Kiedy
nie dopisuje pogoda, a koniecznie chce się gdzieś pojechać,
coś pozwiedzać - najlepiej wybrać się w takie miejsce, gdzie
kapryśna aura nie ma nic do powiedzenia i na pewno nie popsuje
wycieczki.
Miłośnikom penetracji podziemi niestraszny deszcz, bo przecież
pod ziemią nie pada. Zachmurzone niebo nie jest więc dla nich
czynnikiem odstraszającym. Dlatego bez względu na warunki
pogodowe biorą latarki, zakładają kaski, ciepło się ubierają
i zstępują w głąb ziemi.
Co może być ciekawego w nieczynnej kopalni węgla? Wszystko!
Od muzealnej ekspozycji w budynku na powierzchni, przez stare
urządzenia naziemne i podziemne, po same szyby i sztolnie.
Taką ofertę ma dla turystów kopalnia w Nowej Rudzie. Pierwszym
wyzwaniem jest jednak odnalezienie samej kopalni. Skąpa ilość
tablic informacyjnych może tu być pewnym utrudnieniem. Najlepiej,
w myśl starej zasady zdać się na koniec języka.
Kopalnia nie jest jeszcze szeroko znaną atrakcją turystyczną.
Stąd brak tłumów wycieczkowiczów. Wieliczki na razie Nowa
Ruda nie przegoni. Co nie znaczy, że nie można tego zmienić
w przyszłości. Tak czy inaczej, kopalnia jest doskonale przygotowana
do zwiedzania, jest bezpieczna, ma obsługę przewodnicką i
kilka niespodzianek.
Kopalnia w Nowej Rudzie to jedna z najstarszych w Polsce kopalni
węgla. Zawsze należała do bardzo niebezpiecznych z powodu
zagrożenia wyrzutami gazów i skał. W 1958 roku doszło tu do
największego w świecie wybuchu, w trakcie którego zostało
wyrzucone 5000 ton węgla. Świadectwom walki człowieka ze skałą
- długiej, ciężkiej, czasem tragicznej - można się przyjrzeć
w salach Muzeum Górnictwa.
Gabloty prezentują historię górnictwa węgla na terenach Dolnego
Śląska, rozwój techniki górniczej i zmiany zachodzące w sposobie
ubierania górników na przestrzeni dziejów (ach, te czapki!).
Są też urządzenia ratownicze i kontrolne stosowane w kopalniach.
Ba! Jest wręcz cała dyspozytornia, z której kiedyś koordynowano
pracę grup ratowniczych. Ciekawe są aparaty tlenowe używane
przez ratowników.
Ale oto zbliża się chwila zstąpienia w głąb ziemi. Zanim jednak
turyści przekroczą bramę sztolni, wybierają sobie marki. To
blaszki z wybitymi numerami, te same, które przed laty górnicy
zabierali do pracy pod ziemią. Ułatwiały one kontrolowanie,
czy wszyscy po szychcie wyjechali na powierzchnię. Oprócz
marki każdy turysta dostaje lampę górniczą (a co!) i kask.
W chodniku - jak to w chodniku, ciemno i chłodno. Trasa w
podziemnych wyrobiskach ma około 700 m. Można tu zobaczyć
cały przekrój techniki i urządzeń do urobku węgla, które są
lub były używane w kopalniach węgla. Ale technika i ślady
działalności człowieka to jedno, a historia przyrody to drugie.
W chodnikach noworudzkiej kopalni są bowiem skamieniałości
roślinności rosnącej na tych terenach przed przeszło 300 mln
lat!
Legenda mówi, że kopalni strzeże duch Skarbnik. Nie będę wchodzić
w szczegóły, żeby nie popsuć niespodzianki, ale osoby o słabych
nerwach nie powinny chyba wchodzić do sztolni. Czy to Skarbnik,
czy ktoś inny - kopalnia w każdym razie nie jest zupełnie
opustoszała...
Spory odcinek chodnika pokonuje się podziemną kolejką - bodajże
jedyną w Polsce. Do 3 wagonów zmieści się 36 osób. Skład ciągnie
lokomotywa elektryczna, obsługuje ją maszynista-górnik, który
pracował w noworudzkiej kopani jeszcze za czasów jej funkcjonowania
dla celów wydobywczych.
Trasa jest krótka, ale ciekawa. A na powierzchni można jeszcze
kupić pamiątkową monetę (wybitą na miejscu przez mini-mennicę),
przejechać się konno albo wozem taborowym, postrzelać z łuku
i wiatrówki albo poszukać skarbów ukrytych na hałdach. A że
można tam znaleźć nie byle co, wie każdy student geologii!
|