Sądząc
z folderów reklamowych biur turystycznych Rodos jest wyspą
hoteli i basenów. Gdy postanowiliśmy z żoną wybrać się na
nasze spóźnione wakacje, wiedzieliśmy jeszcze tylko, że jest
tam wielki zamek Rycerzy Maltańskich. Wyspa jednak każdego
dnia ujawniała coraz więcej niespodzianek. Mimo kilkunastu
spędzonych na niej dni zabrakło nam czasu na poznanie wszystkich
tajemnic.
Zacznę od tego, co rzeczywiście wzbudziło największy zachwyt.
Stare miasto Rodos. To chyba jedno z kilku miejsc na świecie,
gdzie zachowały się całe średniowieczne dzielnice. W tym przypadku
można nawet mówić o całym mieście. Jest to zespół uliczek,
domów, kościołków, meczetów otoczonych potężnym, sześciokilometrowym
murem. Wyznacza on granicę, wewnątrz której czas zatrzymał
się jakieś 500 lat temu. Gdy na początku 1523 roku sułtan
Sulejman II zdobył miasto, był pod ogromnym wrażeniem męstwa
Joannitów. Jedną z oznak szacunku było to, że nie zrównał
miasta z ziemią. Chrześcijanie musieli się z niego wynieść,
ale architektura do dzisiaj jest świadectwem ówczesnego panowania
średniowiecznych rycerzy.
Najbardziej okazałą budowlą jest wspomniany zamek - czyli
Pałac Wielkich Mistrzów. Widoczny jest niemal z każdej części
miasta. Jednak swoją potęgę okazuje wtedy, gdy się go ogląda
z bliska. To przysadzisty kolos, który mógłby być wzięty za
eksponat z Disneylandu, gdyby nie fakt, że powstał dawno temu.
Niezwykle surowy styl, w jakim został zbudowany, wywołuje
grozę, wydaje się tak nierealny, że sprawia wrażenie jakby
był urzeczywistnieniem wyobrażeń na temat średniowiecznych
budowli, a nie historycznym zabytkiem. Podejrzenia takie podsycają
opinie, że konstrukcja została nieco przebudowana przez Włochów,
którzy zrobili z zamku siedzibę Mussoliniego. Jego noga nigdy
tu jednak nie postała.
Wnętrze zamku nieco rozczarowuje. Na piętrze są ogromne komnaty,
w których nie ma jednak czego oglądać. Zdarzają się jedynie
mozaiki podłogowe charakterystyczne dla Dodekanezu, są też
rzeźby. Najsłynniejsza to "Grupa Laokoona". Niestety,
choć dzieło to powstało właśnie tutaj, to oryginał zawędrował
aż do Watykanu, na Rodos jest jedynie kopia.
O wiele ciekawsza i bogatsza jest kolekcja eksponowana w podziemiach.
Są tam zgromadzone wszystkie zabytki będące przejawem osadnictwa
na Rodos - począwszy od prehistorycznych narzędzi, poprzez
antyczne figurki, wreszcie po bizantyjskie ikony.
Skrawek historii
Z zamku warto przespacerować się ulicą Rycerską. To jedna
z najszerszych ulic starego Rodos. Dawniej były tu "zajazdy"
rycerzy. Grupowali się oni według narodowości. Nad wejściami
wiszą herby, które oznaczają miejsca właściwe dla poszczególnych
grup rycerzy. Najzabawniejsze jest to, że dziś są tam konsulaty
Francji i Włoch. W ten sposób historia łączy się z teraźniejszością.
Na ulicy Rycerskiej zetknąłem się z tym, czym naznaczone są
wszelkie tego typu magiczne miejsca. Gdy szedłem po bruku
i oglądałem cudowne herby, figurę Matki Boskiej na ścianie
jednej z kamienic, kiedy zerkałem w urocze podwórza - byłem
niemal upojony pięknem tych miejsc. Niestety szedłem w grupie
polskich wczasowiczów. Średnia wieku wynosiła mniej więcej
60-65 lat, a baby oczywiście miały swoją własną śpiewkę -
cały czas o chorobach, albo o tym do której klasy chodzą ich
wnuczki.
To nie jedyny taki przykład. Stare miasto Rodos to kilka "głównych"
ulic. Wyglądają koszmarnie. Upstrzone są kramami z całą tandetą
świata. Są tam podrabiane kosmetyki, wyroby skórzane, tragiczne
ręczniki, wazy, po prostu tony śmieci. Kretyni z Niemiec,
Anglii, Finlandii, Polski tabunami łażą po tych ulicach i
wlepiają gały tylko w to wysypisko. A wystarczy odbić w którąkolwiek
maciupką uliczkę w bok, by zobaczyć inny, przepiękny świat!
Brak słów, by opisać urok drobnych kamieniczek, podpierających
się łukami nad głowami przechodniów. Miałem wrażenie, że gdyby
rozebrać jedną z tych kamienic, to cegły - każdą z osobna
- można by rozesłać do muzeów całego świata i wstawić do gablot.
Te budowle pamiętają niesamowite czasy, ale jednocześnie są
domem dla współczesnych ludzi.
