"Ósmy
cud świata" - mówimy czasem. Powiedzonko weszło na stałe
do słownika, ale nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, skąd
się wzięło. Otóż istnieje siedem cudów świata. Jeśli ktoś
nie wie jakie - niech zerknie na stronę
o takim właśnie tytule.
Witryna - powiedzmy to odrazu, jest siermiężna. Treści na
niej niewiele, fajerwerków właściwie żadnych - ale warto tu
wpaść na pięć minut.
Czy potraficie wymienić siedem cudów świata? Spieszę zatem
z podpowiedzią. Każdy z nich dotyczy świata antycznego. Pierwszym
jest piramida Cheopsa. To zarazem jedyny dobrze zachowany
cud świata. Drugim są Ogrody Semiramidy. W palonym słońcem
Babilonie miejsce, w którym pośród zieleni świergolą ptaszki,
faktycznie musialo zdawać się cudem. Tym bardziej, że Ogrody
Semiramidy miały niezwykłą architekturę.
Kolejny cud to dwunastometrowy posąg Zeusa. Na jego zbudowanie
poświęcono 200 kilogramów złota, co dzisiaj pochłonęłoby ponad
130 milionów dolarów. Następna była ogromna świątynia Artemidy
w Efezie. Po niej gigantyczne Mauzoleum w Halikarnasie. Nazwa
wzięła się od władcy Karii, Mauzolosa, który polecił wybudować
sobie okazały grobowiec. Jeszcze większą rzeźbą niż wspomniany
posąg Zeusa był Kolos Rodyjski. Był nieomal tak wielki jak
Statua Wolności w Nowym Jorku. Przez 66 lat stał na wyspie
Rodos. Po trzęsieniu ziemi przewrócił się i przeleżał tak
900 lat. Dopiero w 653 roku Arabowie zniszczyli leżącego Kolosa.
Do przetransportowania cennych resztek użyli ponoć 900 wielbłądów.
Ostatnim cudem była latarnia w Faros. Co ciekawe, zanim powstała,
siódmym cudem były mury Babilonu. Jednak po jej wzniesieniu
zachwyt był tak ogromny, że zdetronizowała mury.
To ledwie szczypta informacji zawartych na stronie. Same w
sobie są one bardzo ciekawe i warto je poznać. Jest jednak
pewien zgrzyt. Strona fukncjonuje na serwerze Instytutu Matematyki
Uniwersytetu Śląskiego. Stworzył ją więc zapewne jakiś znudzony
student. Może było to zadanie domowe na ćwiczeniach z informatyki?
Niczym bowiem nie potrafię usprawiedliwić fatalnego wrażenia
jakie robi witryna. Jest przaśna do bólu. W dodatku jeden
z linków - ten przy Atremizjonie - jest martwy.
Ktoś to raz z nudów wrzucił do internetu, i wisi to "dzieło"
do dziś. Kiepskie wrażenie utrwalają bure ryciny zeskanowane
z jakiejś książki. Tymczasem na lekturę tych informacji warto
poświęcić troszkę czasu. Radzę jednak przed rozpoczęciem czytania
skopiować wszystko do edytora tekstu.
|