Kłamcy.
Małe, uradowane, chytre typki. Przez kilka miesięcy udało
im się przekonać kilka milionów Polaków obietnicami "naprawy
życia społecznego". Wystarczyło kilkanaście dni, by dowiedli,
że to ich trzeba naprawiać.
Najwyraźniej wynik wyborów był dla nich wszystkich szokiem.
Nie było "planu B". Gdyby poszło zgodnie z przewidywaniami,
to byłoby już po kłopocie. Tymczasem jednym uderzyła do głowy
woda sodowa, inni się sfrustrowali.
Koalicji POPiS raczej już nie będzie, a ocena z czyjej winy
tak się stanie zależy zapewne od sympatii politycznych. Dla
fanów PiS-u platformersi jawią się jako butni, aroganccy faceci
w drogich garniturach, którym wreszcie można utrzeć nosa.
"Premier z Krakowa", "będziemy dumni z Polski"
- he he, megalomańska bufonada. Przecież gdyby naprawdę chcieli
rządzić, to wystawiliby Tuska jako kandydata na marszałka
Sejmu.
Z kolei dla wyborców PO rzecz wygląda zupełnie inaczej - Kaczory
upajają się swoim sukcesem, tracąc z oczu dobro Polski. Są
chorzy na władzę, więc w pochodzie po nią nie wahali się sięgać
po poparcie Leppera. Reprezentują Polskę "B", ludzi
którzy słuchają albo Michała Wiśniewskiego, albo ojca Rydzyka.
Niech ta gawiedź teraz przekona się na własnej skórze, jaki
pasztet zgotują im jednojajowi.
Kto ma rację? Nie wiem. I jedni i drudzy najwyraźniej gardzą
wyborcami swoich przeciwników - a nawet własnymi! Oznacza
to, że liderzy obu ugrupowań nie powinni być politykami. Obie
partie zaczęły już staczać się w niebyt. PiS jako partia władzy
będzie za parę miesięcy traciło poparcie, aż w końcu wcale
nie będzie pewne, czy zdoła przekroczyć próg wyborczy w wyborach
w 2009 roku. Platforma poza rządem to już tylko parę setek
sfrustrowanych karierowiczów, których ochota dorwania się
do koryta pchnie w ramiona Kaczorów. Oznacza to podział i
destrukcję partii. To gwarantowany los Akcji Wyborczej Solidarność
i Unii Wolności. Konsekwentny marsz ku przepaści.
No dobrze, ale czy wspólny rząd może tę perspektywę oddalić?
Po raz kolejny wierzę, że tak. Ludzie głosowali na POPiS,
bo byli przekonani, że wspólnie będą rządzić. Skoro obietnice
nie będą spełnione, to po co jeszcze kiedykolwiek w przyszłości
na te ugrupowania głosować? Przecież nie można ufać w ich
deklaracje! Odwracając rozumowanie - obie partie mają szansę
przeżyć 4 lata tylko wtedy, gdy wspólnie wezmą odpowiedzialność
za rząd. Paradoksalnie konsekwencje wykazuje tylko Platforma
Obywatelska - oczywiście jeśli można wierzyć w to co mówią
jej liderzy. Jeśli stanowisko marszałka Sejmu było zarezerwowane
dla PO, to po przegłosowaniu Jurka rzeczywiście jedyne co
mogła zrobić PO, to wycofać się z układu. Najwyraźniej taka
postawa jest zaskoczeniem dla Kaczyńskich. "To oni rzeczywiście
są zdolni wycofać się?" - zdają się mówić zakłopotani
PiSowcy.
Jesienne wybory były naprawdę zdumiewające. Polska znowu się
podzieliła. Gdy 10 lat temu odbywały wybory prezydenckie,
to nie dziwiło. Połowa na Kwaśniewskiego, połowa na Wałęsę.
Dwa lata później - podobnie. Albo AWS i UW, albo SLD. Polska
podzieliła się na dwie części. W swoim otoczeniu, rodzinie,
na studiach, w pracy, wśród kolegów bliższych czy dalszych
nie spotkałem nikogo, kto 10 lat temu głosowałby na Kwaśniewskiego;
w 1997 nie spotkałem nikogo, kto głosowałby na SLD. W tym
roku bój toczył się przede wszystkim między ugrupowaniami
wywodzącymi się z Solidarności (o ekstremistach nie wspominam).
Można się było więc spodziewać, że podziały nie będą aż tak
głębokie. Ale sytuacja znowu się powtórzyła. Nie znam osobiście
nikogo (nikogo!!!), kto głosowałby na Kaczyńskiego w wyborach
prezydenckich. Może to dlatego, że w moim mieście, Poznaniu,
Tusk uzyskał aż 67 procent głosów, a może dlatego, że sporo
moich znajomych ma mieszkania i samochody kupione na kredyt.
Nikt z nich - rozsądnie dbających o swoje pieniądze - nie
mógł głosować na PiS Kaczyńskich, którzy ledwie kilka miesięcy
temu pod wpływem pijanej hołoty na ulicach Warszawy przegłosowali
ustawę o emeryturach górniczych.
Sporo za to słyszałam o ludziach, którzy płakali w wieczór
wyborczy, o gdańskich uczniach, którzy w powyborczy poniedziałek
przychodzili do szkół ubrani na czarno, o studentach, którzy
są przekonani, że w tym kraju nie da się już zrobić kompletnie
niczego, o uczciwie pracujących przedsiębiorcach, którym wydarzenia
polityczne podcinają skrzydła i wiarę w sens własnego wysiłku.
Mam nadzieję, że POPiSowcy to widzą. Oby jedni się opamiętali,
a drudzy schowali dumę bardzo głęboko. Tak się składa, że
siedzimy na tej samej gałęzi.
W trakcie pisania tego tekstu w gdańskiej kurii toczyła się
dyskusja liderów obu ugrupowań.
|