Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



PRZYGOTOWANI NA PORAŻKĘ

Marek Olżyński



 


Jeszcze przed końcem Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Turynie zdecydowałem się na ich podsumowanie w odniesieniu do polskiej reprezentacji narodowej. Trzeba przyznać, a rzuca się to w oczy, że faktycznie nasi reprezentanci byli dobrze przygotowani na... porażkę.

Trzymaliśmy mocno kciuki za naszych wspaniałych kadrowiczów, którzy ocierali się o pierwszą dziesiątkę w kilku konkurencjach. W innych stanowili jedynie tło. Ba, ale za to jakie tło! Bo to też istotne dla wartości obrazu. Bez tła niestety się nie da.
Póki co trzymam kciuki - jak większość sprawozdawców tej wielkiej zimowej imprezy, których jest tam na miejscu znacznie więcej niż samych sportowców. No, może nieco przesadziłem, troszkę więcej jest naszych kibiców, którzy sami się przygotowywali - i uczynili to doskonale. Ze swoich oszczędności, bez wielkiego zaplecza: trenerów, fizykoterapeutów, lekarzy odnowy biologicznej, menadżerów, kierowników, różnej maści specjalistów od PR, czy też prezesów. Kurczę, jak tak można? Flagi, transparenty, chóralne śpiewy, przepiękne ubrania, które nas wyróżniają z wielotysięcznych kolorowych tłumów innych kibiców. Tak, to (jedynie) zasługuje na uznanie. Jeszcze Polska nie zginęła...
Ale wróćmy do sprawozdawców-korespondentów, tam we Włoszech i tych tutaj w kraju. Oni wierzą w zapewnienia poszczególnych kierowników naszej kadry, wierzą też w same zapewnienia zawodników, bo jak nie wierzyć Pawłowi Zygmuntowi - to przecież prawdomówny, poważny, najlepszy polski łyżwiarz szybki - szkoda tylko, że nie na medal. Sprawozdawcy wierzą też w wielkie newsy prasy, która zapewniała: Małysz jedzie do Turynu po olimpijski medal...
Chyba nie ma nikogo, kto by źle życzył naszym olimpijczykom. Wszyscy trzymamy za nich kciuki, najbardziej - wspomniani wyżej sprawozdawcy i komentatorzy. Paweł Zygmunt nie zdobył medalu "bo lód był za tępy" - jak stwierdził komentator studia olimpijskiego.
Nasza para sportowa w jeździe na lodzie miała pokonać magiczną liczbę 60 punktów; było dużo mniej, ale za to byliśmy świadkami jak dobrze życzyli naszym polscy komentatorzy, życząc pozostałym jeszcze gorszego wyniku. To się nazywa patriotyzm, czy jakoś tak...
Już dziś można śmiało stwierdzić, że nasza reprezentacja wspaniale wypadnie w dniu zamknięcia igrzysk, tak jak wspaniale wypadła podczas ich otwarcia. A potem znowu - zresztą jak zwykle, pozostanie wiele do zrobienia. Wszystko zacznie się od nowa - po staremu. Zacznie się od wielkich zjazdów na szczycie związku, gdzie najważniejszym, dla ogromnej rzeszy działaczy, będzie tylko jedno - zachowanie dotychczasowych funkcji, stanowisk i apanaży.
Dziś, jeszcze dziś, nasi komentatorzy leją miód na nasze serca, ale z upływem każdej chwili - następnej medalowej potyczki - zaczną do miodu dodawać po łyżeczce dziegciu, by na koniec wygłosić tę samą co zawsze formułkę, coś w stylu: - Od lat w polskich sportach zimowych jest źle. Brak pieniędzy, zaplecza... itp.
Ale jeszcze mamy kilka szans, zostało trochę czasu na całkowite rozwianie nadziei na medalowy sukces kogokolwiek z naszej reprezentacji. Realnie patrząc na dotychczasowe wyniki, musielibyśmy oczekiwać cudu. Choć bardziej prawdopodobna jest prawdziwa katastrofa.
Ze sportowym zacięciem telewizyjnego kibica trzymam (mocno) kciuki wierząc, że przyjdzie "ktoś" i zrobi porządki na samej górze, odchudzi znacząco armię balujących na zjazdach związków darmozjadów. A sportowcy, podobnie jak nasi kibice, zaczną w spokoju i zapałem szlifować swoją formę.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone