Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



ZARZYNANY PROSIAK

Marta Brell




Pierwszy weekend września przyniósł nam nową Miss Polonia i nowych laureatów festiwalu w Sopocie. Przyniósł też niespodziankę w postaci przyjacielskiej wizyty chińskich komunistów u Andrzeja Leppera, ale o tym niech pisze ktoś inny.

Czy Bursztynowe Słowiki 2005 należały się Andrzejowi Piasecznemu, nie mnie osądzać. Od tego było jury, a jego kompetencji podważać nie będę. Mogłabym się za to porozwodzić nad wyborem publiczności, która sms-ami głosowała na swoich wybrańców. Nagroda publiczności przypadła grupie Virgin i jej silikonowej wokalistce Dodzie. Jeśli chodzi o walory wokalne Doroty Rabczewskiej to chyba lekko przegrały z wizualnymi (zwłaszcza u męskiej części publiczności), ale generalnie nie ma się co pastwić nad widzami. Taka moda - taki wybór. Mogło być gorzej. I prawie było. Bo oto tuż za Dodą uplasowała się Mandaryna, "przebój" ostatnich tygodni.
Cudzysłów postawiłam nieprzypadkowo. Od jakiegoś czasu w internecie można znaleźć niezwykle interesujące nagranie. To fragment koncertu Mandaryny (urzędowo: Marty Wiśniewskiej) sprzed dwóch miesięcy. A ściślej - zarejestrowany śpiew wokalistki . Śpiew? Brzmi to raczej jak kwiczenie zarzynanego prosiaka. Sama Mandaryna twierdzi, że tylko markowała śpiewanie, bo koncert szedł z playbacku. Jednak nawet ci, którym przysłowiowy słoń nadepnął na ucho zorientują się, że wokalistka okrutnie fałszuje, a nagranie bezlitośnie obnaża jej mizerne zdolności. W dodatku prawdopodobnie podczas koncertu Mandaryna była pijana jak dziki mops! Dowodzi tego bełkotliwość wydawanych przez nią dźwięków.
Pani Wiśniewska tłumaczyła w wywiadach, że utwór zarejestrowano bez jej wiedzy. Twierdziła, że domyśla się, kto to zrobił, ale nie będzie z nim rozmawiać, bo "z terrorystami się nie negocjuje".
Pikanterii dodaje sprawie fakt, że nagranie z koncertu pojawiło się w internecie niedługo przed festiwalem w Sopocie, gdzie Marta Wiśniewska ubiegała się o Bursztynowego Słowika i Słowika Publiczności. Odnaleźli je prezenterzy Radiostacji i nie namyślając się wiele puścili na antenie. Odzew był natychmiastowy. Cała Polska ryknęła ze śmiechu. Michał Wiśniewski zapowiedział, że jak już się dowie, czyja to sprawka, to osobiście "da mu w ryja".
Tymczasem szanowna małżonka czerwonowłosego milionera stanęła w Sopocie w konkursowe szranki. Już wcześniej szumnie zapowiadała, że przełamała swój strach i teraz będzie śpiewać na żywo. Wyobrażacie sobie? Piosenkarka, która wreszcie zacznie śpiewać na żywo! Czapki z głów! No i zaśpiewała. Tym razem nie potrzebny był żaden "terrorysta". Publiczność w Operze Leśnej oraz miliony telewidzów przekonały się od razu, jakim talentem dysponuje rzeczona piosenkarka. Co nie przeszkodziło fanom Mandaryny natychmiast stanąć w jej obronie na licznych forach internetowych. Na szczęście jury wykazało się tu wyczuciem dobrego smaku i rozsądkiem, i mówiąc dosadnie - spuściło babę na bambus.
Nie spodziewam się, by zakończyło to karierę Wiśniewskiej. Jej mąż wpompował w PR zbyt dużo kasy, by teraz rezygnować z dalszej promocji. Poza tym niestety oboje będą chcieli udowodnić Polakom, że Mandaryna mimo wszystko umie śpiewać. Na marginesie: mam duży szacunek dla technika, który w studiu nagraniowym "wyciągał" jej śpiew do przyzwoitego poziomu. Kawał dobrej roboty. Szkoda tylko, że nikomu niepotrzebnej. Ale pewnie dobrze płatnej.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone