Nie
wiem skąd to się u mnie wzięło, ale lubię basistów. Solówki
basu zawsze wprowadzają mnie w dziwny stan osłupienia. Eksponowanie
tego instrumentu pozwala jakoś inaczej odbierać całą muzykę.
Tony o niskich częstotliwościach inaczej niż reszta dźwięków
atakują zmysł słuchu. Mój mózg przyjmuje muzykę jako ogólne
wrażenie, ale też poddaje ją analizie. A ta zawsze zaczyna
się od basu. To fundament wszystkiego, podstawa harmoniczna,
jego linia natychmiastowo obnaża wartość utworu, demaskuje
harmoniczną ignorancję kompozytora, albo odkrywa jego geniusz.
Jeśli do geniuszu kompozytora dodamy instrumentalistę, który
potrafi robić użytek z gitary basowej albo kontrabasu, to
przepis na moje muzyczne szczęście jest gotowy. Stąd są basiści,
których płyty kupuję bez zastanowienia. Widzę, że są i wiem,
że muszę je mieć. Tak jest z Marcusem Millerem (o którym pisałem
w tym miejscu przy okazji płyty "Silver Rain"),
tak też jest z Victorem Wootenem. Dzięki dobrodziejstwom internetu
(bo na dystrybutorów nie można w Polsce liczyć) stałem się
posiadaczem jego najnowszej płyty "Soul Circus".
Najbardziej fascynujące fragmenty jego płyty to te, w których
Victor Wooten wymienia różnych basistów oddając im hołd. Wymienianka
oczywiście sama w sobie nie jest ciekawa, znacznie ciekawsze
jest to, że po wymienionych muzykach Wooten przez krótką chwilę
naśladuje ich styl. Mogło by się wydawać, że w basie nie ma
absolutnie nic ciekawego. Czterostrunowe (czasami pięcio,
a nawet sześciostrunowe) wiosło, na którym co najwyżej można
trzymać podstawę harmoniczną poszczególnych utworów. Nic bardziej
błędnego! Właśnie tego jak bogata jest paleta basowych barw
można się dowiedzieć od Wootena. W kolejności nadanej przez
Wootena w utworze "Bass Tribute"
naśladowani są: Stanley Clark, Jaco Pastorius, Larry Graham,
Bootsy Collins, Marcus Miller, Rocco Prestia, Anthony Jackson,
Willie Weeks, Ray Brown, Robert Wilson. Bogactwo, którego
istnienia trudno podejrzewać, jeśli się tych basistów nie
słucha jednego po drugim. Fascynujące! W dodatku zdecydowaną
większość brzmienia tych basistów odtworzył Victor Wooten.
To nie są wklejone sample! Jakby jeszcze czegoś w tym utworze
brakowało, to wokale są w nim prowadzone przez... basistów.
To nie pomyłka. W "Bass Tribute" swoją fascynację
do basu wygłaszają Will Lee, czy Christian McBride, który
nie ukrywa uznania dla Bootsy Collinsa. Ten z kolei udziela
się wokalnie w innym utworze.
"Bass Tribute" to jeden z najgenialniejszych kawałków
na płycie. Victor Wooten złożył go z elementów, które nagrywał
całymi latami w różnych studiach spotykając się z różnymi
instrumentalistami. Jednocześnie Wooten tłumaczy, że nie był
w stanie nagrać wszystkich znanych basistów. Dlatego nie chcąc
urazić nikogo, nagrał jeszcze jedną wersję "Bass Tribute",
w której po prostu wymienia z imienia i nazwiska kilkudziesięciu
muzyków.
Innym niesamowitym kawałkiem jest "Cell Phone" .
Pomysł jest banalny. W warstwę muzyczną zostały wmontowane
dźwięki melodyjek telefonów komórkowych, albo automatycznej
sekretarki. Aż trudno uwierzyć, że nikt nie wpadł na to wcześniej.
Jednocześnie to chyba najmniej "basowy" kawałek
na płycie.
Jedyne czego nieco brakuje na "Soul Circus" to porządnych
kawałków instrumentalnych. Są utwory czerpiące garściami z
rocka, hip-hopu, a nawet muzyki indiańskiej, a jakby nie ma
jazzu. Jedynym instrumentalnym utworem jest "Can't Hide
Love"
z repertuaru Earth Wind & Fire. Głosy legendarnych wokalistów
zostały zamienione na pięciostrunowego bezprogowca Victora
Wootena. Basista na stronie internetowej przyznaje, że to
jego ulubiony numer na całym CD. Chyba wiem o co chodzi. Wszystkie
inne ścieżki mają stylistykę będącą jakimś ukłonem w stronę
takich czy innych gustów. Czerpanie z zasobów takiego zespołu
jak EWF dla każdego jazzmana jest sztuką przez duże "s".
Niemniej płyta "Soul Circus" jest genialna. Spodoba
się nie tylko basistom, czego autor niniejszego tekstu jest
żywym przykładem.
|