Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



JODELA-I-OOOOOO!

Paweł Lacoń




Na pewno nie raz słyszeliście dźwięczne odgłosy jodłowania i zastanawialiście się, co ci śpiewacy wyprawiają ze swoimi gardłami. Ta głosowa ekwilibrystyka wydaje się czasem wręcz nieprawdopodobna, człowiek aż się zastanawia, czy nie ulega złudzeniu słuchowemu.

Miałem kiedyś okazję na własne uszy przekonać się, że nie ma w tym żadnego triku. Chociaż w zasadzie jeden jest. Jodłowanie polega na częstym przechodzeniu z rejestru piersiowego do głowowego. Oznacza to innymi słowy, że raz śpiewa się pełnym głosem, a raz falsetem. Jest to bardzo trudna sztuka, ale jak mówią, trening czyni mistrza.

Szalony impuls

Mężczyźni naukę jodłowania mogą rozpocząć dopiero po przejściu mutacji. Podobnie jest z kobietami - podczas dojrzewania zmienia im się układ ust. Przygotowania do koncertów nawet wykształconym i doświadczonym artystom zajmują wiele miesięcy prób. Tony trzeba ćwiczyć tak długo, aż intonacja, artykulacja i dynamika dźwięku są dokładnie zgrane. Nauka nowych pieśni odbywa się najczęściej przez powtarzanie za dyrygentem, ale występując chór śpiewa bez nut i bez dyrygenta.
Jodłujących śpiewaków można dziś w zasadzie spotkać tylko w jednym regionie - w Alpach. Jodlerzy mieszkają i działają zarówno w Szwajcarii, Tyrolu, jak i Bawarii, a nawet we Francji. Będąc kiedyś po niemieckiej stronie Alp, uległem szalonemu impulsowi i zapisałem się na kurs jodłowania!
Mieszkałem wówczas w Waging am See, bardzo urokliwym miasteczku nad jeziorem Waginger See. To jedno z najcieplejszych jezior w Europie, latem temperatura wody utrzymuje się na poziomie 27 stopni (co nie znaczy, że podczas surowych zim nie zamarza). Nazwa Waging am See jest dziś bardziej historyczna niż geograficzna. Miasteczko nie leży bowiem nad samym jeziorem. W 1867 roku pogłębiono odpływ wody z jeziora, wskutek czego lustro wody obniżyło się o dwa metry. Wystarczyło to, by wszystkie okoliczne miejscowości "odsunęły się" od akwenu.

Jak góral z góralem

Pewnego chłodnego lipcowego poranka razem z grupą pozostałych uczestników kursu wyruszamy w stronę kolejki linowej, która ma nas wywieźć w góry. Wszędzie wokół zalega gęsta mgła. Liny kolejki dosłownie prowadziły w nicość...
Nagle słyszymy: "jodela-i-oooooo"! Już wiemy, że nie zabłądziliśmy. To głos pana Eckera, instruktora jodłowania. Razem z nim wchodzimy na peron kolejki i wsiadamy do gondoli.
Jodłowanie było charakterystyczne nie tylko dla muzyki ludowej regionu Alp. Podobne techniki były niekiedy wykorzystywane przez Indian północnoamerykańskich w ich okrzykach bojowych. Wykorzystywano je również na Kaukazie, w Chinach, Tajlandii, Kambodży, Afryce, a nawet w Arktyce, gdzie znane było Eskimosom.
Jodłowanie narodziło się jako swoisty sposób na rozwiązanie problemów z komunikacją na odległość, dopiero potem stało się skomplikowaną sztuką wokalną. Dzięki umownemu językowi przekazywanemu za pomocą wibracji głosu, góral mógł się porozumieć z góralem, chociaż obaj stali na dwóch różnych szczytach.
Po wyjściu z gondoli kilkaset metrów wyżej, ruszamy piechotą do górskiej wioski Bergen. Tam w gospodzie Herr Ecker udziela nam pierwszej lekcji jodłowania. Zaczyna się od gimnastyki i kontrolowanych oddechów. Poznajemy podstawy techniki i próbujemy swoich sił w paru prostych piosenkach. Mimowolnymi słuchaczami jest czterech krzepkich Bawarczyków sączących piwo z wysokich szklanic.

Dyplom dla każdego

Po krótkiej przerwie znów jedziemy kolejką, jeszcze wyżej. Herr Ecker zabiera nas na górskie hale, będziemy próbować jodłowania z echem. Niestety, wiatr porywa dźwięki, ale przynajmniej nieźle się bawimy. Dwie kursantki, przebrane w tradycyjne bawarskie stroje udają pasterzy nawołujących się z oddali.
Wracamy do gospody w Bergen. Nasz instruktor poleca każdemu zaopatrzyć się w jakiś instrument do wybijania rytmu. Sięga po dwie łyżki i demonstruje, jak ich używać. Sam jednak bierze akordeon. Oho, będzie się działo! Chwila na przygotowanie... i zaczynamy pieśń. Takiej zabawy dawno nie miałem. Poszliśmy na całość, co słychać w nagraniu .
Każdy uczestnik tego krótkiego kursu odbiera specjalny dyplom. Potem wspólnie wznosimy toast na cześć Herr Eckera i wszystkich jodlerów świata! W drodze powrotnej okazuje się, że po mgle nie zostało ani śladu, więc na zakończenie oglądamy wspaniałe górskie widoki. A po powrocie do Waging chwytam dyktafon i nagrywam jeszcze jedną piosenkę pod tytułem "Der Alpara". Zaśpiewałem wszystkie trzy partie, które zmiksowałem później w jedną całość. Posłuchajcie . Ubaw gwarantowany...

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone