Żaden
architekt nie dorówna nigdy przyrodzie w fantazji i rozmachu.
Konstrukcje wzniesione ręką człowieka nie prześcigną pięknem
tworów natury. Choć niektóre z cudów przyrody wyglądają jak
dzieło jakiegoś budowniczego.
Góry Zachodniorumuńskie (Muntii Apuseni) to jeszcze stosunkowo
rzadko odwiedzana przez Polaków kraina. Być może pokutuje
ciągle dawna niepochlebna opinia o Rumunii, jako kraju biednego
i zapuszczonego. Faktem jest, że gospodarka kapitalistyczna
dopiero tam kiełkuje, a komunizm - jak mało gdzie w Europie,
pozostawił po sobie wyjątkowo przygnębiającą spuściznę zdewastowanego
środowiska i upodlonego społeczeństwa. Ale przecież nawet
reżim Nicolae Ceauşescu nie zdołał zniszczyć wszystkiego,
zwłaszcza dzikiej przyrody. Kto dziwi się turystom wyjeżdżającym
do Rumunii, dowodzi, że nic nie wie o tym pięknym kraju.
Rumunia jest krajem nadmorskim, ale szczególnie obfituje w
krajobrazy górskie. I są to góry szczególnej urody. Wspomniane
Góry Zachodniorumuńskie przypominają nasze Bieszczady. Nic
dziwnego, są one częścią Karpat. Zdaniem wielu turystów penetrujących
te strony najpiękniejszym fragmentem tego łańcucha jest najwyższy
masyw - Góry Bihorskie. To tam znajduje się region nazywany
"królestwem karpackiego krasu" - płaskowyż Padiş.
To niesamowita okolica. W jej krajobrazie znajdziecie i strome,
wręcz urwiste stoki, i połoniny, i sielskie dolinki pokryte
łąkami, na których pasą się owce i dzikie konie. Pejzaże jak
z bajki! Ale najciekawsze jest to, co tu wyrabia (w każdym
znaczeniu tego słowa) woda.
Wyobraźcie sobie całkiem spory strumień, który wije się wśród
zielonych łak, szemrze, daje wodę pasącym się zwierzętom,
płynie malowniczą dolinką, a u jej końca... nagle znika. Nie
wysycha, nie wpada do rzeki - tylko znika. Pod ziemią. Większość
potoków i rzek płynących na płaskowyżu Padiş ginie w otworach
wydrążonych przez wodę, tzw. ponorach, i wpływa w podziemne
korytarze. Kilkaset metrów dalej znów pojawiają się na powierzchni,
wypływając z wywierzysk i źródeł krasowych.
Wiele dolinek kończy się skalnymi ścianami, u stóp których
znikają strumienie. W jednej z nich jest bodaj największa
atrakcja tego regionu - jaskinia Cetatile Ponorului. Z moich
informacji wynika, że ma największy w Europie otwór wejściowy.
74 metry, wyobrażacie sobie?! Wejście, jak dla giganta. Idzie
się do niego głęboką na dobre 100 metrów doliną, zamkniętą
skalnym ryglem - ponorem. Spieniona rzeka, spadająca w dół
stromymi kaskadami, znika tam w głębokiej dziurze. Tu zawsze
jest chłodno, w powietrzu unosi się drobna mgiełka, i jest
niesamowicie. Człowiek uświadamia sobie, że stoi obok miejsca,
gdzie zaczyna się podziemna rzeka.
Do tego cieku ukrytego w głębinach można oczywiście zejść
jaskinią (ma ona ponad 4 km długości), ale to raczej przedsięwzięcie
tylko dla doświadczonych grotołazów. Każdy turysta może za
to przejść na drugą stronę skalnej bramy. Jeden z otworów
prowadzi do innej doliny, zamkniętej wokół przez urwiste skalne
ściany. Innym korytarzem można wyjść do kolejnego krasowego
zapadliska, o jeszcze wyższych ścianach. Cały kompleks dolin
da się też obejść z góry. Widok z urwiska po prostu zapiera
dech w piersiach.
Wspomniałem na początku, że niektóre obiekty przyrody wyglądają
jak wzniesione czyjąś śmiałą ręką. Kiedy się patrzy na wejście
do Cetatile Ponorului, wyobraźnia podsuwa obraz ogromnej postaci,
która kryje się tam przed światem. Czyżby grasował tu kiedyś
yeti?
|