Atmosfera jest bajkowa. Gdzieniegdzie były uchylone drzwi,
albo okna, na niektóre podwórka można było zerknąć. Na kilkusetletnich
chodnikach małe dzieci bawiły się lalkami, chłopcy urządzili
sobie bramki między architektonicznymi łukami, skądś wreszcie
dochodził zapach smażonej ryby. To nie było muzeum, w którym
zakłada się kapcie na buty - to miasto po prostu żyje! Jak
ja zazdroszczę jego mieszkańcom, że mają dla siebie skrawek
cudownej historii. Ogródki z pnącymi się pośród średniowiecznych
murów winogronami są tam na porządku dziennym. I w takich
miejscach żyją sobie ludzie...
Okazuje się, że ten sen można zrealizować. Spotkaliśmy dziewczynę
z Serbii, która wynajmuje skrawek takiej kamienicy. Przeprowadziła
się tam ze swoim mężem i bodaj dwójką dzieci. Musiała zapłacić
kilkadziesiąt tysięcy euro za samą możliwość wynajmowania
kamienicy, założyła pracownię plastyczną i mieszka w Rodos!
Razem z mężem ciężko pracuje, ale udało się. Można? Można.
Rodyjskie zabytki
Za każdym razem staram się zwiedzać zabytki w sposób "świadomy".
Nigdy nie jadę w ciemno. Najpierw mam za sobą lekturę przewodnika,
dopiero potem podziwiam opisywane w nim rzeczy. Niestety Rodos
nie doczekało się ciągle polskojęzycznego przewodnika z prawdziwego
zdarzenia. Z konieczności korzystałem z książki "Praktyczny
przewodnik. Grecja - wyspy" z serii Pascala. Oczywiście
czyta się to przyjemnie, ale siłą rzeczy temat jest tu traktowany
"po łebkach". Stąd na wiele ciekawych rzeczy natykałem
się przez przypadek. O większości nigdzie nie znalazłem wcześniej
najmniejszej wzmianki.
Tak było przede wszystkim z kościółkami w starym mieście.
Jest ich kilka, nigdy nie wiadomo, kiedy są otwarte, kiedy
zamknięte. Do kościoła Św. Mikołaja w ogóle nie udało mi się
wejść, mimo że przechodziłem obok niego kilka razy. Największe
wrażenie zrobił na mnie kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy.
Maleńka romańska budowla - dziwnym trafem nieco odsłonięta,
bez żadnych przylegających do niej kamieniczek. Okazało się,
że można wejść do środka. Mikroskopijna świątynia ma może
40 metrów kwadratowych. Na jednej ze ścian zniszczone freski,
żadnego sztucznego światła, zapach wosku. W kościółku poza
mną i żoną była tylko drobna staruszka. Miała chyba z 90 lat.
Zgarbiona kobieta zmieniała wodę w wazonach z kwiatami, zapalała
świeczki. Powolutku krzątała się, całkowicie ignorując naszą
obecność. W kompletnej ciszy, pośród kilkusetletnich grubych
murów towarzyszyliśmy jej przez parę minut przy modlitwie.
Gdy wychodziliśmy staruszka przez moment uśmiechnęła się w
naszą stronę...
Stare Rodos to także miasto muzułmanów i żydów. Tych drugich
na Rodos już nie ma. Będąc w tak cudownym miejscu aż trudno
uwierzyć, że II wojna światowa dotarła także i tutaj. Część
społeczności żydowskiej z Rodos Niemcy zgładzili w Oświęcimiu,
a sześciuset żydów rozstrzelali na jednym z rodyjskich placów.
Po żydach pozostała synagoga Kal Kadosh Shalom. Pieniądze
na jej odrestaurowanie i utrzymanie daje jedna z amerykańskich
korporacji.
Wyznawców islamu jest kilka tysięcy. Z reguły są to potomkowie
Turków, którzy władali miastem i wyspą przez kilkaset lat.
Mają swój cmentarz i kilka meczetów, niestety niedostępnych
dla turystów. Jedynym zabytkiem muzułmańskim otwartym dla
zwiedzających jest Biblioteka Osmańska, która w swoich zasobach
ma ponoć niezwykle cenne egzemplarze Koranu. Sam budynek biblioteki
jest jednak bardzo mały i niepozorny, robi więc zdecydowanie
mniejsze wrażenie niż potężny meczet Sulejmana - położony
nieopodal.
Jedną z najważniejszych budowli starego Rodos jest... mur.
Gigantyczny obronny mur, który do dzisiejszych czasów zachował
się niemal nietknięty. Ciągnie się na długości sześciu kilometrów.
Jego ogrom budzi grozę. Gdy spróbowałem sobie wyobrazić atak
na tę budowlę prowadzony przez wojska Sulejmana II ogarnęło
mnie przerażenie. To samobójstwo! Turcy zdobyli Rodos dopiero
wtedy, gdy ich wojska trzydziestokrotnie przewyższały liczbę
broniących się. Męstwo obrońców i atakujących wspomniane jest
między innymi na turystycznych tablicach informacyjnych. Autor
tekstu wspomina, że zginęły tu setki młodych ludzi, i że podczas
zwiedzania tego miejsca warto z szacunkiem wspomnieć o tych
żołnierzach. Niejako w odpowiedzi okoliczni mieszkańcy uczynili
sobie ze szlaku wokół murów miejsce wyprowadzania psów.
CIĄG DALSZY - W NASTĘPNYM NUMERZE
|