Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



ZNIKAJĄCE RZEKI

Karol Grodzki




Żaden architekt nie dorówna nigdy przyrodzie w fantazji i rozmachu. Konstrukcje wzniesione ręką człowieka nie prześcigną pięknem tworów natury. Choć niektóre z cudów przyrody wyglądają jak dzieło jakiegoś budowniczego.

Góry Zachodniorumuńskie (Muntii Apuseni) to jeszcze stosunkowo rzadko odwiedzana przez Polaków kraina. Być może pokutuje ciągle dawna niepochlebna opinia o Rumunii, jako kraju biednego i zapuszczonego. Faktem jest, że gospodarka kapitalistyczna dopiero tam kiełkuje, a komunizm - jak mało gdzie w Europie, pozostawił po sobie wyjątkowo przygnębiającą spuściznę zdewastowanego środowiska i upodlonego społeczeństwa. Ale przecież nawet reżim Nicolae Ceauşescu nie zdołał zniszczyć wszystkiego, zwłaszcza dzikiej przyrody. Kto dziwi się turystom wyjeżdżającym do Rumunii, dowodzi, że nic nie wie o tym pięknym kraju.
Rumunia jest krajem nadmorskim, ale szczególnie obfituje w krajobrazy górskie. I są to góry szczególnej urody. Wspomniane Góry Zachodniorumuńskie przypominają nasze Bieszczady. Nic dziwnego, są one częścią Karpat. Zdaniem wielu turystów penetrujących te strony najpiękniejszym fragmentem tego łańcucha jest najwyższy masyw - Góry Bihorskie. To tam znajduje się region nazywany "królestwem karpackiego krasu" - płaskowyż Padiş. To niesamowita okolica. W jej krajobrazie znajdziecie i strome, wręcz urwiste stoki, i połoniny, i sielskie dolinki pokryte łąkami, na których pasą się owce i dzikie konie. Pejzaże jak z bajki! Ale najciekawsze jest to, co tu wyrabia (w każdym znaczeniu tego słowa) woda.
Wyobraźcie sobie całkiem spory strumień, który wije się wśród zielonych łak, szemrze, daje wodę pasącym się zwierzętom, płynie malowniczą dolinką, a u jej końca... nagle znika. Nie wysycha, nie wpada do rzeki - tylko znika. Pod ziemią. Większość potoków i rzek płynących na płaskowyżu Padiş ginie w otworach wydrążonych przez wodę, tzw. ponorach, i wpływa w podziemne korytarze. Kilkaset metrów dalej znów pojawiają się na powierzchni, wypływając z wywierzysk i źródeł krasowych.
Wiele dolinek kończy się skalnymi ścianami, u stóp których znikają strumienie. W jednej z nich jest bodaj największa atrakcja tego regionu - jaskinia Cetatile Ponorului. Z moich informacji wynika, że ma największy w Europie otwór wejściowy. 74 metry, wyobrażacie sobie?! Wejście, jak dla giganta. Idzie się do niego głęboką na dobre 100 metrów doliną, zamkniętą skalnym ryglem - ponorem. Spieniona rzeka, spadająca w dół stromymi kaskadami, znika tam w głębokiej dziurze. Tu zawsze jest chłodno, w powietrzu unosi się drobna mgiełka, i jest niesamowicie. Człowiek uświadamia sobie, że stoi obok miejsca, gdzie zaczyna się podziemna rzeka.
Do tego cieku ukrytego w głębinach można oczywiście zejść jaskinią (ma ona ponad 4 km długości), ale to raczej przedsięwzięcie tylko dla doświadczonych grotołazów. Każdy turysta może za to przejść na drugą stronę skalnej bramy. Jeden z otworów prowadzi do innej doliny, zamkniętej wokół przez urwiste skalne ściany. Innym korytarzem można wyjść do kolejnego krasowego zapadliska, o jeszcze wyższych ścianach. Cały kompleks dolin da się też obejść z góry. Widok z urwiska po prostu zapiera dech w piersiach.
Wspomniałem na początku, że niektóre obiekty przyrody wyglądają jak wzniesione czyjąś śmiałą ręką. Kiedy się patrzy na wejście do Cetatile Ponorului, wyobraźnia podsuwa obraz ogromnej postaci, która kryje się tam przed światem. Czyżby grasował tu kiedyś yeti?

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone