Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



OBRONA (JEST) KONIECZNA

Marcin Królak



 


Coś drgnęło. Coś się zmienia. Właściciel domu zastrzelił włamywacza i nie poszedł za to za kratki. Jeszcze kilka lat temu byłby bez szans.

Dyskusja o powszechnym prawie do posiadania broni toczy się od dawna, przybierając na sile zwłaszcza wtedy, gdy opinię publiczną poruszy jakieś szczególnie drastyczne morderstwo. Spektakularnych demonstracji pod Sejmem w tej sprawie na razie nie było, ale temat jest gorący. Przepisy jednak nie zostały jakoś wyraźnie znowelizowane. Nadal trudno jest zdobyć prawo do noszenia giwery, trochę łatwiej (ale tylko trochę) do trzymania jej w domu. Kręgi osób uprawnionych są ciągle ściśle określone i raczej nie rozszerzane.
Przypadek Piotra J., czterdziestoparoletniego mieszkańca Skórzewa dowodzi, że broń palna trzymana w domu nie musi być środkiem prowadzącym do nadużyć. Zdarzenie to stało się także przyczynkiem do bardziej trzeźwego spojrzenia na kwestię obrony prywatnej własności. Jestem pełen uznania dla poznańskich prokuratorów, którzy uznali, że nie ma podstaw, by stawiać jakiekolwiek zarzuty posiadaczowi broni, który zrobił z niej użytek. Dodajmy - jak najbardziej właściwy użytek.
Mimo szacunku dla życia, jako wartości - niekoniecznie nadrzędnej, choć w mojej prywatnej hierarchii stojącej wysoko, staję murem za owym właścicielem domu. Sam prawdopodobnie zrobiłbym tak samo. W sytuacji potencjalnego zagrożenia życia nie ma się co zastanawiać. Albo ja ich, albo oni mnie. Ktoś pewnie powie, że zastrzelony 18-latek nie miał morderczych zamiarów. A skąd to wiadomo? Był pod wpływem alkoholu, a substancje odurzające zmieniają zdolność do pojmowania własnych czynów. Mógł zabić, nawet tego nie planując. Poza tym człowiek wchodzący w nocy do mojego domu przez okno jest dla mnie potencjalnym mordercą, i już. Ja nie muszę się zastanawiać, czy nieproszony gość chce mnie zabić, okaleczyć, okraść, czy tylko wymalować sprayem ścianę. Bronię siebie i swojej własności - i jeśli mam broń, to z niej strzelam. My home is my castle.
Decyzja prokuratury jest dla mnie sygnałem, że nareszcie zaczynamy przyjmować rozsądne wzorce z amerykańskiego systemu moralno-prawnego. Wreszcie interesują nas nie tylko głupawe pseudo święta w rodzaju Halloween, ale także trzeźwa ocena prawa do obrony koniecznej.
Próg mojego domu jest granicą, której nikomu nie wolno przekroczyć bez mojej zgody. Ani policjantowi bez nakazu sądowego, ani kuzynce bez zaproszenia, ani pijanemu nastolatkowi z cegłą w ręku. Piotr J. oddał dwa strzały ostrzegawcze zanim postrzelił włamywacza. To świadczy o jego zimnej krwi - i zarazem znajomości przepisów (świadczy zarazem na niekorzyść domniemanego złodzieja). Ktoś inny na jego miejscu mógłby być tak przerażony, że strzelałby do przestępcy bez namysłu i bez czekania na jego reakcję. A nawet gdyby nie miał broni palnej (bo nie kwalifikowałby się z powodów emocjonalno-psychicznych), to mógłby użyć noża kuchennego, kija od szczotki, albo choćby własnych pięści. Gdyby skończyło się to śmiercią włamywacza, także w tym przypadku prokuratura powinna zrezygnować z przedstawiania zarzutów, bo to również byłaby obrona konieczna.
Ujmę to obrazowo: jeśli ktoś w środku nocy (albo za dnia) wybije szybę w oknie i wejdzie do mojego domu, nie będę podstawiał mu stołeczka, żeby sobie broń Boże nóżki nie uszkodził. Nie zapytam czy wypił dwie flaszeczki i szuka trzeciej. Nie zaczekam, aż wejdą jego koledzy. Po prostu zdzielę go w łeb najcięższym przedmiotem jaki będzie w zasięgu wzroku, i to kilka razy. A dopiero kiedy upadnie nieprzytomny, zadzwonię na policję. Najwyższy czas, żeby przestępcy zaczęli się bać, a nie ich ofiary.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone