Istnieją
znaki, które są rozpoznawalne na całym świecie. Z reguły są
to emblematy będące swego rodzaju godłem ponadnarodowych firm,
które zajmują się produkcją różnego rodzaju dóbr.
Logo jako powód do dumy i jednocześnie gwarancja jakości,
eksponowane jest w czytelnym miejscu. Sam w sobie ma wartość,
która niejednokrotnie obliczana jest na gigantycznym poziomie.
Wystarczy przywołać przykład coca-coli, albo mercedesa.
Jest jednak znak, który - choć rozpoznawalny wszędzie - nie
ma rynkowej wartości. To symbol Międzynarodowego Komitetu
Czerwonego Krzyża (ICRC). Organizacja ta powstała w 1864 roku.
Była odpowiedzią na rosnącą liczbę ofiar wojen. Z jednej strony
chodziło o niesienie skutecznej pomocy tym, których można
ratować na polach bitew, a z drugiej o zapewnienie, że niesienie
tej pomocy nie będzie uniemożliwiane przez walczące ze sobą
strony konfliktu. Oczywiście pojawiła się konieczność stworzenia
uniwersalnego symbolu. Powody dla których wybrano czerwony
krzyż na białym tle nie są do końca jasne. W dokumentach ICRC
można się spotkać z opinią, że to wyraz wdzięczności dla kraju,
w którym stworzono tę organizację - czyli dla Szwajcarii.
Wszak symbol ICRC to kolorystyczna odwrotność flagi tego kraju.
Symbol wtopił w się świadomość chyba we wszystkich miejscach
na świecie. Pojawiły się jednak kontrowersje. Niektóre kraje
postulowały, by umożliwić im stosowanie własnego symbolu.
Tak było na przykład z Turcją. Stąd w 1929 roku zdecydowano
na przykład o stworzeniu znaku Czerwonego Półksiężyca. Tego
rodzaju inicjatywa była raczej przykra. Świadczyła bowiem
o traktowaniu czerwonego krzyża na białym tle jako środka
swego rodzaju ekspansji religijno-kulturowej. To zwyczajna
pomyłka, pomylenie intencji, niezrozumienie. Tak czy inaczej
symbol ten funkcjonuje, i lepiej już nie szukać dziury w całym.
Zdarza się, że krzyż i półksiężyc powiewają na jednym białym
sztandarze.
Raz uchylona furtka sprawiła jednak, że jak z rękawa pojawiły
się inne pomysły. Czerwony lew na białym tle, czerwone słońce,
gwiazda Dawida, itp. Świadczy to niestety o dewaluacji symboliki
Czerwonego Krzyża. Miał to być uniwersalny znak, a robi się
mozaika przypominająca flagi narodowe. Te wątpliwości są jednak
niczym przy toczącej się dyskusji nad nowym symbolem. Otóż
ma stać się nim czerwony romb. To nie symbol, to właściwie
figura geometryczna na białym tle. Znak wyprany z wszelkich
odczuć, wartości, ideałów, które kryły się pod czerwonym krzyżem.
Jakie argumenty są przytaczane?
Zdaniem inicjatorów zmiany współczesne konflikty często toczą
się na tle waśni religijnych, etnicznych, coraz więcej aktów
przemocy ma swoje źródło w fanatyzmie religijnym. I choć nikt
nie chce powiedzieć konkretnie, że przeszkadza im krzyż, to
wszystko jednak do tego się sprowadza. Czyli wracamy do dyskusji,
którą nieszczęśliwie zaczęto kilkadziesiąt lat temu. Dlaczego
jednak Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża ma przyjmować
logikę fanatyków religijnych i ekstremistów? Dlaczego ma ulegać
ich presji? Dlaczego wyjątkową wrażliwość w poszanowaniu cudzych
uczuć okazuje tylko tym, którzy tej wrażliwości za grosz nie
mają? Niestety po raz kolejny politycznie poprawni "postępowcy"
wykazują szczególne zrozumienie dla ludzi, którzy logo ICRC
kojarzą wyłącznie z krzyżowcami, zapominając o reszcie.
|