegrywa. Część z nich to bajki zwane współcześnie inicjacyjnymi, tworzone po to, by podkreślić ból i cierpienie, z jakimi wchodzi się w dorosłość, i szczęście, które zawsze spotyka niepoddających się złu. To grupa bajek o dzieciach, skazanych tragicznym zrządzeniem losu na biedę i poniewierkę, osieroconych, wygnanych, znajdujących się w beznadziejnej sytuacji życiowej. Wszyscy pamiętamy "Dwie Dorotki", z których ta dobra została wrzucona przez złą do studni, lub królewnę Śnieżkę, wypędzoną przez złą macochę z powodu narcyzmu i nimfomanii tej drugiej.
A bajki o biedzie i wygnanych dzieciach? "Więc powiada syn do ojca: pójdę, tato, w świat daleki, za dziesiąte morza, rzeki, może znajdę gdzieś zajęcie, co nam da kawałek chleba..." Albo ta, do niedawna lektura obowiązkowa na najniższych szczeblach powszechnej edukacji, czyli sierotka Marysia we własnej osobie:
Na mogile matusinej
Sieroteńka cicho kwili.
Już ją z chaty, z tej rodzonej,
Obcy ludzie wypędzili.
Wypędzili na wschód słonka,
Wypędzili na wschód nieba:
Idźże we świat, ty sieroto,
Za kawałek służyć chleba!
Bartuś, po takiej bajce, przeplatanej informacjami z telewizyjnych newsów o rosnącym bezrobociu najbardziej boi się tego, że jego tata zawiąże mu pewnego dnia węzełek na kiju i odeśle tam, gdzie trafiają wszystkie dzieci z biedych rodzin - do głębokiego, ciemnego lasu. A tam jego losy zależą już od humoru złego wilka, który jest dobrze przeszkolony w obsłudze małoletnich petentów w kniejach. Jeśli na drodze do zaspokojenia wilczych instynktów nie stanie na jego drodze jakaś babcia, losy Bartusia będą przesądzone. I jak współczesne dzieci mają nie mieć nerwicy?

CIĄG DALSZY - W NASTĘPNYM NUMERZE

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone