Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



KRAJOBRAZ PO BITWIE

Karol Mrówka



 


Platforma Obywatelska przegrała wybory - taki był główny komunikat po niedzieli 25 września. Nie spodziewał się tego chyba nikt. Był wprawdzie taki moment kampanii wyborczej, kiedy na czoło sondaży wysunęło się Prawo i Sprawiedliwość, ale wszyscy potraktowali to jako wypadek przy pracy. Zatem jest to kolosalna klęska i upokorzenie dla PO.

Niektórzy liderzy Platformy muszą teraz zmagać się ze śmiesznością. Najbardziej na drwiny zasłużył Jan Rokita, który został przecież okrzyknięty "premierem z Krakowa". Właściwie od ponad roku dla wszystkich było jasne, że to on przejmie ster rządu. Teraz pozostało mu co najwyżej pełnić funkcję zastępcy premiera. "Wicepremier z Krakowa" brzmi jednak zdecydowanie gorzej, stąd plotki o tym, że Rokita zostanie szefem izby niższej parlamentu. "Marszałek z Krakowa" - to już coś!
Gdyby wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami wygrałaby Platforma, na drugim miejscu byłby PiS. Wszyscy mogliby trąbić, że odnieśli sukces. Każdy robiłby dobrą minę. Wyborcy zrobili jednak politykom psikusa. Ale los w równym stopniu zadrwił z PiS-u. Nie bez powodu partia ta została zaatakowana jako "Prawo i Socjalizm". Czerwone oblicze partii braci Kaczyńskich wypływało za każdym razem, gdy podkreślali troskę o ubogich. Mówili przy tym rzeczy, z którymi nie można się nie zgodzić. Biedni nie powinni być biedni - to przecież oczywiste. Gorzej, gdy zabierali się za tłumaczenie jak tego dokonać. Ulgi, preferencje, itp. Czyli lekarstwem, zdaniem Kaczyńskich, jest to, co jest przecież największą zarazą. Mącenie przepisów, dyskryminacja uczciwie pracujących ludzi, karanie najciężej pracujących za to, że lepiej zarabiają. Pod tym mógłby się podpisać zarówno Leszek Miller jak i Włodzimierz Lenin.
Ale prawda wypłynie na wierzch. Rząd PiS-u będzie musiał się teraz zmierzyć z sieczką, jaką narobił swoim wyborcom w głowach. Być może gdyby panowie spodziewali się, że wygrają, to nie przegłosowaliby skandalicznej ustawy o emeryturach górniczych. A tu masz babo placek. Teraz sami będą musieli wymyślić, skąd wziąć na to pieniądze. Zapewne sądzili, że będzie rządzić Platforma. Wtedy staliby z boku i trąbili: "to są zimne dranie i nie chcą wam dać pieniędzy". Role się odwróciły. Kaczyńscy et consortes najpierw nawarzyli piwa, teraz niech je piją.
Oczywiście Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska stworzą koalicję. Wzajemnych złośliwości, mam nadzieję, nie będzie. Ufam, że unikną rozgrywek, które od zawsze podtruwają naszą politykę. Wystarczy przypomnieć sobie zgrzyty i rozłam koalicji AWS-UW. Ale rząd spełniania pobożnych życzeń może pchnąć Polskę do ostatecznej ruiny. Mam więc nadzieję, że co niektórzy się opamiętają. Niestety początki są bardzo kiepskie. Propozycja, by premierem został niejaki Kazimierz Marcinkiewicz była żartem w złym guście. Oczywiście chodzi o to, by Jarosław Kaczyński nie pogrążył szans swojego brata w wyborach prezydenckich. Co więcej, być może w ostateczności premierem ma zostać Lech Kaczyński po przegranych wyborach prezydenckich, skoro jego brat Jarosław ma za mało ikry. Ale na Boga, trochę powagi, panowie!
Drugi komunikat z niedzieli wyborczej był taki: Sojusz Lewicy Demokratycznej został zaprowadzony do kąta. Już nie trzeba będzie oglądać w telewizji panów Wenderlicha, Dziewulskiego, Siemiątkowskiego, Janika. Oczywiście w PO i PiS jest wiele kreatur. Ale nawet wtedy gdy pojawiają się na ekranie telewizora mam wrażenie, że powietrze w moim pokoju jest czystsze niż wtedy, gdy oglądam na przykład Jaskiernię czy Kwaśniewskiego. Sojusz wprawdzie chyba rzeczywiście się zmienia. To dobrze, choć za wcześnie na wnioski. Wypada mieć jedynie nadzieję, że stanie się autentyczną lewicą, a nie klubem byłych czekistów.
Cóż można powiedzieć o wyniku Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin? Chyba rzeczywiście zacznę wierzyć w zbiorową mądrość narodu. Przecież nie dostali zbyt wiele. To taki straszak na klasę polityczną. "Starajcie się, bo jak nie, to my przyjdziemy" - to głos, który niestety jest potrzebny. Jednocześnie jednak wynik Samoobrony i LPR jest świadectwem zbiorowej głupoty. Jak można głosować na ludzi, których jedynym celem jest zaspokojenie osobistych ambicji, którzy nie mają zielonego pojęcia o funkcjonowaniu państwa prawa? Wystarczy prześledzić występy niektórych posłów w sejmowych komisjach śledczych. Począwszy od Begerowej, skończywszy na młodym Giertychu. Zaczął to rozumieć nawet Lepper, gdy stwierdził, że nie ma kogo desygnować do komisji śledczych. Stąd zapewne pomysł, by z listy Samoobrony startował Andrzej Aumiller. To jedna z największych kompromitacji w tych wyborach. Aumiller startował z pierwszego miejsca Samoobrony w Poznaniu i się nie dostał. Ciekaw jestem, czy ten były polityk Unii Pracy może teraz patrzeć w lustro. Ciekawostką jest fakt, że rosną nam kolejne polityczne dynastie. Do sejmu wszedł na przykład syn Wałęsy, a do senatu córka Alfreda Budnera z Samoobrony - Margareta Budner. Gdy się zerknie na tego pulpecika, to można mieć pewność, że za parę lat będzie wyglądała tak jak dzisiaj Begerowa. Polski parlamentaryzm raczej na tym nie zyska.
Najbardziej szkoda mi Socjaldemokracji Polskiej. Myślałem, że może zastąpią SLD. Nie wyszło. O Demokratach nawet nie chce mi się pisać.
To nie koniec wyborczego pasztetu. Już za chwilę wybory na najwyższy urząd w państwie. Ktoś niedawno prorokował, że "Polacy są przekorni, więc gdy wybory parlamentarne wygra Platforma, to prezydentem zostanie Kaczyński". Być może takie "równoważenie" ma sens. Zatem lepiej, żeby wygrał Tusk.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone